Read with BonusRead with Bonus

04. Ostatni żyjący Sinclair

Moje słowa zaskoczyły Christophera. Widać to po poważnym wyrazie twarzy, który na chwilę się zmienia, a brwi marszczą się na ułamek sekundy, by zaraz wrócić do normalności, jakby to była tylko iluzja.

Ksiądz, również przytłoczony tą ceremonią, która z pewnością jest bluźnierstwem, kończy ją rutynowym błogosławieństwem, które brzmi ironicznie w moich uszach: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.”

Wokół nas goście zaczynają bić brawo, ich wymuszone uśmiechy próbują ukryć dyskomfort, jaki odczuwają wobec małżeństwa, które oczywiście jest pozbawione szczęścia.

Wymieniam ostatnie spojrzenie z Christopherem, ale jest ono krótkie i obojętne. Nie ma pocałunku, który by przypieczętował ceremonię, brak czułych pieszczot... Po prostu odwracamy się do gości, gotowi stawić czoła samotnemu przyjęciu pełnemu ludzi i bezsensownych gestów.


Mimo że przysięgałam, że będę żyć bez żalu, jeśli dostanę szansę naprawienia błędów, niemożliwe jest nie czuć goryczy, stojąc w centrum tej absurdalnej sali, zmuszając się do uśmiechu dla każdego, kto przychodzi mnie powitać.

Moje oczy błądzą po szczegółach sali, przynosząc niepokojącą nostalgię... w końcu wszystko jest dokładnie takie, jak dziesięć lat temu, kiedy po raz pierwszy zostałam żoną Christophera Houghtona.

Rozglądam się, widząc ściany ozdobione dużymi ramami przedstawiającymi długą historię rodziny Houghtonów, której wpływy sięgają XVI wieku.

To było coś, z czego kiedyś byłam dumna. Bycie adoptowaną przez rodzinę o szlacheckiej krwi wydawało się fabułą współczesnej bajki, o której marzyłaby każda nastolatka, zwłaszcza z Księciem z Bajki, który sprawił, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

Pomimo sztywnych etykiet i wyrachowanych uśmiechów, podobało mi się to i zawsze miałam wielką, głęboką wdzięczność dla Dziadka Marshalla, który mnie adoptował z powodów, które dla niektórych były dowodem lojalności, ale mogą być również postrzegane jako egoizm przez bardziej krytyczne spojrzenia.

Moje oczy spotykają się z oczami Dziadka, który uśmiecha się, gdy zauważa moje zainteresowanie. Przerywa rozmowę z dwójką swoich siedmiorga dzieci i szybko podchodzi, przyciągając mnie do pocieszającego i otulającego uścisku.

W momencie, gdy jego ramiona mnie obejmują, wszystkie oczy zwracają się na nas. Ten publiczny wyraz czułości nie jest typowy dla hrabiego jak on, ale dowodzi, że mimo iż nie noszę jego krwi, jestem tą, która ma jego największą przychylność.

Zapach jego klasycznego wody po goleniu i lekka szorstkość jego garnituru na mojej skórze przynoszą niespodziewany komfort, a moje ciało natychmiast się rozluźnia w jego ramionach, punkt spokoju w chaosie.

Zamykam oczy, boleśnie świadoma, że za sześć miesięcy Marshall Houghton odejdzie z tego świata, a jego rodzina rozpocznie wojnę o testament, który wielu uznało za niesprawiedliwy.

Minęły lata, odkąd zmagałam się z bólem utraty człowieka, który wychował mnie od dwunastego roku życia i ukształtował kobietę, którą się stałam, na lepsze lub gorsze. Może dlatego nie brałam pod uwagę, że powrót do przeszłości i przeżywanie na nowo obok ludzi, którzy już odeszli z tego świata, tak jak ja, może być bolesne.

Ale teraz, gdy jesteśmy tutaj, i widzę jego brązowe oczy pełne emocji, gdy odsuwa się od uścisku, w gardle tworzy się węzeł. Chyba robię naprawdę żałosną minę, bo dotyka mojej twarzy i uśmiecha się subtelnie.

„Charlotte, moja droga,” zaczyna, jego głos zdławiony emocjami, ale pełen elegancji, „Dziś jest dzień, o którym marzyłem od dawna, jeszcze zanim pojawiłaś się w naszym życiu.”

Patrzę na jego lekko pomarszczone dłonie, które trzymają moje — dłonie, które mimo że zawsze były miękkie, nie mogą uciec przed zniszczeniami czasu.

„Znasz tę historię; opowiadałem ją milion razy,” uśmiecha się jeszcze szerzej, sprawiając, że i ja się uśmiecham, ciepłe wspomnienia rozgrzewają moje serce. „Ale twój dziadek był naprawdę wielkim człowiekiem. Nigdy nie zapomnę, jak oddał swoje życie, by uratować moje podczas tamtego pożaru sześćdziesiąt lat temu. Był prawdziwym bohaterem.”

To historia o tym, jak mój dziadek, Harold Sinclair, uratował młodego hrabiego domu Houghtonów przed pożarem, który pochłonął rezydencję, zredukował ją do ruin i zabrał jego życie w procesie.

Harold Sinclair zostawił trójkę dzieci, z których wszystkie również zmarły; zarówno mój ojciec, jak i jego dwaj bracia zginęli tragicznie. Moja babcia była ostatnią, która zmarła; jej serce nie mogło znieść smutku po pochowaniu męża i wszystkich swoich dzieci. Jestem jedyną wnuczką — ostatnią żyjącą Sinclair.

Marshall wspierał rodzinę od samego początku, być może z poczucia honoru i wdzięczności. Kiedy dowiedział się, że jestem ostatnim potomkiem jego wybawcy, przyjął mnie pod swój dach i opiekował się mną jak własnym dzieckiem.

Nie będę kłamać… Był czas, kiedy czułam ogromną urazę i obwiniałam wszystkich, którzy mnie opuścili, ponieważ nieuchronnie każdy mały krok prowadził do mojego nieszczęśliwego życia u boku Christophera. Ale dawno już przeszłam ten etap żałoby.

„Czy coś cię trapi? Wszystko w porządku?” Dziadek pyta z wyraźnym zatroskaniem.

Wymuszam uśmiech, który mimo moich starań wychodzi smutny, „Tak, wszystko dobrze.”

„Tak bardzo chciałaś tego małżeństwa, kochanie... czy coś ci nie odpowiada?”

Wokół mnie nie ma nic, co można by skrytykować. Wszystko zostało przemyślane z troską i perfekcją. Nie może być nic złego, bo na zewnątrz wszystko wygląda idealnie. Nawet moja suknia wydaje się jak z bajki. Ale nie mogę wyrazić prawdziwej radości i szczęścia, kiedy wiem, co oznacza ten cały luksus... i jaką cenę za to zapłaciłam.

„Wszystko jest piękne. Doceniam wysiłek, jaki włożyłeś w tę uroczystość; naprawdę mnie uszczęśliwiłeś.” Głaszczę jego dłonie, skóra cienka i żyłkowata. Wydaje się, że schudł, smutne przypomnienie o chorobie, o której wkrótce się dowie.

„Naprawdę?” Bacznie przygląda się mojej twarzy, a potem jego oczy stają się surowe i ostre, „To przez Christophera, prawda?”

Uśmiecham się delikatnie i subtelnie, co go zaskakuje, „W porządku, dziadku. Naprawdę.”

Wygląda na zaniepokojonego i gotowego coś powiedzieć, ale dźwięk jego suchego, ostrego kaszlu go powstrzymuje. Zamieram, czując, jak moje serce bije szybciej, gdy desperacko zakrywa usta dłonią, szukając chusteczki w swoim idealnym garniturze.

Przez długie chwile dziadek kaszle, aż jego twarz robi się czerwona. Wokół nas ludzie patrzą i szepczą, niektórzy ciekawie, ale większość z troską.

Widzę dyskomfort w jego oczach i także pewien wstyd; dla dumnego człowieka, który przez dekady nosił tytuł hrabiego, okazywanie słabości publicznie to grzech.

„Dziadku,” zaczynam, delikatnie dotykając jego twarzy, widząc wyraz na jego zaczerwienionej twarzy. „Jak długo już tak kaszlesz?”

Na chwilę na jego twarzy pojawia się zaskoczenie, zanim zastępuje je drżący uśmiech.

„To nic, kochanie. Po prostu przeziębienie, które nie chce mnie opuścić,” mówi dziadek, próbując mnie uspokoić.

To nie jest tylko przeziębienie; dziadek Marshall jest chory — i ta sama choroba go zabije. To dziwne; byłam już w tym samym miejscu wcześniej i wiem, jak straszna jest negacja. Przechodzenie przez śmierć za życia i opłakiwanie siebie nie jest łatwe... zwłaszcza kiedy przez lata zaniedbywałam siebie.

Prawda jest taka, że nawet jeśli mu powiem o jego ciele, nie ma nic, co mógłby zrobić, aby odwrócić sytuację; na tym etapie rak musiał rozprzestrzenić się z jego płuc na całe ciało.

Szczerze mówiąc, jakie to nieszczęsne życie, w którym wszyscy wokół mnie poddają się i cierpią tak bardzo.

Widząc moją przyciemnioną twarz, dziadek daje mi pocieszający uśmiech i ściska moją rękę. „Nie martw się, kochanie. To nic poważnego. Ale jeśli cię to pocieszy, pójdę do lekarza z samego rana.”

Widząc prawdziwą miłość odbijającą się w jego oczach, uczucie, którego nie czułam od tak dawna, sprawia, że ciężar rzeczywistości uderza mnie mocno. Wszystko, co przeżyłam, wszystkie straty i wszystkie bóle, zaraz przejdę przez to wszystko na nowo. Ale zastanawiam się, czy jestem w stanie to znieść? Czy będę w stanie przejść przez żałobę samotnie jeszcze raz? Czy będę w stanie uratować życie mojego syna?

Nagle te myśli przywołują stare lęki przed stratą i pożegnaniem, które myślałam, że dawno temu pokonałam.

I tak po prostu, całe powietrze w sali staje się ciężkie, każdy oddech to wysiłek.

„Potrzebuję chwili,” mówię bardziej do siebie niż do niego, mój głos niemal ginie pod dźwiękiem muzyki, która teraz dudni jak odległa burza.

Puszczam jego rękę i odwracam się, szybko oddalając się między ozdobionymi stołami i grupami gości.

Moje kroki są szybkie, niemal biegnę, szukając wyjścia na ogrody sali. Na zewnątrz mam nadzieję znaleźć przestrzeń i świeże powietrze, z dala od ostrych spojrzeń i obowiązków świątecznych, miejsce, by stawić czoła swoim lękom i znaleźć trochę siły, by wrócić…

Zamiast tego, co znajduję przy dużej fontannie, gdzie spędzałam większość dzieciństwa, to nie spokój, lecz Christopher Houghton — mój przyszły były mąż.

Previous ChapterNext Chapter