




Rozdział 2
Sabrina schodzi długim podjazdem i grzecznie prosi strażnika, aby otworzył bramę.
Drapie się po głowie w zamieszaniu. Niski mężczyzna, około pięćdziesiątki, z siwymi włosami. „Czy pani idzie pieszo, pani Alden?”
Jej brwi unoszą się ze zdziwienia. To pierwszy raz, kiedy ktoś ją tak nazwał. "Tak..."
„No dobrze... Chyba...” Naciska przycisk, rozszerzając złote drzwi.
„Dziękuję.”
Idzie przez chwilę, zanim zobaczy bramę do kolejnego domu. W tym momencie wciąż miała energię; cieszyła się z wiatru i ciepła słońca na skórze.
Idzie dalej, aż dociera do lokalnej drogi, która biegnie równolegle do autostrady. W tym czasie jej nogi zaczynały słabnąć. Brak ćwiczeń naprawdę wpływał na jej kondycję, a ona widziała przed sobą tylko drogę. Nawet rozważała zawrócenie, ale wtedy, jak fatamorgana na pustyni, pojawia się budynek z jasnoniebieskimi i żółtymi cegłami.
SCHRONISKO DLA ZWIERZĄT U TONY'EGO. "Tak! Żałowała, że nie miała siły, by zatańczyć z radości. To było idealne miejsce dla niej. Kochała zwierzęta.
Wchodząc do sklepu, zauważa bałagan wszędzie, na zewnątrz i wewnątrz. Szczekające psy z tyłu, gazety i karma dla psów rozsypane na czymś, co wydaje się być ladą.
Znajduje dzwonek z małym psem noszącym hula-hoop pod gazetą. Po kilkukrotnym zadzwonieniu wychodzi kobieta z zaplecza. Była dość postawna, z długimi pomarańczowymi, rozczochranymi włosami w niskim kucyku, ubrana w dżinsowe ogrodniczki i czarną koszulkę.
„Czy mogę pomóc?” Jej głos był głębszy niż u przeciętnej kobiety.
„Um... No cóż... Zastanawiałam się, czy może potrzebujecie wolontariuszy.”
Jej twarz zmieniła się, jakby była w szoku i jednocześnie przeszczęśliwa. Oczy się rozszerzyły, a ręce wyszły z kieszeni.
„Tak, zdecydowanie! Czy jesteś dostępna teraz?”
„Chętnie zacznę od razu.”
„No to chodź... Jestem Tony, właścicielka.” Przedstawia się, prowadząc Sabrinę do tylnego pokoju. „Nie jesteś stąd, prawda?”
„Nie do końca.” Sabrina spogląda na zwierzęta w klatkach ustawionych wzdłuż ściany.
Miasteczko Brentwood było dla najbogatszych. Tylko niezwykle zamożni mieszkali w tej okolicy. Ten budynek wyglądał, jakby został przeniesiony z innego miejsca i postawiony tutaj.
„Jestem Sabrina.” Przedstawia się, ale jej uwaga skupiona jest na małym pudelku.
„To pies wart 2000 dolarów. Jego właściciel nigdy się po niego nie zgłosił. Bogaci ludzie.” Tony kręci głową.
Sabrina spędziła resztę popołudnia, trzymając zwierzęta, aby przyciąć im pazury. Pomagała karmić, sprzątać po nich, a gdy zrobiło się ciemno, wróciła do domu. Jej nogi bolały. Utykając, dotarła do swojego pokoju i od razu zasnęła.
Następnego ranka obudziło ją pukanie do drzwi. To była Wanda. "Pani, przyszłam obudzić panią na śniadanie. Pani Vivian chciałaby, żeby pani do niej dołączyła."
Powoli otworzyła oczy i przeczesała palcami włosy. Gdy usiadła, natychmiast poczuła ból w mięśniach nóg. "Zaraz zejdę. Dziękuję, Wando."
Kuśtykając, poszła do łazienki na szybki, gorący prysznic. Obiecała Tonymu, że pomoże kąpać wszystkie psy dzisiaj i nie chciała się spóźnić. Wciągnęła obcisłe dżinsy i miękką, zieloną bawełnianą koszulkę, uczesała mokre włosy i ruszyła do jadalni.
Podczas gdy jadła, do stołu dołączyła Vivian z filiżanką herbaty.
"Jak wiesz, Clarissa nie wie, że twoje małżeństwo z Nathanem nie jest prawdziwe. Chciałabym, żeby tak zostało."
Sabrina żuła tost i skinęła głową na znak zgody.
"Nie zadomawiaj się też w jego pokoju, pamiętaj, że to z przymusu, a nie z wyboru, mój syn leży obok ciebie." Vivian dmuchnęła na krawędź filiżanki.
”Bojesz się, że może mnie polubić?" Obserwowała, jak oczy teściowej rozszerzają się. Trafiła w czuły punkt. Vivian bardziej niż ktokolwiek inny przeszkadzało, że Nathan musiał się z nią ożenić, co sprawiało, że Sabrina była coraz bardziej ciekawa, co wszyscy ukrywają.
"Ja, ani ty, nie musimy się o to martwić."
To powinno zranić Sabrinę, ale tak się nie stało. Była przyzwyczajona do ich nieprzyjemnych zachowań i postaw. Nigdy nie pozwalała, by ktoś po niej deptał, i nie zamierzała tego zmieniać. Zostawiła Vivian samą przy herbacie.
Przybywając do schroniska dla zwierząt, Tony rozmawiała ze starszym mężczyzną z clipboardem w ręku. Patrząc na jej twarz, nie wyglądało to dobrze. Zbliżyła się trochę i usłyszała, jak mężczyzna mówi, że będzie musiał je zamknąć.
Tylko jej szczęście, że znalazła coś, co lubiła robić, a teraz to zamykają.
Gdy skończyli rozmawiać, Tony przyczepiła kartkę na drzwiach i je zamknęła.
"Możemy coś zrobić?" zapytała Sabrina.
"Musimy zamknąć, dopóki nie doprowadzę tego miejsca do porządku." Tony wręczyła jej listę problemów, które znalazł inspektor.
Było tam przynajmniej miesiąc pracy. “Ile mamy czasu?"
"Czternaście dni."
"Ok, zróbmy to... Pomogę ci." Z łatwością zgodziła się, żeby zająć swoje życie tym zadaniem.
Tony usiadła przy biurku i opuściła głowę.
"To jedyne schronisko dla zwierząt w promieniu 50 mil. Kto przyjmie te zwierzęta, jeśli nie będziemy otwarte?" Opuszczała głowę w geście porażki.
"Musimy po prostu ciężko pracować, żeby skończyć szybciej." Sabrina próbowała tchnąć trochę życia w zniechęconą duszę Tony.
Na szczęście wydawało się, że to pomogło.
Spojrzała na nią i uśmiechnęła się. "Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła."
Najpierw zabrali wszystkie zwierzęta na duże podwórko z tyłu. Potem zaczęli sprzątać. Tony zaczął myć każdą klatkę z osobna, a Sabrina karmiła i kąpała zwierzęta. Zajęło to kilka godzin dłużej, niż się spodziewali.
Podczas przestawiania klatek i mycia podłóg zapadła noc. Schronisko wyglądało tak dobrze, że nie chciała go opuszczać. Chciała zrobić jeszcze więcej, ale nogi już ją bolały. Postanowiła więc uporządkować bałagan na biurku Tony'ego. Przynajmniej mogła usiąść.
Tony zasnął na podłodze otoczony kilkoma zwierzętami.
Z głośnym chrapaniem w uchu, przeszukiwała papiery, stare rachunki, gazety i puste torby po chipsach. Kiedy układała swoje stosy, natrafiła na kopertę. ALDEN ENTERPRISES. Zawahała się, ale postanowiła ją otworzyć. Może było tam coś, co powinna wiedzieć.
Składali ofertę na znaczną sumę pieniędzy za zakup schroniska. Działka miała ledwie hektar. Dlaczego by tego chcieli? zastanawiała się.
Nagle zdała sobie sprawę, że nie słyszy już chrapania. Powoli obraca głowę, mając nadzieję, że nie zobaczy Tony'ego patrzącego na nią. Zasłoniła usta, aby powstrzymać głośny śmiech.
Kot spał teraz na twarzy Tony'ego, tłumiąc dźwięk.
Po kolejnych dwóch godzinach w końcu skończyła. Przykryła Tony'ego kocem i wyszła na chłodne nocne powietrze. Było późno, po północy. Postanowiła, że jeśli zobaczy taksówkę, zatrzyma ją, ale żadnej nie zobaczyła.
Kiedy dotarła do rezydencji, brama była zamknięta, a strażnik zniknął. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Krawędź rabatek przy bramie miała być jej łóżkiem tej nocy.
Bez siły, bez celu. Zasypia z tą ostatnią myślą.
~~~~~~~~~~
"Znalazłem ją taką, proszę pana." ogłosił strażnik.
Sabrina przetarła oczy, aby usunąć zamglenie z widzenia.
"Co tu robisz, Sabrino?" Nathan mówił przez zaciśnięte zęby.
Usiadła i poprawiła swoje rozczochrane włosy.
"Co tu robisz?" Powtórzył głośniej. Domagał się odpowiedzi. Miał na sobie czarny jak smoła garnitur i białą koszulę z guzikami. Jego brwi były zmarszczone, a ramiona skrzyżowane.
"Wracałam późno w nocy, a strażnika nie było, więc po prostu zasnęłam."
Nathan odprawił strażnika skinieniem głowy i spojrzał na nią podejrzliwie. "Gdzie byłaś zeszłej nocy?"
Ziewnęła. "Wolontariuszką w schronisku dla zwierząt."
"Podnieś się," rozkazał surowo. "Oczekujesz, że ci uwierzę? Czy schroniska dla zwierząt nie zamykają się o przyzwoitej porze?"
Ona nadal siedziała, bo bolały ją nogi.
"Tak, ale..."
"Wstawaj!" Tym razem krzyczy.
Jego krzyk ją zaskakuje, powodując, że w panice natychmiast wstaje. Jej kolana od razu się ugięły. Wszystkie mięśnie nóg były napięte i pulsowały z bólu. Gwałtownie wciąga powietrze i próbuje się złapać.
"Cholera" Chwyta ją i bez wysiłku unosi w ramionach.
"Co się z tobą dzieje?" Pyta, wkładając ją do swojego czarnego luksusowego samochodu. Nawet nie zauważyła, że podjechał nim pod bramę.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, zamyka drzwi. Potem wsiada na miejsce kierowcy i rusza podjazdem przed rezydencję.
"Odpowiedz mi." Warczy. "Wiesz, jak to musi wyglądać?" Rzuca na nią spojrzenie, oczekując odpowiedzi.
"Co?" Mamrocze cicho.
"Że nie wiedziałem, że moja żona zniknęła na całą noc?"
"Przepraszam." To wszystko, co była w stanie powiedzieć. Była po prostu zbyt wyczerpana.
"Na bramie jest interkom, następnym razem go użyj." Całe jego ciało wyglądało na spięte, jakby powstrzymywał się przed uduszeniem jej. Zaparkował samochód, wyskoczył i podszedł do jej strony. Nie obchodziło jej, że bolą ją nogi, chciała wejść sama. Otworzyła drzwi i zrobiła krok na zewnątrz. "Jestem w porządku. Dziękuję." Stoi, trzymając drzwi. Jej twarz wyrażała ból, który czuła.
Nathan warknął. Ponownie ją uniósł, tym razem niosąc ją przez rezydencję. Mija swoich rodziców jedzących śniadanie. Sabrina patrzy, jak Vivian krztusi się grejpfrutem, a Desmond jest pochłonięty swoim telefonem.
Zostaje rzucona na łóżko i patrzy, jak zamyka drzwi i spogląda w jej stronę.
"Mów. Co się stało z twoimi nogami? Mam wezwać karetkę?" Ton jego głosu sugerował, że uważa, iż przesadza.
"Dużo więcej chodziłam. Moje mięśnie są trochę obolałe; to wszystko..."
"Nie wiem, dlaczego, do cholery, gdziekolwiek chodzisz. Mam trzech kierowców gotowych na wezwanie." Nigdy wcześniej na nią nie przeklinał ani nie krzyczał... aż do dzisiaj. Musiała naprawdę wzbudzić podejrzenia, gdy została znaleziona śpiąca przy bramie. Panikowała, mając nadzieję, że nie zabroni jej wracać do schroniska. Jej ojciec prosił ją, by była posłuszna.
"Nie dawaj im żadnego powodu, by cię źle traktowali." Powiedział. "Nie dawaj im żadnego powodu, by podejrzewali cię o nielegalne sprawy." Nigdy nie odpowiadał na jej natarczywe pytania. Mówił, że z czasem się dowie.
Nathan przeczesuje palcami włosy, przechadzając się po jej pokoju. "Chcę, żebyś od teraz korzystała z samochodu." Rzuca na nią gniewne spojrzenie, odchodząc dopiero, gdy przytakuje na zgodę.