




Zdejmij sukienkę
GINGER
Z ciemnym chichotem, Brody puścił mnie i odsunął się.
Moje nogi drżały, oczy wypełniły się łzami, które szybko starłam rzęsami. Gdy moje mięśnie się rozluźniły, skóra na plecach zapiekła bólem, a ostry jęk za mną powiedział mi, że uszkodzenia mojej gojącej się skóry były prawdopodobnie gorsze, niż myślałam.
"C-co do cholery, Odrzucona, krwawisz?" Brody wydukał. "O kurwa, Linc, przysięgam, że to nie ja jej zrobiłem."
Nie, to nie ty, ale Bogini wie, że to, co planowałeś, było prawdopodobnie gorsze.
"Z tego, co słyszałem, sama sobie to zrobiła," powiedział Lincoln, gdy się odwróciłam. Trzymając oczy nisko na ziemi, przeszłam obok Brody'ego w stronę białych, eleganckich sneakersów Lincolna. "Idź do piwnicy," rozkazał Lincoln. "Zaraz tam będę."
No to chwała Bogini. Musi teraz iść do domu watahy.
Gdy przechodziłam obok niego, rzuciłam bardzo krótkie spojrzenie w jego oczy i od razu wiedziałam, że to był błąd, bo nie zobaczyłam tam tylko zimnej nienawiści. Nie. Było tam coś jeszcze. Coś znacznie bardziej przerażającego i drapieżnego.
Przemoc.
Szczęka Lincolna była napięta, mięśnie tuż pod cieniem jego wyrazistych kości policzkowych napinały się z wściekłością. Starałam się nie zauważać surowych zmian, jakie lata wprowadziły w jego rysy, ale nie mogłam. Kiedy Lincoln był młody, było jasne, że będzie diabelnie przystojny, nawet gdy myślałam, że jest moim bratem, nie było co do tego wątpliwości. Wtedy po prostu nie myślałam o tym w ten sposób. Wszystkie dziewczyny były w nim zakochane, a jeśli mam być szczera, często wykorzystywałam ten fakt na swoją korzyść. Kiedy wyjechał do szkoły z internatem, miał czternaście lat, a ja dziesięć. Luna Zelda i Alfa Mario nigdy nie pozwalali mi go odwiedzać, gdy tam jeździli, choć nigdy nie wiedziałam dlaczego. Następnym razem zobaczyłam go w dniu moich piętnastych urodzin, trzy lata temu. Ale nawet wtedy nie był tak imponującą postacią, jaką jest teraz. Teraz, jako powracający syn... nowy Alfa... widzę, że jego metamorfoza z nastoletniego przystojniaka w doświadczonego wojownika była grzeszna w sposób, którego odmawiałam rozważać.
Moje oczy odwróciły się od niego ze strachu i przyspieszyłam kroku, kierując się prosto do jaskini grozy, która obecnie służyła mi za sypialnię.
Nieco ponad dwa lata temu Lincoln przejął swoje pierwsze terytorium. W młodym wieku dziewiętnastu lat był na dobrej drodze do zostania jednym z najbardziej nieustraszonych przywódców, jakich kiedykolwiek widziano, a wszystko to w imię Watahy Briarwood. Watahy Meg. W tamtym czasie on i córka Alfy, Meg, mieli się pobrać. Alfa Collin, ojciec Meg, i Alfa Mario, mój były ojciec, byli najlepszymi przyjaciółmi od czasów szczenięcych, a ich związek był zawsze czymś w rodzaju marzenia dla obu. Teraz jednak, po trzech długich latach u jego boku i niezliczonych wygranych bitwach, Lincoln wszystko porzucił. Trzeba było się tylko zastanawiać dlaczego. Co sprawiło, że porzucił watahę, którą udało mu się uczynić jedną z najsilniejszych w kraju. Czy to tylko Meg? Czy po prostu zdecydował się nie mieć jej? Czy może było coś bardziej złowieszczego... coś, co sięgało głębiej niż powierzchnia?
Zawsze jednak Linc był najlepszym wojownikiem, zawsze na szczycie swojej klasy, a jedną rzeczą, która była pewna, była jego umiejętność jako wojownika. Może więc wygrywanie bitew nie było już dla niego wyzwaniem. Może nie widział tego jako osiągnięcia, jak wszyscy inni.
Może jest znudzony.
Ostrożnie wszedłem do ponurej piwnicy, trzymając ręce w gotowości, na wypadek gdyby ktoś postanowił pomóc mi w zejściu. Uszy miałem otwarte i czujne, chcąc wychwycić najmniejszy dźwięk kogoś, kto mógłby mnie wyprzedzić. Gdy moje stopy dotknęły ziemi, spojrzałem na swoje zakurzone schronienie z mieszanką wstydu i niechęci.
Ciekawe, co Lincoln pomyśli o moim zdegradowaniu, ten bezduszny drań.
Dźwięk zamykających się za mną drzwi piwnicy był jak impuls elektryczny prosto do mojego serca. Zaczęło bić dziko, musiałem je uspokoić, licząc ciężkie kroki Lincolna na schodach.
Stałem twarzą do ściany, próbując zebrać siły i zneutralizować strach. Nie powinienem się go tak bać. Nigdy mnie naprawdę nie skrzywdził. Po prostu zrujnował mi życie.
"Truskawka," zimny głos Lincolna był mroczny i złowrogi. "Cóż ty, do cholery, tam na górze wyprawiałaś, co? Powiedz mi, co chciałaś osiągnąć? Flirtując tak bezwstydnie z nowym Beta twojej watahy?"
Flirtować? O nie, do diabła!
Magiczne słowa mają wiele sylab i te zadziałają.
Odwróciłam się do niego, z kpiącym uśmiechem na ustach, ignorując fakt, że jego klatka piersiowa unosiła się z niewydanym gniewem, a blask w jego oczach obiecywał brutalność. "Nie flirtowałam z nim! On mnie zaatakował! To ci powiedział?! Że z nim flirtowałam?"
"Po pierwsze, on cię nie zaatakował. Jesteś cała." Mchy spojrzenie Lincolna zwróciło się ku górze, jego twarz uniosła się, jakby mógł zobaczyć Brody'ego przez deski podłogi. "Musiałaś zrobić coś, żeby cię dotknął. W przeciwnym razie, dlaczego miałby to zrobić?"
Parsknęłam. "Dlaczego miałby to zrobić? Och, nie wiem. Może dlatego, że jest zdesperowanym dupkiem?"
Przez moment byłam pewna, że Lincoln zachichotał, ale musiałam mieć halucynacje, bo w następnej chwili jego twarz wykrzywiła się w grymasie. Spojrzał na mnie, powoli zbliżając się, z niskim warkotem rozchodzącym się w jego piersi. "Nie zapominaj," powiedział cicho, zaczynając krążyć wokół mnie jak tygrys na polowaniu. "Ten dupek jest teraz twoim Beta i musisz go szanować."
Ani mi się śni.
Nawet ciebie nie szanuję.
Ale powiedziałam: "Tak, Alfa Lincoln. Przepraszam."
Lincoln kontynuował krążenie wokół mnie, aż znowu znalazł się za moimi plecami. "Bogini, jesteś brudna. To ziemia czy krew na twoich plecach, Odrzucona?"
Zaciskając zęby, wciągnęłam powoli powietrze i odpowiedziałam, wypuszczając je: "Krew, Alfa."
"Krew," powtórzył tak cicho, że prawie nie byłam pewna, czy w ogóle to powiedział. "Pokaż mi."
Um - er - co?
"Przepraszam, Alfa Lincoln... czy powiedziałeś-"
"Pokaż mi swoje plecy, Rudy. I nie każ mi powtarzać. Zdejmij sukienkę i... pokaż... mi. TERAZ!"