




Odrzuć
GINGER
Moje gardło się zacisnęło, a bok szyi pulsował w rytm bicia mojego serca. Krew szumiała w moim ciele, a dreszcz niepokoju przeszywał mój kręgosłup, jakby zszywał moje kości. Nagle było mi bardzo trudno się poruszyć, i to do tego stopnia, że nie mogłam nawet podnieść podbródka. Ale kiedy moje oczy uniosły się w górę i odwróciły od łóżka, mój wzrok padł na okna. Na odbicie w szybie. Zobaczyłam tam za mną mężczyznę. Mężczyznę.
Alfę.
O, Bogini. Czy ktoś naprawdę może się tak zmienić w dwa lata???
Lincoln. Był ogromny.
Oddychaj... nie ma powodu, żeby się tak bać. Nic złego nie zrobiłaś. Nic.
"Co robisz w moim pokoju, Truskawko? Dotykasz mojego łóżka, nie mniej."
Truskawka. Nienawidzę, że nadal tak mnie nazywa.
Odwracając się, spuściłam wzrok, żeby nie musieć patrzeć w jego oczy. "Luna Zelda kazała mi przygotować twój pokój, Alfa Lincoln. Przepraszam. Nie chciałam być tutaj, kiedy przyjechałeś."
Zaśmiał się, a ja walczyłam z pragnieniem, by na niego spojrzeć. Minęło trochę czasu, odkąd widziałam Lincolna uśmiechającego się, nie mówiąc już o śmiechu. Mimo że jego chwilowa radość wynikała z czerpania przyjemności z mojego popieprzonego życia, dźwięk ten mnie rozgrzał.
"Alfa Lincoln," zamruczał gardłowo. "Jak to imię smakowało na twoim języku, odrzucona? Dobrze, mam nadzieję. Cieszę się, że przynajmniej nauczyłaś się swojego miejsca od ostatniego razu, kiedy tu byłem. Ale byłbym zadowolony, gdybym sam mógł cię tego nauczyć, gdyby moja matka nie wykonała tak doskonałej roboty."
Cisza, która nastała, przetoczyła się po mnie jak gorąca lawa, paląc mnie po plecach i topiąc mnie w kałużę bezużytecznego strachu u jego stóp. Moje uszy płonęły, twarz się rozgrzała, jestem pewna, że wyglądałam tak przerażona, jak się czułam. Trzymając w polu widzenia nieskazitelnie białe tenisówki Lincolna, uniknęłam zadania spalenia się jego oczami, ale... czułam je. Były wszędzie na mnie.
Lincoln stanął tak blisko, że musiałam wstrzymać oddech, żeby utrzymać dumną postawę. Jego nagie, brązowe ramiona wypełniły mi pole widzenia, a czarne jak smoła tatuaże sprawiły, że mój wzrok się zamazał.
Kiedy on zrobił te wszystkie tatuaże? Nie miał ich ostatnim razem, kiedy tu był.
Rozciągały się przez jego dłonie i nadgarstki, a potem wzdłuż przedramion aż do bicepsów jak skały. Byłam prawie zahipnotyzowana nimi. Zauroczona. Wirujące wzory w tak misternie utkanej kaligrafii, rozpalały moje żyły.
Jest w tych słowach moc. Wiem to. Czuję to.
Odczucie, które wywoływały, było niemal elektryczne i czułam, że jestem do nich przyciągana w sposób, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Musiał zauważyć moje zainteresowanie, ha, oczywiście, że zauważył, drań, bo w następnym momencie podniósł ręce do mojej twarzy, żebym mogła lepiej zobaczyć pięknie napisane słowa na jego knykciach. Jednak nie mogłam ich przeczytać. Były w jakimś obcym języku, którego kompletnie nie znałam. To sprawiało, że były jeszcze piękniejsze i przez chwilę musiałam się zastanawiać, czy są w języku czarownicy lub szamana.
Nie bądź śmieszna, Ginger. Naprawdę?
"Nie przypuszczam, żebyś wiedziała, co one znaczą?" Lincoln wymruczał, opuszczając ręce.
"Nie, Alfa," odpowiedziałam, wiedząc, że lepiej nie mówić nic innego.
"Spójrz na mnie, odrzucona. Pozwól mi zobaczyć twoje oczy."
Kurwa. No to zaczynamy. Jaka nowa forma piekła to będzie?
Zaczęłam je podnosić, moje spojrzenie pulsowało z przerażeniem, które zaciskało mi gardło, ale zanim mogłam dotrzeć do palącej intensywności, jaką można było znaleźć w zielonej nienawiści jego oczu, moją uwagę przyciągnęło inne zło.
"Ginger!" Głos Zeldy, ostry jak uderzenie bicza, trzasnął za jego plecami. "Co ty, do cholery, robisz tutaj, przeszkadzając mojemu synowi?"
Lincoln odskoczył tak szybko, że zastanawiałam się, co miało się właśnie wydarzyć. Prawie jakby jego kroki były winne czegoś, jakby jego bliskość wynikała z jakiejś jego słabości, a nie z okrucieństwa, w którym teraz był biegły.
"Kończyłem właśnie, proszę pani. Uznałem za stosowne przeprosić naszego nowego Alfę za zanieczyszczenie jego przestrzeni. Miałem już wychodzić, kiedy wszedł."
"No to wynoś się. Nie powinieneś zajmować czasu Lincolna. Ma o wiele ważniejsze rzeczy do załatwienia w dniu urodzin swojej siostry."
To twój syn mnie tu zatrzymał, goblinie.
"Racja," zgodził się Lincoln. "Ale hej, teraz. Czyż to nie twoje urodziny też, odrzutku? Nie żeby ktoś się tym naprawdę przejmował. Nie będziesz ich świętować, prawda?"
Zelda zachichotała i w końcu podniosłam głowę, patrząc poza niego na jego sukowatą matkę. Jej oczy błyszczały złośliwością. "W rzeczywistości, co roku dajemy jej prezent. Możesz przyjść i być świadkiem tego dzisiaj wieczorem, Linc. W rzeczywistości, nalegam, żebyś wziął w tym udział. Twój ojciec odmawia dołączenia do nas, nie może znieść jej obecności, ale Giselle i ja czekamy na to co roku. A ty... Myślę, że będziesz w stanie w pełni docenić naszą małą tradycję za to, czym jest."
Oczy płonące, walczyłam z łzami, które zasnuwały mi wzrok.
Czy on by się tym cieszył? Czy ten sam Lincoln, który kiedyś rozbił wargę swojego najlepszego przyjaciela za przypadkowe potknięcie się o mnie podczas wyścigu w workach, cieszyłby się, patrząc, jak mnie biją?
Prawdopodobnie.
"Brzmi interesująco, matko, ale mogę być zbyt zajęty przeprowadzką do Domu Stada, żeby poświęcić temu odrzutkowi mój wolny czas."
Dzięki Bogu.
"Co?" szok rozczarowania, który rozbrzmiał w piskliwym głosie Zeldy, prawie sprawił, że się uśmiechnęłam. "Chcesz powiedzieć - że nie będziesz tu mieszkał?"
O proszę, proszę, proszę, Bogini Księżyca! Niech to będzie prawda!
"Nie denerwuj się, matko. Mam sporo zmian do wprowadzenia w sposobie, w jaki ojciec zarządzał sprawami. Na przykład, nasi wojownicy - są słabi i jeśli okażą się nieodpowiedni, będą musieli zostać zastąpieni. W rzeczywistości, właśnie tam się teraz udaję, aby rozpocząć ich testowanie. Poza tym, jestem dorosłym mężczyzną. Mam... potrzeby. Potrzeby, które nie mogą być odpowiednio zaspokojone tutaj."
Chociaż moja uwaga była skupiona na otwartych drzwiach przede mną, przysięgłabym, że ostatnie słowa Lincolna były skierowane w moją stronę.
Przerażone zielone spojrzenie Zeldy wyostrzyło się. "Wynoś się, Ginger. Chcę mieć trochę prywatności z moim synem."
"Tak jest, proszę pani," powiedziałam, z ulgą. Z lekkim ukłonem głowy dodałam, "Czy mogę być zwolniona, Alfa Lincoln?"
Każdy mięsień mojego ciała był napięty, czekając na jego zwolnienie. Nadal nie spojrzałam na niego w pełni i nie chciałam. Z odrobiną szczęścia nie będę musiała, przynajmniej jeszcze nie teraz.
"Na razie," powiedział Lincoln, a ja poczułam jego kolejne słowa jako skręconą przestrogę. "Ale chcę z tobą porozmawiać, zanim wyjdę, więc skończ swoje regularne obowiązki do końca godziny. Twoje dni pasożytowania na mojej rodzinie dobiegły końca. Zamierzam sprawić, żebyś zapłaciła za każdą pojedynczą noc spędzoną w bezpieczeństwie tego domu."