




Rozdział 3
Dylan odwraca moją uwagę, gdy Sophia zamyka mnie w magicznej barierze. Teraz nie mam wyboru, muszę grać dalej.
Król Lykanów, którego teraz znam jako Jaxsona Storma, prowadzi nas z powrotem do swojej rezydencji – ku mojemu niezadowoleniu.
Jaxson prowadzi nas do sali tronowej; z sufitu wysokiego na pięć pięter zwisa wiele żyrandoli. Złoty tron stoi dumnie. Po obu jego stronach znajdują się ogromne posągi Lykanów, trzykrotnie większe od normalnego wilka, a za tronem są trzy okna zajmujące całą tylną ścianę, ukazujące doskonały widok na dwa słońca Eldory.
Mimo całego światła wpadającego do tego jednego pokoju, wciąż unosi się tu atmosfera mroku. Nie mogę pozbyć się myśli, że to mrok tkwiący w samym Królu Lykanów. Gdy tylko zabił buntownika, reszta rozproszyła się jak szczury. Gdybym tylko miała taki wpływ na nich.
"Obiecuję, że będę grzeczna, więc czy ktoś może mnie wypuścić z tego cholernego bąbla?" odzywam się do nikogo w szczególności. Jaxson siada na swoim tronie i obserwuje mnie swoimi pięknymi, bladymi oczami. Jego oczy zwężają się w milczeniu, oceniając mnie — zastanawiam się, jak to możliwe, że blizna nad jego prawym okiem nie psuje jego urody?
Nie wiem, co to jest teraz, ale czuję, że w końcu na mnie patrzy.
Jego lodowate spojrzenie wędruje po mojej twarzy, mojej ciemnoniebieskiej (prawie czarnej) bawełnianej sukience, która sięga powyżej kolana, moich kręconych śnieżnobiałych włosach opadających na piersi. Żelazne kajdany ukryte w skórze na moich nadgarstkach i w końcu skórzane sznurki oplatające oba moje bicepsy. Jego oczy zatrzymują się dłużej na szaro-czarnym odcisku łapy na moim prawym ramieniu, tuż nad skórzanymi paskami.
Nie robi tego dyskretnie.
"Myślisz, że to bezpieczne?" Sophia szepcze do Charming, a on kiwnął głową. Jej magia znika, grawitacja wykonuje swoje zadanie. Upadłam na stopy, lekko się potykając.
"Jeszcze się nie ciesz! Teraz, kiedy wiem, że tu jesteś i to nie jest jakiś popieprzony sen - ty i ja musimy porozmawiać, Valerie," spotykam wściekłe spojrzenie Charming. Poczucie winy mnie przytłacza, wiedząc, do czego prowadzi ta rozmowa.
Nie mogłam na niego spojrzeć. Skierowałam wzrok tylko na swoje stopy, robiąc ostrożny krok w tył, gdy jego spojrzenie paliło mnie na wylot, "Przepraszam." Mój głos był ledwie szeptem, ale za nic w świecie nie mogłam znaleźć odwagi, by spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że naprawdę żałuję.
"Nie pożegnałaś się. Nawet nie zostawiłaś notatki. Myślałem, że stałaś się-…" urwał, "Szukaliśmy cię. Wszędzie, prawie przez dekadę. Nie obchodziło mnie, że mogłaś przejść na stronę buntowników - po prostu musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Czy masz pojęcie, jak bardzo bolało zaakceptowanie, że jesteś martwa?! Powiedz mi, dlaczego?"
Dlaczego? Dlaczego uciekłam od najlepszego momentu w moim życiu? Dlaczego uciekłam, gdy w końcu znalazłam szczęście? Dlaczego wybrałam niebezpieczeństwo zamiast bezpieczeństwa? "Bo zapomniałam," prosta odpowiedź - nikt tego nie zrozumie, tylko ja. Pokazuje, jak bardzo pokochałam tamten okres mojego życia.
"Co?" pyta. Nie było to ostre. Moja odpowiedź go zaskoczyła; nie wie, co o tym myśleć. Znajduję odwagę, by spojrzeć mu w oczy, by powiedzieć mu mój powód, bo zasługuje na to.
"Ten rok to bez wątpienia najszczęśliwszy rok mojego życia. Zapomniałam o swojej obietnicy dla niej. Gdybym ci powiedziała do widzenia, nigdy nie pozwoliłbyś mi odejść. Również, gdybyś poprosił mnie, żebym została-... cóż, nie musiałbyś pytać dwa razy," odpowiadam. "Przekonałam siebie, że to dla najlepszego, tamtego dnia, kiedy prawie umarłeś. Bo buntownicy wyczuli mnie, byłeś w niebezpieczeństwie. Nie mogłam mieć twojej krwi na rękach - nie twojej też."
Szukając moich oczu, myśli dokładnie, czy powinien dalej być wściekły, czy odpuścić. "Jestem po prostu cholernie wdzięczny, że nie jesteś martwa," oddycha, uśmiech pojawia się na jego twarzy, zanim zapyta. "Teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego do cholery nadal masz problem z butami?"
Nie mogę powstrzymać uśmiechu, "Czekam na swoje szklane pantofelki," żartuję, podnosząc stopę, aby potrącić jego nogę, gdy niski warkot odbija się od ścian i oboje zwracamy głowy w stronę Jaxsona i Sophii, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że mamy widownię. Sophia wydawała się rozbawiona, Jaxson nie bardzo.
Duże ramię opada na moje ramię, Charming przyciąga mnie do siebie, "Więc, wy dwoje jesteście partnerami?" uśmiecha się, wskazując na mnie i Jaxsona, zmuszając mnie do powrotu do rzeczywistości. Partnerzy. Dusze bliźniacze. On jest moim partnerem. Jak mam się z tego wyplątać? Zawsze mogę go odrzucić.
'Jeśli odrzucisz naszego partnera, nie będziesz miała siły, żeby powstrzymać nas przed staniem się wyrzutkami,' przerywa Nia. Wiem, że ma rację, ale nie mogę go zaakceptować. Nie tylko nie zasługuję na partnera, ale posiadanie go daje im władzę nad tobą, możliwość kontrolowania cię. Ranienia cię. "Zdejmij ręce."
"Daj spokój, stary, mam partnerkę i... ona jest jak moja młodsza siostra. Wyciągnij głowę z piachu," kłóci się Charming, przewracając oczami. Staram się powstrzymać uśmiech, gdy pochyla się bliżej, "Na przyszłość sugeruję, żebyś nie stawała tak blisko nagiego mężczyzny-wyrzutka. On jest szaleńczo zaborczy," Charming mówi wystarczająco głośno, żeby cały stado mogło usłyszeć, dlatego uderzam go w brzuch.
"Co do cholery, idioto, stoję tuż obok!" warczę, masując ucho i patrząc na niego gniewnie. Oczy Charminga powiększają się.
"Co ci mówiłem o języku?!" wykłada. Przewracam oczami, co jest pewnym znakiem 'pierdol się'.
"To ty mnie nauczyłeś," oskarżam, "poza tym nie mam już dziesięciu lat - idź się pieprzyć," pokazuję mu środkowy palec, żeby jeszcze bardziej podkreślić mój punkt widzenia, gdy odwracam się na pięcie, obserwując, jak Sophia rechocze z reakcji Charminga.
Jest jak ryba wyrzucona na brzeg.
"A ty..." mruczę, szturmując w stronę Jaxsona, który leniwie siedzi na swoim tronie. Muszę wyjaśnić naszą relację, "jeśli myślisz, że możesz użyć swojego alfaszefa, żeby zmusić mnie do robienia rzeczy wbrew mojej woli, to jesteś w błędzie. Stanie się wyrzutkiem nie jest w moim planie, więc nasza relacja będzie czysto platoniczna i-..." łapię oddech, gdy jego duże ręce chwytają moje nadgarstki, zmuszając mnie do usiąścia na jego kolanach.
"Zostawcie nas, żebyśmy mogli omówić naszą... 'platoniczną' relację," przeciąga Jaxson, robiąc pauzę, żeby mnie zacytować. Mija chwila duszącej ciszy, zanim w końcu wychodzą. Teraz jestem sama z najniebezpieczniejszym drapieżnikiem na Eldorze.
Nie mogę się na niczym skupić. Ogromne ramię Jaxsona owija się wokół mojej talii, moje ręce, osiadają na jego piersi. Nasz dotyk wywołuje zupełnie nowy łańcuch reakcji we mnie. Czuję jego mięśnie pod opuszkami palców, są jak stal.
No to pięknie!
Jego duża ręka leży na całym moim udzie, tuż poniżej mojej koszuli. Jestem pewna, że słyszy dziki rytm mojego serca. Przez wszystkie lata ucieczki, nigdy nie czułam, żeby moje serce biło tak szybko; Nia cieszy się każdą chwilą bliskości z nim.
"Co mówiłaś, Nieve," mruczy. Szybko odrywam ręce od jego stalowej figury.
"J-ja..." Nie pamiętam, co mówiłam. Moje myśli są rozmazane od samego dźwięku jego głosu - brzmi seksownie. Wiem, że to więź partnera, ale nie mogę powstrzymać się od odczuwania jego wpływu na mnie. To elektryzujące.
"Spójrz na mnie, Capo de Nieve. Naprawdę spójrz na mnie," warczy, jego głos jest niski i ochrypły, zmuszając ciepło do skoncentrowania się między moimi nogami.
Wiem, że czuje moje podniecenie; sposób, w jaki jego oczy ciemnieją w pożądliwym mroku, zastanawiam się, czy moje są takie same? "Ty i ja jesteśmy nieuniknieni, jeśli myślisz, że czekałem na ciebie wieki, tylko po to, żebyś sobie poszła... Jesteś w błędzie."
"P-puść mnie," ledwo wyjąkuję, "nawet cię nie chcę."
Śmieje się, ciemno i zastraszająco, bez kropli humoru. "Gdyby powietrze nie było tak przesiąknięte tym słodkim zapachem twojego podniecenia, może bym ci uwierzył," przeciąga.
Nia jest gotowa na niego. Leży na plecach, gotowa, chętna i tak cholernie zachwycona. Ale nie zamierzałam się temu poddać.
Nie teraz. Nigdy.
Mój oddech przyspiesza, gdy jego palce wędrują wzdłuż mojego ramienia. Moje zdradzieckie ciało daje mu reakcję, jakiej pragnie, gdy obserwuje gęsią skórkę podążającą za jego dotykiem. Szybko zrzucam się z jego kolan - mocno popychając jego pierś, gdy potykam się, próbując odzyskać równowagę tuż przed tym, jak spadam z trzech stopni prowadzących do tronu.
Jego twarz pozostaje bez wyrazu, blade oczy wwiercają się w moje. Jest w nich chłód, ale nie sprawia, że czuję się nieswojo.
Jestem ciekawa, dlaczego te oczy nie pokazują ani krzty emocji. Kiedy Jaxson mówi, wyraża każdą sylabę - nie dla efektu, ale żeby wprowadzić uczucia w swoje słowa.
Czy on potrafi czuć?
"J-ja nie jestem tym, kim myślisz, że jestem. Nie mogę cię zaakceptować," odwracam wzrok.
Jest szansa, że będzie zupełnie inny niż mój ojciec, ale to nie ma znaczenia. Nie obciążę go moją przeszłością, moim życiem. Jestem zbyt zniszczona i zagubiona, żeby znaleźć drogę powrotną do szczęścia. Nawet nie wiem, czy mogę być szczęśliwa. Nieważne, to już niedługo.
"W nadchodzących dniach dowiesz się dokładnie, kim - i czym - jestem. Więc uciekaj, Nieve,..." jego głos jest niski, gdy moje ręce dotykają drzwi, jego słowa zapalają obietnicę. Obietnicę, że nigdy się nie podda. Że mnie nie odda. "My, Likany, żyjemy dla polowania."