Read with BonusRead with Bonus

Rozdział dziewiąty

DRAVEN

To, co najbardziej lubię w tym małym sklepiku, to przystępne ceny. Ten, przed którym wysadził mnie Domonic, też był świetny, ale zdecydowanie za drogi. Gdy tylko zobaczyłem ich ceny, od razu wyszedłem. Na szczęście na tym samym odcinku ulicy były jeszcze cztery inne butiki, więc mogłem nadal widzieć Domonica, kiedy wróci po mnie.

Sklepy nie były zbyt zatłoczone, kilka osób kręciło się tu i tam, ale nie było ich wiele. Po zakupie kilku niezbędnych rzeczy, w tym golfu, wyszedłem na zewnątrz, aby czekać na powrót Domonica. Gdy zobaczyłem, że krawężnik jest nadal pusty, zacząłem żałować, że nie kupiłem zegarka.

Zauważyłem małą kawiarnię po drugiej stronie ulicy, wzruszyłem ramionami i przeszedłem na drugą stronę, zamierzając poczekać przy jednym z małych stolików na zewnątrz.

Z kawą w ręku usiadłem przy jednym z pięciu kamiennych stolików i łapczywie popijałem moją mokkę. Nagle nade mną pojawił się duży cień i spojrzałem w górę, zaskoczony widokiem jednego z facetów z baru, który stał nade mną i zasłaniał słońce.

"Nie wyjechałeś," powiedział.

To był blondyn. Ten, który siedział w barze z Domonicem wczoraj, kiedy pierwszy raz przyjechałem.

"Nie," uśmiechnąłem się, krzyżując nogi w jego stronę, jednocześnie rozglądając się po ulicy. Gdzie jest Domonic?

Zaśmiał się, wyciągając rękę, aby się przywitać. "Paul," przedstawił się, podnosząc moją rękę, aby pocałować jej wierzch. "Mogę?"

Kiwnąłem głową, kopiąc jedno z krzeseł przed nim, aby mógł usiąść. "Draven."

Uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. "Wiem. I muszę powiedzieć, że cieszę się, że nadal tu jesteś. Mamy tu nowe twarze cały czas, ale żadna z nich nigdy nie zostaje. A twoja jest nie tylko nowa, ale i niesamowicie piękna."

Musiałem się zaśmiać. Więc potrafią być czarujący, kiedy chcą. Zastanawiałem się, co zmieniło jego zdanie. Nie chciałbym myśleć, że Bart i Domonic opowiedzieli całemu miasteczku, co ukrywam pod ubraniami.

"Mogę zapytać, na kogo czekasz?" zapytał Paul.

Moje oczy zwęziły się, a wzrok przesunął się po nim z lekkim zainteresowaniem. Był szczuplejszy od Domonica. Nie tak mocno umięśniony. "Możesz zapytać, ale mogę nie odpowiedzieć."

Zaśmiał się, a śmiech rozświetlił mu całą twarz i zmarszczył oczy. Był naprawdę całkiem uroczy.

Niebieskie oczy błyszczały, gdy mnie studiował, przyglądając się mojej bluzie z kapturem, a potem skupiając się na mojej szyi. Uśmiech zbladł, a on zaklął: "Jezu Chryste."

Podniosłem palec, "Nie!"

Cholera. Zauważył siniaki, mimo że miałem bluzę całkowicie zapiętą.

Jego szczęka drgnęła, ale widziałem, że stara się to puścić. Gniewne stukanie jego stopy trzęsło stołem, dopóki nie posłałem mu chwiejnego uśmiechu, aby go uspokoić.

"Już tam nie jestem," powiedziałem. "Więc wolałbym o tym zapomnieć."

Kiwnął sztywno głową, jego oczy wróciły na moją szyję na dłuższą chwilę. "Zrozumiałem." Westchnął, rozglądając się wokół nas, jakby kogoś szukał. "Więc, słuchaj, jeśli nadal potrzebujesz pracy, prowadzę Red Wolf Cafe i jeśli chcesz, mogłabyś-"

Przerwałem mu, podnosząc moją kawę. "Więc to magiczne napój należy do ciebie?"

"Tak."

"Dzięki za propozycję, ale Bart już mnie zatrudnił."

Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. "Naprawdę?"

Kiwnąłem głową z mrugnięciem. "Tak, naprawdę. I za to będę mu zawsze wdzięczny. Bo zrobił to, zanim zobaczył siniaki."

"Cholera," jęknął, a potem zakrył twarz dłońmi. "Przepraszam. Gdyby to zależało ode mnie wczoraj, przywitałbym cię z otwartymi ramionami i zaproszeniem na kolację. Ale Domonic - on jest inny. Myślę, że był bardziej niż trochę zaskoczony twoim wyglądem wczoraj. Znaczy - wszyscy spodziewaliśmy się faceta. Domonic jest naprawdę intensywny przez większość czasu, ale ma dobre intencje."

Zachichotałem. Tak, jasne, kolego. "Więc co to znaczy - wszyscy posiadacie bar, czy należy on do Barta?"

"Wszyscy go posiadamy, ale Bart nim zarządza."

"Rozumiem. Więc z waszej czwórki, Bart jest jedynym z odrobiną surowej rycerskości." Nic dziwnego, że tak się zachowywali, kiedy przyjechałem. "A ja się bałem, że zamkniecie mnie i wszyscy się na mnie rzucicie."

Zasapnął, "Co? W żadnym wypadku!" Ponownie mnie studiował. "Przepraszam, jeśli tak to odczułeś." Pochylając się do przodu, spuścił głowę ze wstydem. "Więc teraz mieszkasz nad barem?"

Pokręciłem głową. "Nie. Mieszkałem, ale podobno wymaga remontu, więc Domonic łaskawie umieścił mnie w mieszkaniu za swoim domem."

Jego oczy zwężają się. "Naprawdę?"

"Tak."

"To dziwne," rzuca.

Teraz to ja jestem zszokowany. "Dlaczego to takie dziwne?"

Wzrusza ramionami. "Bo Domonic kazał nam wszystkim nie pomagać ci. W rzeczywistości bardzo jasno wyraził się, że chce, abyś jak najszybciej opuściła miasto."

"To... naprawdę..."

DOMONIC

"Draven Piccoli, córka Isabelli Lucio i Gio Piccoli. Ma dwadzieścia dwa lata, nie ma prawa jazdy, ale jej dowód osobisty mówi, że jest z Florydy. Jej ojciec zniknął, gdy była jeszcze niemowlęciem. Jej matka potem została striptizerką, aby utrzymać swoją małą dziewczynkę. Po kilku latach pracy w ten sposób, wyszła za mąż, ale nigdy nie zmieniła nazwiska. I z jakiegoś powodu zdobycie kopii aktu małżeństwa zajmuje trochę czasu, ale powinienem go mieć do jutra po południu. Jej matka zmarła dwa lata temu. Przyczyna śmierci 'nieokreślona'. Ostatni znany adres Draven to dom blisko plaży w Miami, należący do pewnego Marvina Rydera. Na początku myślałem, że ten Marvin może być jej ojczymem, ale okazało się, że jest za młody. Marvin był właścicielem Beach Club Bar, w którym pracowała. Brzmi znajomo?"

"Więc jest Włoszką."

"Tak, na to wygląda."

"I jej prawdziwy ojciec może być gdzieś tam."

"Zajmę się nim następnym."

"To dlatego ma tak pięknie opaloną skórę."

Rainier śmieje się, "Co?"

"Ma. Znaczy - nadal nie chcę jej tutaj, ale ma, i wiesz, że ma."

Wciąż nie chcę jej tutaj - kogo ty oszukujesz. Kłamca.

Poprawiając pasek w spodniach, Rainier siada przede mną, kładąc swoje wielkie buty szeryfa na moim biurku. "Okej, i co z tego? Wiele dziewczyn ma piękną skórę, Domonic. Wczoraj mówiłeś, że chcesz, żeby odeszła, a dziś rano dostałem od ciebie wiadomość, żeby ją sprawdzić. Co jest grane, Dom? Kim ona jest?"

Jest moja chcę powiedzieć, ale tego nie robię. Poza tym, nie zatrzymam jej, więc naprawdę nie jest. Wyeliminuję zagrożenie dla jej bezpieczeństwa, a potem odeślę ją, żeby żyła swoim życiem.

A potem ból w mojej piersi na pewno powróci. Cholera.

Wzruszam ramionami. "Wczoraj nie wiedziałem, jak poważne są jej okoliczności. Teraz wiem. Nadal chcę, żeby odeszła, ale nie mogę w dobrej wierze jej odesłać, dopóki nie dowiem się, z czym się zmaga."

Rainier kiwa głową z powagą. "W porządku. Ale co masz na myśli - jak poważne są? Co się jej stało?"

Kręcę głową, nie chcąc dzielić się szczegółami, dopóki nie będę miał wszystkich. "Po prostu upewnij się, że zwracasz uwagę na wszelkich nowych gości, którzy przyjeżdżają do miasta. Zwłaszcza na ojców i synów, którzy mogą przyjechać na 'wakacje'."

Znów kiwa głową, zdejmując buty z mojego biurka. "Zrobione. Ale Domonic, jeśli naprawdę jest w niebezpieczeństwie, to dlaczego nie może zostać? Kiedy Pebbles przyjechała do miasta kilka lat temu, potrzebując pracy i nowego życia, dałeś jej to. Teraz pracuje tutaj, dla ciebie, i jest szczęśliwa i zamężna. Co sprawia, że ta dziewczyna jest inna?"

Nie zamierzam na to odpowiadać.

"Upewnij się, że powiesz chłopakom, żeby też byli czujni. Wszyscy powinniśmy być czujni. I jak tylko zdobędziesz ten akt małżeństwa, chcę wiedzieć wszystko o mężczyźnie na nim. I mam na myśli wszystko. Od brzmienia jego śmiechu po rozmiar majtek jego matki. Wszystko."

Rainier gładzi swoją szczękę, wyglądając na zbyt zamyślonego jak na mój gust. "Może któryś z nas powinien się z nią umówić. Wiesz, żeby mieć na nią oko."

Oto jest. To ściskające, miażdżące uczucie w mojej piersi.

Po moim trupie któryś z nich się z nią umówi.

Moje gardło zaczyna lekko wibrować, warkot formuje się w mojej piersi, gdy na niego patrzę, ale połykam go z powrotem. "Jesteś żonaty," prawie warczę, tracąc na chwilę panowanie nad sobą.

"Nie ja!" Rainier prycha. "Ale Draven nie jest żadnym trollem, Dom. Jestem pewien, że któryś z pozostałych chętnie by się nią zaopiekował, jeśli to konieczne."

"Nie," wycedzam. "Już umieściłem ją w moim domku gościnnym na tyłach, więc to nie będzie konieczne. Poza tym, nie chcę, żeby którykolwiek z nich się do niej przywiązał, kiedy przyjdzie czas, żeby odeszła."

A co myślę, że się stanie, kiedy odejdzie. Jak długo potrwa, zanim jakiś inny facet ją złapie?

Nie mogę o tym myśleć. Nie mogę.

"Okej," mówi z uniesioną brwią. "Nadal nie wyjaśnia, dlaczego nie może po prostu zostać, ale lepiej wrócę do pracy. Już za długo mnie nie było."

Cholera!

Ja też!

Previous ChapterNext Chapter