




Rozdział 3
Piętnaście minut mija, podczas gdy Sabrina rozmyśla o dotyku swojego męża, jego zapachu, twardości jego klatki piersiowej i uścisku jego palców.
Obserwując Nathana przez ostatni rok, stawała się coraz bardziej nim zafascynowana. Zawsze był elegancko ubrany, nosił garnitury i krawaty, które były starannie wyprasowane. Zawsze pachniał intensywnymi perfumami i był zawsze gładko ogolony. Jego ręce nie tylko wyglądały na silne, ale również takie były.
Nagle pukanie do drzwi wyrywa ją z zamyślenia.
Rozgląda się dookoła, jakby jej myśli były widoczne. "Proszę wejść."
To Ned z tacą i uśmiechem. "Proszę bardzo, proszę pani, powiedziałem kucharzowi, żeby dodał do lemoniady maliny, tak jak pani lubi."
Ned był miłym człowiekiem po sześćdziesiątce. Nie mając nikogo do rozmowy, często prowadziła z nim małe pogawędki. Prowadziły one do dyskusji o jego dzieciach i wnukach. Było to smutne, ponieważ rzadko ich widywał.
"Dziękuję, Ned."
"Słyszałem, że nie czuje się pani najlepiej." Podaje jej dwie tabletki. "Proszę, środki rozluźniające mięśnie."
"Tak, trochę boli." Bierze je, a Ned wychodzi.
Zjada swoje śniadanie, popija tabletki i w duchu dziękuje Bogu, że nie musi chodzić.
Potem Wanda lekko puka i wchodzi. "Proszę pani, telefon do pani."
"Halo." Odbiera.
"Cześć, kochanie. Jak się czujesz?" To była jej matka. Trudno było z nią rozmawiać. Trudno było rozmawiać z kimkolwiek z rodziny. Prawie chciało jej się płakać.
Słysząc miłość w głosie matki, w porównaniu z mówieniem do nikogo, robiło to różnicę. Mówiła sobie.
"Tęsknię za tobą, mamo." Mamrocze cicho.
"Ja też za tobą tęsknię, kochanie." Głos Mariel był pełen smutku. Nie chciała wysyłać swojej córki do małżeństwa. Kiedy Sabrina zgodziła się z ojcem, było dwa do jednego. Wiedziała, że poczucie winy zżerałoby jej córkę, gdyby nie spełniła życzeń ojca. Sabrina była bardziej uparta niż on, więc nie miało sensu protestować.
"Mamo, proszę, nie płacz." To dlatego rozmawiały tylko co kilka tygodni. Jej matka ledwo mogła wydusić słowo.
"Jak się ma tata?"
Brzmiało, jakby Mariel ocierała zapchany nos i suszyła mokre oczy. "Nie poprawia się, śpi teraz w fotelu." Pauza. "Twoja siostra chciałaby z tobą porozmawiać."
"Cześć, siostra... tęsknię za tobą. Kiedy wracasz do domu?" Gracie skończyła osiemnaście lat kilka miesięcy temu i wkrótce zacznie studia. Myśli, że jej siostra żyje błogosławionym życiem z kochającym mężem. Złamałoby jej serce, gdyby znała prawdę...
Zbierając najszczęśliwszy głos.
"Cześć, też za tobą tęsknię… I nie wiem kiedy."
"Chodź, Sabrina, mama płacze za każdym razem, gdy słyszy twoje imię. Wiem, że twój mąż jest bardzo zajęty, ale dlaczego nie możesz przyjechać sama?"
Przez ostatni rok mówiła swojej siostrze wiele kłamstw, ale prawda była taka, że zbyt bolało ją patrzeć, jak ojciec umiera. Wiedziała, że gdyby tam pojechała, nie chciałaby wracać. "Pomyślę o tym."
Rozmawia z siostrą jeszcze kilka minut, nadrabiając zaległości, a potem kuleje do łazienki na gorący prysznic.
Po wyjściu z prysznica jej mięśnie były mniej napięte. Leki zdecydowanie pomagały. Ubiera się i spogląda na zegarek. Była dopiero dziewiąta. Schronisko otwiera się dopiero o jedenastej.
Czując się chwiejnie, położyła się z powrotem na łóżku.
Nie minęła nawet minuta, gdy ktoś zapukał do drzwi. "Proszę wejść."
Wanda wchodzi z wózkiem bagażowym. "Pan Alden kazał mi spakować pani rzeczy i przenieść je na górę, proszę pani."
Wiedziała, żeby nie pytać, który pan Alden, ojciec Nathana udawał, że nie istnieje.
"Czy to musi być zrobione dzisiaj?"
"Przepraszam, proszę pani, takie są moje rozkazy."
Nienawidziła pakowania. Miała nadzieję, że to nie jest prawdziwe.
Wanda powiedziała jej, żeby została w łóżku i odpoczęła, ale nie mogła tego słuchać. Nie było w jej naturze patrzeć, jak ktoś coś dla niej robi, nie pomagając przynajmniej trochę. "To są moje rzeczy, a jeśli chcesz mieć moje pozwolenie na ich dotykanie, musisz pozwolić mi pomóc."
Wanda nie miała wyboru.
Spędziły ponad godzinę składając ubrania, gdy Sabrina spojrzała na zegarek.
"Och. Musimy to dokończyć później, muszę iść." Szybko wypchnęła ją za drzwi.
Elroy to imię jej szofera. Czekał na podjeździe, gdy wyszła.
"Powiedziano mi, żebym był do pani dyspozycji, proszę pani." Przywitał ją.
Siedem minut jazdy wystarczyło, aby tam dotrzeć. Na samą myśl o spacerze z ostatnich dwóch dni bolały ją nogi.
Cały dzień spędziła z Tonym, śmiejąc się i pracując. Zapomniała o wszystkich swoich problemach. Jej plecy zaczęły boleć, ale nie dawała się tym przejąć.
Podczas karmienia zwierząt obiadem zebrała się na odwagę, by zapytać Tony'ego o coś, co ją dręczyło. "Hej, Tony."
"Tak?" Czytała magazyn, chrupiąc resztki chińskiego jedzenia, które zamówili.
"Wczoraj widziałam list na twoim biurku, ofertę od Alden Enterprises. Muszę wiedzieć. Czy ją przyjąłeś?"
Tony spojrzała na swoje uporządkowane biurko.
"Nie, nie chcę sprzedawać. Kto inny pomógłby tym zwierzętom? Myślisz, że ci bogaci ludzie się przejmują?" Wzruszyła ramionami i włożyła jedzenie do ust.
"Wiesz, na co chcą ten teren?"
"Nie. Pewnie tylko po to, żeby mnie stąd wyrzucić." Nie skończyła żuć, żeby odpowiedzieć.
Sabrina nie chciała już naciskać.
"Wiesz, od dłuższego czasu staram się o kredyt. Mam dobrą historię kredytową i od lat korzystam z tego samego banku. Z jakiegoś powodu ciągle mi odmawiają."
"Jak myślisz, dlaczego tak jest?"
"Nie wiem, może dowiem się, rozmawiając z jednym z Aldenów. Oni myślą, że skoro mają pieniądze i posiadają prawie wszystko w tym mieście, to mogą decydować, kto powinien, a kto nie powinien prowadzić tu biznesu. Mogliby mi zaoferować podwójnie więcej niż ostatnio, a i tak bym odmówiła."
Była wyraźnie sfrustrowana sytuacją.
To sprawiło, że Sabrina zaczęła się zastanawiać, czy powinna jej powiedzieć, za kogo jest zamężna. Czy poczułaby się zdradzona, gdyby tego nie zrobiła? "Jestem żoną Nathana Aldena." Wypaliła.
Nie chciała mówić, że jest jego żoną. Nie czuła się jak żona.
Tony przestała żuć.
"Nie mam nic wspólnego z jego biznesem. Nie mam z tym nic do czynienia. Po prostu lubię zwierzęta i wolę spędzać dzień tutaj, niż czekając, aż wyschną mi paznokcie." Dodała, zanim doszło do jakiegokolwiek nieporozumienia.
"Nie wyglądasz na jedną z nich." Tony wskazała widelcem.
"Nie jestem. Przynajmniej nie z krwi."
"Co w nim widzisz? Nie wyglądasz na dziewczynę, która goni za pieniędzmi. Więc o co chodzi?"
Zaskoczyło ją to pytanie. Mogłaby jej powiedzieć, że została zmuszona do małżeństwa i sama nie wie dlaczego. Ale to nie byłoby mądre, prawda? Wzruszyła ramionami i odwróciła uwagę gdzie indziej.
Później tego dnia...
Gdy tylko usiadła z powrotem w samochodzie, poczuła ulgę, a gdy tylko się ruszyła, by wysiąść, poczuła wszystkie swoje bóle i dolegliwości. Obolałe mięśnie, których nie mogła już dłużej ignorować. Powoli wspięła się po schodach na przód domu i była tak szczęśliwa, że jej pokój jest na dole.
Kiedy tam dotarła, więcej niż połowa jej rzeczy zniknęła. Patrząc w lewo, zobaczyła Wandę pakującą jej perfumy i biżuterię.
"Naprawdę wolałabym, żebyś poczekała na mnie."
"Przepraszam, proszę pani, ja...
"Dałem jej pozwolenie, żeby dotknęła twoich rzeczy." Nathan stał oparty w drzwiach z założonymi rękami i wzrokiem skierowanym na nią. "Powodujesz niepotrzebne opóźnienia."
"Po prostu wolałabym pomóc." Odwróciła się i założyła ręce na biodra.
"Idź się położyć... Ned przyniesie ci kolację."
"Nie chcę się kłaść." Ruszyła, by pomóc Wandzie, ale zamarła, gdy poczuła mocny uścisk na swoim nadgarstku, który ją odciągnął. Jego dotyk był elektryzujący.
"Spójrz na siebie. Nawet nie możesz porządnie chodzić. Jaką pomocą byś była?" Trzymał ich na kilka centymetrów od siebie. "Przestań być uparta i idź się położyć."
"Nie." Pokręciła głową.
Jego szczęka się zacisnęła, podobnie jak jego uścisk. "Wando, zostaw nas." Rozkazał.
Jego wzrok nie opuszcza jej, gdy starsza kobieta szybko przechodzi obok nich. Ugina kolana, podnosząc ją na swoje ramię.
"Ahh!" Krzyczy, gdy jest niesiona i rzucona na łóżko. Jej ręce lecą nad głową, a on chwyta je, przyciskając do łóżka. "Co robiłaś? Hę?"
Była tak zdezorientowana. Już mu powiedziała. "Mówiłam ci..."
Intensywnie przeszukuje jej twarz, patrząc na nią, jakby próbował ją rozgryźć.
Zaczyna ciężko oddychać, gdy niespodziewanie przesuwa jedną z rąk w dół jej nadgarstka i odgarnia włosy z jej czoła. Jego uwaga skupia się na jej ustach, potem na oczach, a potem znowu na ustach.
Jej serce waliło jak szalone. To było przytłaczające.
Pochyla się i...
Vivian wpada do pokoju. Po prostu nie puka. Oboje szybko się rozdzielają. On wstaje, wsuwając ręce do kieszeni, a ona siada, próbując uspokoić oddech.
Oczy Vivian wędrują tam i z powrotem od jej twarzy do jego.
Odchrząkuje. "Zostań w łóżku." Rozkazuje, zanim szybko opuszcza pokój.
Vivian przeszywa ją wzrokiem przez kilka sekund, zanim wychodzi. Było oczywiste, że była wściekła; tak zagotowana, że jej garnek zaraz miał wykipieć.
Sabrina uśmiecha się. To było trochę satysfakcjonujące, szczerze mówiąc.
Następnego ranka była sobota.
Rozciągając się po przebudzeniu, przechyla głowę w stronę stolika nocnego i patrzy na zegar. Była ósma trzydzieści. Jej brwi unoszą się, gdy zauważa telefon i kopertę na stoliku nocnym.
Przesiada się, by usiąść i otwiera kopertę. W środku była karta bankowa, puste czeki i informacje o koncie. Wszystko na jej nazwisko. Sabrina Abigail Alden.
Sięga po nowy telefon. Była podekscytowana nową zabawką. Natychmiast go otwiera i zamierza zadzwonić do mamy, gdy zauważa, że niektóre numery są już zapisane. Komórka Nathana, biuro Nathana, dom Nathana. Sekretarka Nathana jeden i dwa oraz komórka Elroya. Pomyślała, że to słodkie, że wszystko to dla niej zapisał.
Zmienia zdanie o dzwonieniu do mamy na razie. Kiedy rozmawiała z kimkolwiek z rodziny, musiała stawić czoła rzeczywistości. Śmierć ojca była rzeczywistością. Szybko blokuje tę myśl i odwraca głowę, by spojrzeć na wszystkie rzeczy, które jeszcze trzeba spakować.
Myje zęby, przebiera się w wygodny czarny kombinezon i zabiera się do pracy. Mija trochę czasu, zanim wchodzi Wanda. "O, już wstałaś. Poproszono mnie, żebym cię sprawdziła. Poproszę Neda, żeby przyniósł twoje śniadanie."
Kiedy później przychodzi Ned, pyta: "Czy to ty przyniosłeś?" Pokazuje telefon.
"Nie, proszę pani. Pan Alden sam go przyniósł."
Włosy na karku stanęły jej dęba.