




1. W dół króliczej dziury
Tyra
„Co to, do cholery, jest?” zapytał mój tata, wskazując palcem na moje czoło.
Elzeria, najbardziej prestiżowa projektantka z Dworu Jesieni i wróżka, która stworzyła najpiękniejsze, najbardziej wyszukane ubrania znane faerie na całym świecie na długo przed narodzinami moich pradziadków, a która zgodziła się być moją osobistą stylistką zaledwie tydzień temu, uniosła brew na mojego tatę. „Nie wiesz, co to pryszcz, Franz?”
Tata wypuścił powietrze. „Tak, Elzeria, to pryszcz na pięknym czole mojej córki. Pięknym czole, które, przypomnę ci, jest twoim zadaniem, aby utrzymać w nienagannym stanie. Nie wiedziałem, że ktoś z twoją prestiżową reputacją może się obijać?”
Elzeria, która głaskała podwójne gałęzie wyrastające z jej głowy i zwijające się wokół każdego z jej ramion jak warkocze, zamarła, a jeden z zielonych liści opadł na jej biurko, gdy jej kolczaste rzęsy opadły nad nagle błyszczącymi niebieskimi oczami. „Czy nazywasz mnie niekompetentną?”
W tym pytaniu czaiło się niebezpieczeństwo, coś, przed czym tata ostrzegłby mnie, gdyby było skierowane do mnie. Coś, czym nie musiał się martwić, ponieważ nie miał ani kropli ludzkiej krwi płynącej w jego żyłach. „Masz na to inne słowo?” zapytał gniewnie.
Bardzo powoli, Elzeria wstała z krzesła. Mierzyła sześć stóp wzrostu, praktycznie nic więcej niż kości, jak była chuda, a dla normalnego człowieka wyglądała na całkowicie nieszkodliwą. Można by ją nazwać dziwną, ale piękną kobietą z jej dziwacznymi rzęsami i warkoczami, małą twarzą i szykowną suknią z przypadkowymi otworami, dającymi uwodzicielskie spojrzenia na jej blado białą skórę pod czerwonym materiałem. Ale gdyby ten człowiek patrzył dalej, zauważyłby szpiczaste krawędzie jej uszu, oznaczające ją jako wróżkę. A z wróżkami, te wyglądające na nieszkodliwe, czasami były najbardziej szkodliwe.
Jakby na potwierdzenie moich słów, Elzeria obnażyła kły i ostre kolce, każda długości mojego ramienia, wystrzeliły z otworów w jej sukni, jedna z nich przebiła jej stół jakby to był ser.
Unosząc brwi, otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, prawie zapominając o naszej zasadzie, gdyby tata nie zatrzymał mnie podniesioną ręką.
Zamknęłam usta, pamiętając słowa taty. Z wróżkami najlepiej trzymać usta zamknięte - zwłaszcza gdy są złe. Zamknięte usta nie mogą się na nic zgodzić, ani nie mogą prowokować wróżki na tyle, że zdecyduje się je zamknąć za ciebie. (Serio, niektóre mogą próbować je zaszyć.)
„Dlaczego masz zjeżone liście, skoro to ty nie wykonałaś swojej pracy?” zapytał tata.
Liście na gałęziach Elzerii przybierały płomienną czerwień. „Jak śmiesz tu przychodzić i obrażać mnie oraz moje umiejętności, kiedy to ty jesteś przyczyną tego wszystkiego?” zapytała.
Tata zmarszczył brwi. „Dałem jej tego pryszcza?”
Zaśmiałabym się, gdyby nie wyglądał na tak przerażonego.
„Twoja córka jest pół-człowiekiem, który może jeść owoce wróżek bez umierania, ale nawet ona nie jest zwolniona z pewnych skutków ubocznych. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby ją utrzymać w całości, ale ty ciągle ją popychasz i popychasz-”
„Dzisiejszy festiwal jest ostatni,” przerwał surowo tata. „Po tym już nigdy nie będzie musiała jeść kolejnego kawałka owocu.”
Moje usta drgnęły na to. Mimowolnie, moje pięści zacisnęły się na kolanach.
Żadne z nich tego nie zauważyło. Oczy Elzerii zwęziły się, jej kolce powoli się cofały. „Naprawdę w to wierzysz?”
„Sam Pan Dworu Jesieni zaprosił ją do swojego pałacu,” powiedział tata, wstając. „Jego syn wyraził romantyczne zainteresowanie Tyrą. Nie zawiedzie się na jej urokach podczas dzisiejszej uroczystości, a zanim nadejdzie świt, będzie gotów sprzedać swoją duszę, aby ją mieć dla siebie. W końcu będzie miała to, co najlepsze - tak jak zasługuje.”
Elzeria przechyliła głowę. „A jeśli bardziej go zainteresuje patrzenie, jak tańczy, aż nie będzie mogła oddychać, jak inni ludzcy jeńcy, których przynoszą?”
Tata strzelił knykciami. „Wtedy sam go zabiję i zabiorę Tyrę do domu.”
Elzeria wybuchnęła śmiechem. „Widzę, że bycie ojcem dziewczyny, która może tańczyć bez przerwy przez tygodnie, uczyniło cię bardziej upartym. Dobrze. Chodź, córko Franza, pokażę Tyrze kilka maści, które może zastosować, aby pozbyć się tego pryszcza.”
„Ja pójdę zamiast niej,” powiedział tata, klepiąc mnie po ramieniu. „Tyra powinna zrobić sobie krótką drzemkę, podczas gdy nas nie będzie. Odpocznij trochę.”
Skinęłam głową, obserwując, jak oboje wychodzą, krótsza, bardziej krępa sylwetka taty podąża za wyższą, szczuplejszą postacią Elzerii wychodzących z biura.
Poczekałem, aż drzwi zatrzasnęły się z głośnym skrzypieniem, zanim wyskoczyłem z fotela. Biuro Elzerii było jak reszta jej pracowni, zbudowane w wydrążonym pniu gigantycznego drzewa, z grubymi korzeniami sięgającymi od ziemi aż po drewniany sufit, niczym naturalne kolumny. Korzenie były pokryte kwiatami, które ciągle się poruszały; kilka z nich tańczyło do muzyki skrzypiec grających samych w rogu, podczas gdy róża pośrodku boksowała się z fiołkiem, rozrzucając ziemię na wszystkie strony. Patrząc na ilość walk, które widziałem do tej pory, zrozumiałem, dlaczego jedynymi meblami, jakie Elzeria trzymała tutaj, były stół i trzy krzesła. No i oczywiście duże lustro, do którego właśnie się zbliżałem.
Spojrzałem w czyste szkło, szukając na czole tego przestępcy, który sprawił, że tata przywiózł mnie tu dziś rano bez żadnego wyjaśnienia. To był pierwszy raz, kiedy to widziałem, ale tam było: duży, wypełniony ropą guz, który wyzywająco patrzył na mnie z powierzchni mojej gładkiej, ciemnej skóry.
Zastanawiałem się, czy książę z Dworu Jesieni będzie odrażony jego widokiem. Może nie, w końcu piękno było bardzo subiektywną rzeczą w Faerie. Nie że obchodziło mnie, co myślą, dopóki mogłem dostać kolejny kęs - to znaczy, dopóki mogłem dalej tańczyć. To wszystko było o tańcu, pomyślałem, prostując się. Nic więcej, nic mniej. Spojrzałem na bok -
W samą porę, by zobaczyć ogromną dziurę w ziemi, której wcześniej tam nie było, i starą wiedźmę, która wyłaniała się z niej, szczękając zębami jak wychudzony szkielet wychodzący z grobu.
"Małe dziecko z olbrzymimi marzeniami, jak się masz?" zapytała wiedźma, pochylając się z nienaturalnie długimi rękami zwisającymi przed nią. Jej kwadratowa twarz była zasłonięta kurtyną zwiotczałych szarych włosów, ale niestety nie ukrywała zgniłych zębów ani jej błyszczących czarnych oczu, które nie miały białek.
Skrzywiłem się. "Miałem się całkiem dobrze, zanim się pojawiłaś," odpowiedziałem.
Zaśmiała się chrapliwie. "Bezczelne dziecko. Czy wiesz, ile nieśmiertelnych i śmiertelnych pragnie mieć szansę na spotkanie ze mną?"
Zacisnąłem usta. "Przepraszam, nie należę do nich."
"Czy nie czujesz strachu?"
To było powszechne przekonanie wśród fae, że powinienem trząść się ze strachu za każdym razem, gdy konfrontowali mnie z jednym z nich. Ich powód? Bo byłem tylko biednym 'kruchym' człowiekiem (nieważne, że tylko w połowie, prawdopodobnie nie nauczyli się jeszcze, jak robić szacunkowe obliczenia w szkole). A jednak im bardziej oczekiwali, że będę się bał, tym bardziej miałem ochotę ich prowokować. Stąd zasada minimalnego mówienia taty.
Ale teraz nie było go w pobliżu, prawda?
Machnęłam ręką, odpędzając ją. "Zabierz swoje towary gdzie indziej, Babciu, nie kupuję żadnych ciast z ukrytymi robakami zjadającymi jelita, które próbujesz sprzedać."
Zaśmiała się, przekręcając szyję, jakby chciała rozmasować skurcz. "To, co mam dla ciebie, nie może ukrywać żadnych robaków, ponieważ nie miałam udziału w jego tworzeniu i nie sprzedaję tego. To jest za darmo."
Za darmo?
"To coś nowego." Powiedziałam, przeciągając krzesło, by usiąść bliżej niej. "Cokolwiek, słucham. Ale pospiesz się, zanim mój tata wróci i przepędzi cię do twojej nory."
Wyciągnęła się na podłodze, jedną ręką podpierając bok twarzy, drugą kładąc na swojej kościstej biodrze. Jakby to ja ją bawiła, a nie odwrotnie. "Długo oczekiwane nadzieje na magiczną noc będą na nic."
"Jesteś wróżką? Nie wierzę we wróżby," powiedziałam.
Cmoknęła na mnie językiem. "Nie wróżby, przeznaczenie. Przynoszę wgląd w przeznaczenie, które cię wybrało, więc słuchaj uważnie, Dziecko." Nie czekała, żeby sprawdzić, czy posłucham, bawiąc się szmatami, które służyły jej za suknię, kontynuowała: "Wytrzymałość zostanie przetestowana, wypchnięta i złamana. Owoc w końcu zacznie swoje śmiertelne działanie, ale bohater uratuje dziewicę przed samozniszczeniem. Przeznaczenie połączy upadłego Półelfa z bliznowatym wilkiem, przynosząc tragedię na stado."
Parsknęłam. "Historia miłosna? To powiedz mi, jak nazywa się facet, który ma mnie uratować?"
Stara wiedźma zaczęła pełzać wstecz do swojej nory. "Bohater, który cię uratuje, jest inny niż wilk, dla którego jesteś przeznaczona, chociaż przyjdzie w wilczej masce."
Była już głęboko w swojej dziurze, a mimo że przez cały czas byłam obojętna, nagle poczułam dreszcze na skórze, szósty zmysł mówił mi, żeby dopytać. Aby potraktować tę szaloną kobietę poważnie i zapytać. Pochyliłam się do przodu na krześle. "Jak on się nazywa?"
Widać było już tylko czubek jej głowy, a jej dziura szybko się zamykała, ale jej głos zabrzmiał, chrapliwy, ale wyraźny. "Myślałam, że nie wierzysz we wróżby, Dziecko?"
I zniknęła, śmiejąc się szaleńczo, gdy dziura się zamknęła, pozostawiając ziemię nienaruszoną, oprócz małej kupki ziemi. Wypukłości na ziemi.
Trochę jak pryszcz na moim czole.