Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2

Punkt widzenia Nerissy

Serce waliło mi w piersi, a każdy nerw w moim ciele ożywał tam, gdzie padały jego oczy, przyglądając mi się tak samo, jak ja jemu.

Oczy mężczyzny lekko się rozszerzyły, gdy spojrzał na mnie, a wszystko w pokoju zniknęło, gdy nasze spojrzenia się spotkały.

To było tak, jakby pokój wokół nas zamilkł i byliśmy tylko my dwoje.

Przestałam oddychać, a moje oczy rozszerzyły się, gdy usłyszałam wewnętrzny głos Bellanii, mojej feniks.

Głos Bellanii odbijał się echem w mojej głowie, wypowiadając jedno słowo, którego nigdy bym się nie spodziewała usłyszeć w tym momencie. „TOWARZYSZ!”

Nie wiedziałam, jak się czuć z tym odkryciem. Zawsze myślałam, że towarzysze są połączeni miłością, i że będzie to jak w bajce. Ale w moim przypadku tak się nie stało. Zamiast tego, mój towarzysz zaatakował mój dom, spalając go doszczętnie.

Patrzył na mnie z wściekłością, jego nozdrza się rozszerzały. Na jego twarzy nie było widać żadnych innych emocji poza nienawiścią. Nie mogłam nic więcej wyczytać z jego twarzy. Czułam, jak moje nogi lekko drżą, uginając się pod ciężarem i presją, co sprawiło, że upadłam na ziemię, gdy ciężar Emily pociągnął mnie razem z nią. Nie przejmowałam się tym, obejmując moją najlepszą przyjaciółkę i trzymając ją blisko, unosząc głowę wysoko, patrząc na tego, którego los mi przeznaczył.

„Spokojnie, bracie, posłuchajmy, co Ryder ma do powiedzenia na ten temat,” odezwał się męski głos, zmuszając mnie do oderwania wzroku od mojego towarzysza i spojrzenia na mężczyznę stojącego obok niego.

Zauważyłam, że wyglądali bardzo podobnie, obaj wysocy, z szerokimi ramionami, ciemnymi włosami i zielonymi oczami. Ten, którego moja feniks nazwała moim towarzyszem, był nieco wyższy i miał bardziej zarysowane mięśnie, przynajmniej z tego, co mogłam zobaczyć. Ten, który właśnie mówił, miał krótko przycięte włosy, podczas gdy mój towarzysz miał nieco dłuższe, kruczoczarne włosy, które tajemniczo opadały mu na oczy.

Mężczyzna, który przyprowadził mnie i Emily tutaj, Ryder, wystąpił naprzód i przemówił. „Znalazłem te dwie uciekające przez las od stada Windswillow. Przyprowadziłem je tutaj, abyś mógł zdecydować o ich losie.”

Niższy z dwóch braci, który wcześniej mówił, powiedział: „Hmm… wyglądają interesująco, brudne, ale mimo to interesujące.” Przekręcił głowę na bok, patrząc na mojego towarzysza. „Co myślisz, co powinniśmy z nimi zrobić, Alex?”

Powtarzanie jego imienia w mojej głowie, mimowolnie, wywołało eksplozję motyli trzepoczących w moim żołądku. Podniosłam oczy, by spojrzeć w jego. Bolało mnie, że nie mogłam odczytać, co działo się w jego umyśle. Czy przemówi i zawoła mnie do siebie? Czy pozostanie milczący i bez emocji, tylko mnie obserwując?

Trzymając moje spojrzenie w niewoli, ruszył naprzód, zatrzymując się tuż przede mną. Jedyną rzeczą, którą mogłam usłyszeć, było bicie mojego serca, tak głośne, że byłam pewna, iż on też je słyszy.

Ten, który wyglądał jak mój towarzysz, zapytał: „Ryder, co miałeś na myśli? Jestem ciekaw twoich sugestii.”

Ryder spojrzał na mnie i Emily, siedzące na podłodze, trzymające się mocno. Spojrzał z powrotem na Alexa z uśmiechem i powiedział: „Myślałem, że może oddamy je wojownikom, żeby się trochę zabawili—”

Przerwał mu głośny warkot, który wydobył się z Alexa, mojego towarzysza, który zmrużył oczy i przeszył Rydera niebezpiecznym spojrzeniem. „Nie będą służyć jako nagroda wojenną dla naszych wojowników! Nigdy tego nie robiliśmy i nigdy nie będziemy robić, dopóki jestem Alfą stada Draconis. Czy wyraziłem się jasno?” Jego głos był niski i zimny, przenikający przez bariery ciała, a Ryder widocznie zadrżał ze strachu i odsłonił szyję w geście uległości.

Ten, który wyglądał na brata mojego towarzysza, podszedł bliżej do Alexa, kładąc rękę na jego ramieniu. „Więc co proponujesz, bracie?”

Alex na chwilę spojrzał na swojego brata, a potem powoli spojrzał z powrotem na mnie i Emily. Milczał, myśląc przez moment, a między jego brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. "Na razie, dopóki nie zdecyduję, co z nimi zrobić, wrzućcie je do lochu jako jeńców wojennych."

Nie minęła sekunda od wypowiedzenia tych słów, gdy nagle odwrócił się i długimi krokami wyszedł z pokoju. Patrzyłam za nim, szeroko otwartymi oczami, zszokowana jego decyzją i brakiem uznania dla naszego więzi.

W naszym świecie nie było dziwne, że dwaj zmiennokształtni, przeznaczeni sobie przez Boginię Księżyca, pochodzący z różnych gatunków, akceptowali swoje więzi i spełniali swoje przeznaczenie, ale widzieć, jak mój własny towarzysz traktuje mnie tak źle... trzyma mnie w niewoli i celowo ignoruje przyciąganie, które byłam pewna, że czuł, to samo, co ja czułam, bolało. Moje serce ścisnęło się boleśnie, czując się odrzucone przez jedyną osobę, która była moją bratnią duszą.

„Słyszeliście Alfę. Zabierzcie je do lochów i zamknijcie,” rozkazał Ryder, gdy strażnicy chwycili mnie i Emily za ramiona, rozdzielając nas i zmuszając do wstania.

Zobaczyłam, jak Emily drży, a łzy spływają po jej policzkach, co wyrwało mnie z mojego własnego stanu szoku i zaczęłam się wiercić, próbując wyrwać się z uścisku mężczyzny, który mnie trzymał.

„Reynard, co się dzieje z Alfą Alexandrem? Wydaje się wściekły, kiedy wszyscy powinniśmy świętować nasze zwycięstwo!” skomentował Ryder, brzmiąc zaskoczony, brat Alexa, co sprawiło, że spojrzałam w górę i na chwilę przestałam się szarpać w ramionach strażnika, próbując usłyszeć jego odpowiedź.

Niestety, zanim zdążyłam usłyszeć odpowiedź, Emily i ja zostałyśmy wyciągnięte z pokoju i wrzucone do lochu, do celi.

Po zamknięciu nas obu, dźwięk kroków strażników zniknął w oddali chwilę później. Owinęłam ramiona wokół Emily, próbując ją uspokoić, gdy jej łzy wciąż spływały po policzkach. Nie mogłam pozwolić sobie na załamanie, nawet gdy smutek i ból po stracie moich ukochanych, mojej rodziny, mojego stada, przeszywały moje serce. Nie mogłam się rozpaść, nie teraz, kiedy jedna z nas musiała być silna, a tą osobą okazałam się ja. Biorąc głęboki, niestabilny oddech, zmusiłam się do pozostania silną… musiałam być dla Emily i dla siebie.

Popchnęłam ją, by usiadła na prostym łóżku, które było w celi, zanim rozejrzałam się, szukając jakiejkolwiek możliwej drogi ucieczki. Przykładając dłoń do ścian, czułam, jak były zimne. Przejechałam palcami po szczelinie w kamieniu. Moje serce było ciężkie, gdy porażka przygniatała moje ramiona, zanim wróciłam, by usiąść obok Emily na małym łóżku. W celi nie było nic poza łóżkiem, na którym siedziałyśmy. Było małe, ale byłam wdzięczna, że nie rozdzielili mnie i Emily, umieszczając nas w różnych celach.

Małe okno z grubymi, metalowymi kratami znajdowało się wysoko na jednej ze ścian. Było zbyt wysoko, bym mogła do niego dosięgnąć lub nawet przez nie spojrzeć, by zobaczyć księżyc, którego promienie były jedynym źródłem światła w tej małej celi, w której byłyśmy, a mimo to nie mogłyśmy zobaczyć zbyt wiele. Nie było nawet małego koca, by nas ogrzać, ale na szczęście miałyśmy siebie nawzajem, tuląc się blisko, by dzielić ciepło ciała.

Nie mogłam powiedzieć, ile czasu minęło, odkąd zostałyśmy tu przyprowadzone i zamknięte, ale słyszałam kroki powoli zbliżające się, odbijające się echem w korytarzu tego ciemnego, zimnego lochu. Wysoka postać zatrzymała się przy bramie naszej celi, co sprawiło, że spojrzałam w górę i przytuliłam Emily jeszcze mocniej.

„Pomyślałem, że może potrzebujecie kilku koców,” powiedział Reynard z lekkim uśmiechem na ustach. Żadna z nas mu nie odpowiedziała, co sprawiło, że jego brwi lekko się zmarszczyły. „Nie skrzywdzę was.”

Nie ufałam mu. Dlaczego miałabym ufać któremukolwiek z nich? Przecież dopiero co zaatakowali nasz dom i zamknęli nas tutaj na nie wiadomo jak długo.

Powiedział coś do strażnika, a ja obserwowałam, jak strażnik wkłada klucz do zamka i otwiera drzwi, zanim Reynard dał znak drugiemu strażnikowi, który stał obok tego, który otworzył drzwi, by wszedł do celi. Strażnik posłuchał jego rozkazu i wniósł do środka dwie tace z czymś na nich. Podszedł bliżej, uważnie nas obserwując, gdy postawił tace na końcu łóżka, po czym wyszedł bez słowa.

Odwróciłam głowę, by spojrzeć w dół i zobaczyłam dwie miski gorącego chili i kilka bajgli leżących na prostych tacach.

Słysząc kroki, spojrzałam z powrotem w stronę wejścia, akurat na czas, by zobaczyć, jak Reynard wchodzi do celi tym razem. Podniósł ręce, pokazując mi dwa duże koce. „Przyniosłem wam to. W nocy robi się tu zimno i byłoby szkoda, gdyby któraś z was zachorowała.” Jego głos brzmiał przyjaźnie i szczerze, ale nie dałam się zwieść, bo mu nie ufałam. Jak mogłabym?

Powoli zrobił krok bliżej, a ja wstałam, osłaniając Emily przed nim i stając ochronnie przed nią. Moja reakcja sprawiła, że przewrócił oczami.

„Mówiłem, że nie jestem tu, żeby was skrzywdzić, na litość boską… uspokój się,” powiedział, brzmiąc raczej zirytowany. Wyciągnął ręce, oferując mi koce z delikatnym uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na nie sceptycznie przez chwilę, ale potem ostrożnie sięgnęłam i wzięłam koce od niego.

Były ciepłe i miękkie pod moimi palcami, gdy wzięłam jeden i owinęłam nim ramiona Emily. Reynard uśmiechnął się, wyglądając na zadowolonego, że wzięłam koce, jednocześnie cicho nas obserwując przez chwilę.

„Wy dwie wydajecie się dość blisko.” Wskazał na nas z ciekawością, zachowując się, jakby nic złego się nie stało i jakbyśmy byli przyjaciółmi.

Nie powiedziałam nic, zamiast tego owinęłam oba koce wokół ramion Emily i usiadłam obok niej. Odwróciłam głowę w jego stronę, cicho obserwując każdy jego ruch i zauważając, jak unosi brew w cichym pytaniu, które celowo zignorowałam.

Westchnął głęboko, czekając chwilę, aż któraś z nas coś powie. Kiedy żadna z nas tego nie zrobiła, powoli podszedł z powrotem do drzwi celi, tylko na ostatnią sekundę spoglądając przez ramię, by powiedzieć: „Jeśli to jakiekolwiek pocieszenie, przepraszam za to, co się stało.”

Previous ChapterNext Chapter