




Rozdział 1
Sabrina zamarła, gdy jej teściowa nagle wpadła do jej sypialni. Siedziała przed toaletką, czesząc swoje długie, kasztanowe włosy, kiedy Vivian weszła bez pukania. To był prawdziwy szok. Nikt nigdy nie przychodził do jej pokoju, ledwie z nią rozmawiali, czy nawet zauważali jej obecność. Prawie na nią nie patrzyli, ale oto jej teściowa zachowuje się, jakby miała prawo wchodzić bez zaproszenia.
Wciąż miała na sobie czarną nocną koszulę z poprzedniej nocy i miała na twarzy ten wyniosły, sztywny wyraz, który zawsze nosiła. Jej paznokcie były perfekcyjnie zrobione, pomalowane na czerwono, a włosy wisiały nad ramionami, idealnie wyprostowane. Elegancka jak zawsze. Zbliżyła się do jednego z czterech słupków łóżka, dotykając rzeźbień, podczas gdy jej wzrok spotkał się z odbiciem Sabriny w lustrze. "Wszystkie twoje rzeczy muszą zostać przeniesione do pokoju Nathana."
"Po co?" Wyszła za jej syna czternaście długich, nudnych miesięcy temu, i to nie było z wyboru żadnej ze stron. Odłożyła szczotkę i odwróciła się na krześle. Rozumiała udawanie, gdy byli razem publicznie, ale nie widziała powodu, by dzielić pokój z mężczyzną, którego ledwo znała.
"Clarissa, Jacob i dzieci będą u nas przez jakiś czas. Sprzedali dom szybciej niż się spodziewali, i będą tu, dopóki nie znajdą nowego."
Clarissa to pierwsze dziecko Vivian i Desmonda Aldenów. Nie mieszkała w domu od lat. Wyszła za mąż i dopiero co urodziła czwarte dziecko kilka miesięcy temu. Sabrina spotkała swoją starszą szwagierkę po raz pierwszy na fałszywym ślubie. Była taka miła dla kobiety, którą uważała za miłość swojego brata.
"Czy Nathan wie?" Spojrzała na swoje odbicie i założyła perłowe kolczyki.
"Tak, i nie jest z tego zadowolony."
"No, to nas już dwoje."
Vivian przewróciła oczami.
Clarissa i ich młodsza córka Baylee nie miały pojęcia, że małżeństwo ich brata to wielka fikcja. Jedynymi osobami, które wiedziały, byli ich rodzice, a pokojówki i lokaje nie byli ślepi, ale byli dobrze opłacani.
"Kiedy przyjeżdżają?" Sabrina przypomniała sobie zapytać tuż przed tym, jak ręka Vivian dotknęła klamki drzwi.
"Za tydzień. Poproś Wandę, żeby ci pomogła." Rozkazała, zanim zamknęła drzwi.
Została sama na łóżku, wspominając, jak jej życie doszło do tego punktu. Jej ojciec błagał ją, by wyszła za mąż, wykorzystując poczucie winy z powodu jego raka. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było wyjść za mężczyznę, który jej nie chciał. Bolało ją to bardziej, niż się spodziewała. Czternaście miesięcy spędzonych w swoim pokoju na czytaniu, z upartą postawą, odmawiając proszenia o cokolwiek.
Nie miało jej boleć to, że ci ludzie jej nienawidzą. Nie miało jej sprawiać przyjemności, gdy jej mąż pocałował ją przy ołtarzu.
Jej mąż też nie miał być zmuszony do poślubienia jej.
Jak ona ma spać w tym samym pokoju z mężczyzną, który jej nie znosi? Mężczyzną, który pozwolił pokojówce zaprowadzić ją do pokoju w noc ich ślubu. Jej oczy mimowolnie zamykają się, gdy przypomina sobie ten moment.
Nathan ma dwadzieścia siedem lat, jest silnym, dobrze zbudowanym mężczyzną o wzroście 1,95 m, z piwnymi oczami i krótkimi czarnymi włosami. Jego ciało jest wyrzeźbione niczym grecki bóg. Jedynym powodem, dla którego to wiedziała, było to, że obserwowała go podczas ich podróży poślubnej. Tak, musieli na nią pojechać. Z jakiegoś powodu było bardzo ważne, aby utrzymać iluzję.
Cały tydzień spędzili na Bermudach, gdzie ją ignorował i skupiał się na pracy i telefonie. Pokój miał jedno łóżko, a on wybrał spanie z dala od niej, na kanapie. To nie powstrzymało jej od podziwiania go. Nienawidziła tego, ale była do niego przyciągana. Obserwowała go, jak zdejmował ubrania przed porannym prysznicem; obserwowała go, jak pływał w krytym basenie, który mieli w apartamencie. Cała podróż była dla niej pełna napięcia, ale mimo że odczuwała te wszystkie emocje, tak naprawdę nie chciała, aby był blisko niej.
Nie mogła pozwolić, aby powtórzyła się sytuacja z podróży poślubnej. Szybko podjęła decyzję, gdy prasowała swoją elegancką, prostą, białą sukienkę i wygładzała z niej zagniecenia. "Muszę coś zrobić." W przeciwnym razie to będzie nie do zniesienia.
Wychodząc z sypialni, przeszła długimi korytarzami i wspięła się po schodach. Tam znajdowały się sypialnie główne, a wszystko inne, w tym jej sypialnia, było na dole. Rezydencja była tak ogromna, że jeśli nie szukało się kogoś konkretnego, trudno było kogoś znaleźć.
Ned, jeden z lokajów, wyglądał na zaskoczonego, gdy szła w jego kierunku. Nigdy tam nie chodziła, ale w końcu musiała coś zrobić. Jej życie utknęło w zawieszeniu, czuła się jakby nie mogła oddychać, będąc zamknięta i ukryta w pokoju gościnnym.
"Czy pan Alden jest w swoim pokoju?" Zapytała.
"Tak, proszę pani. Wydaje mi się, że jest."
"Dziękuję." Minęła kilka dużych brązowych drzwi po drodze i w końcu dotarła do jego pokoju. Lekko zapukała i przełknęła gulę, która utworzyła się w jej gardle.
Otworzył drzwi i stał tam, patrząc na nią zdezorientowanym wzrokiem. Miał na sobie rozpiętą białą koszulę z kołnierzykiem i wyglądał, jakby właśnie się ubierał. Jego kołnierz i rękawy były nieposkładane, a zapach jego żelu pod prysznic unosił się w powietrzu. Co sprawiło, że była jeszcze bardziej zdenerwowana, to jego wzrok, który powoli wędrował po jej ciele.
Dokładnie wiedziała, po co tu przyszła, ale teraz nie mogła wydusić z siebie słowa. Oczy utkwione w nim, nerwowo bawiła się palcami. "Ja... um... ja..."
Spojrzał na swój Rolex, dając jej wyraźne ostrzeżenie, że marnuje jego czas.
"Chciałam tylko o coś zapytać." W końcu wydusiła.
Spojrzał na łóżko, a potem z powrotem na nią. "Nie mam czasu, ale możemy o tym porozmawiać przy śniadaniu. Zejdę za chwilę." Zamknął drzwi.
Zbiegła na dół i usiadła przy stole w jadalni, czując się jak kompletna idiotka. Dlaczego nie mogła po prostu powiedzieć tego, co miała na myśli? Dlaczego on musiał sprawiać, że była tak cholernie zdenerwowana?
Miał tendencję do wywoływania takich reakcji u wszystkich. Nawet zanim go poślubiła, słyszała o nim. Człowiek, który nie tolerował bzdur. Przejął firmę ojca i z milionów zrobił miliardy. Jej ojciec czytał dział biznesowy gazety jakby to była jego biblia, więc widziała wiele artykułów o rodzinie Alden. Czytała o jego bezwzględnych taktykach i agresywnym wznoszeniu się na szczyt.
Nigdy przez te wszystkie lata jej ojciec nie wspomniał, że zna kogokolwiek z nich.
Z zamyślenia wyrwał ją zapach jej ulubionych rogalików z czekoladą.
Ned wszedł i postawił śniadanie. Dwie sekundy później wszedł Nathan i usiadł na krześle.
Znowu była zdenerwowana i nie podniosła na niego wzroku.
"O czym chciałaś ze mną porozmawiać?" Zaczął jeść.
Wzięła kęs, przełknęła i powoli podniosła głowę, by spotkać jego spojrzenie. Jej usta otworzyły się, a z nich wydobył się cichy westchnienie. Rzadko na nią patrzył, a teraz, gdy cała jego uwaga była skupiona na niej, zaczęła mieć problemy z myśleniem.
Wyglądało na to, że traci cierpliwość wobec jej milczenia, więc pokręcił głową i skupił się na swoim talerzu.
"Naprawdę się nudzę. Chciałabym znaleźć pracę albo może gdzieś się zaangażować jako wolontariuszka. Czy to ci odpowiada?"
Uniósł brew, ale nie odpowiedział. Jadł i jadł, a po kilku minutach, gdy wciąż nie odpowiedział, zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle odpowie. Chwile niezręcznej ciszy ciągnęły się w nieskończoność.
W końcu, po tym, co wydawało się wiecznością, odpowiedział. "Rób, co chcesz. Upewnij się, że wrócisz, zanim ochrona skończy swoją zmianę."
Zawsze myślała, że ochrona pilnuje bramy 24/7. Nie miało to znaczenia, była pewna, że wróci na czas, zanim odejdą.
"Dobrze." Ugryzła wargę z radością. "Dziękuję."
Nathan wydawał się unikać jej za wszelką cenę. Jej sypialnia była na drugim końcu domu, na innym piętrze. Nigdy na nią nie patrzył ani nie rozmawiał z nią bezpośrednio. Dziś był pierwszy raz, kiedy jedli razem. Zwykle czekała, aż wszyscy skończą posiłek. Nikt nigdy jej nie szukał, w tym Nathan. Kto mógłby go winić? Nie miała pojęcia, czym jej ojciec go szantażował.
Ben Reed, jej ojciec, odmówił powiedzenia jej czegokolwiek. Błagała i prosiła go, by nie zmuszał jej do małżeństwa. "Mam tylko 22 lata." Walczyła. Jego jedyną odpowiedzią było, że miał swoje powody. Powiedział jej, że upewni się, że nigdy nie będzie źle traktowana.
"Będziesz miała zapewnioną opiekę, a wkrótce się o tym przekonasz." Wciąż protestowała i nawet spakowała swoje rzeczy w środku nocy. Została złapana przy drzwiach.
"Umieram, Sabrino." Przyznał jej ojciec. "Chemioterapia przestała działać." Miała rękę na klamce drzwi wejściowych, gdy to powiedział. Stał w progu kuchni z filiżanką czegoś ciepłego w dłoniach. "Wiem, że to nie jest sprawiedliwe wobec ciebie. Ale proszę, zaufaj mi. Wyjdź za niego. To ostatnia rzecz, o którą cię proszę."
Łzy spłynęły jej po policzkach. Nie była osobą, która często płacze – to był drugi raz w jej życiu, kiedy płakała.
Pobiegła do ojca, objęła go i zaczęła gwałtownie płakać. "Proszę, powiedz mi, że kłamiesz."
Była stuprocentową córeczką tatusia. Jego rozpieszczoną księżniczką. "Wszystkie trzy jego dziewczynki, jak mawiał." Jej matka Mariel i siostra Gracie również były częścią tej rodziny. Opiekowała się ojcem, kiedy matki nie było w pobliżu, co zbliżyło ich do siebie jeszcze bardziej.
"Czemu musisz pracować?" Nathan przerwał jej tok myśli.
Mrugnęła, przypominając sobie, że Nathan wciąż tam siedział i patrzył na nią.
"Nie wiem... Chyba po prostu... żeby mieć coś do roboty."
Jedna z jego brwi uniosła się ponownie. Wstał i rzucił serwetkę na stół. "Baw się dobrze."
Desmond Alden wszedł do jadalni, akurat gdy jego syn wychodził. Nie wyglądał na zadowolonego z jej widoku. Natychmiast odwrócił wzrok. Upewniali się, że czuła się niechciana. Nikt z nią nie rozmawiał, poza starszą siostrą Nathana, Clarissą.
Młodsza siostra Nathana, Baylee, od samego początku coś podejrzewała. Upewniła się, że Sabrina też o tym wie. Na mniej niż godzinę przed ślubem, Baylee skonfrontowała ją. Złapała ją za ramiona i odciągnęła od lustra w garderobie. "Czy jesteś w ciąży?" Zażądała odpowiedzi.
"Nie." Usunęła rękę Baylee z jej ramienia, a potem wyciągnęła tren sukni spod sześciocalowego obcasa.
"To dlaczego, do diabła, on się z tobą żeni? I dlaczego, do diabła, wszyscy milczą na ten temat?"
"Zapytaj swojego brata." Miała dość tego, że wszyscy traktują ją jak niechcianego gościa na własnym ślubie.
"Znam mojego brata i nigdy nie chciał się żenić. Teraz wracam ze szkoły, a on nagle bierze ślub?" Pokręciła głową. "I zdecydowanie nie wygląda na szczęśliwego."
"Zapytam jeszcze raz... dlaczego nie zapytasz swojego brata? Zapytaj go, dlaczego ma kwaśną minę. Powiedz mu, że ja też chciałabym to wiedzieć." Była wściekła. Wszystko to spadło na jej barki jak ciężarówka. Chciała tylko uszczęśliwić swojego ojca.
Baylee spojrzała na nią groźnie, trzymając ręce na biodrach. "Słyszałam, że wy dwoje przeprowadzacie się do rezydencji Aldenów." Uśmiechnęła się złośliwie. "Powodzenia."
Sabrina wróciła myślami do teraźniejszości. Opuściła stół, poszła do swojej sypialni i opadła na łóżko. Życzyła sobie, żeby mogła wrócić do tego, jak było wcześniej.
Jej mama była pielęgniarką w szpitalu, a ojciec zarządzał magazynem fabrycznym. Uczyli ich, co jest dobre, a co złe, dostawali kieszonkowe co tydzień i jedli razem kolację każdej nocy. Zawsze pragnęła tego, co mieli jej rodzice. Szczęśliwego domu i rodziny. Teraz to bardzo mało prawdopodobne marzenie.