Read with BonusRead with Bonus

Rozdział Dziesiąty

DOMONIC

Spoglądając na telefon, widzę, że jestem tu już od godziny i piętnastu minut. "Dobra. Idź, ja też muszę stąd wyjść."

Po zamknięciu biura, przy drzwiach zatrzymuje mnie Margo w błyszczących srebrnych gwiazdach i ciężkim makijażu. Jej ciało jest na pełnym widoku, i to dosłownie. W końcu pracuje tutaj w klubie i przyciąga wielu klientów. Ale od razu zauważam, że po raz pierwszy odkąd ją poznałem, mój interes nawet nie drgnął.

Cholera.

"Dokąd idziesz?" pyta, chwytając mnie za ramię, żeby uniemożliwić mi wyjście.

"Jestem zajęty, Margo. Już ci to mówiłem. Zejdź mi z drogi."

"Zaczekaj!" mruczy. "A co z dzisiejszą nocą? Mogę przyjść? Zostawiłeś mnie wczoraj niezaspokojoną. Zbyt zajęty tą suką, żeby zająć się mną tak, jak powinieneś."

Muszę się zaśmiać. Ta głupia suka. "Margo, nie jesteś moją dziewczyną. Wiesz o tym. Byłoby najlepiej, gdybyś przestała przychodzić, dopóki ta dziewczyna nie zniknie."

Zwęża oczy, krzyżując ramiona pod ciężkimi piersiami. "Co? Dlaczego?"

"Nie martw się dlaczego. Po prostu trzymaj się z daleka na razie." Potem wychodzę, nie oglądając się za siebie.

Kiedy docieram przed butik, jestem zszokowany widokiem Dravena po drugiej stronie ulicy, śmiejącego się z Paulem.

Zdrajcy, wszyscy jak jeden.

DRAVEN

"O, jest mój transport." Wstaję i chwytam torby, gdy tylko Hummer pojawia się po drugiej stronie ulicy.

Paul uśmiecha się, "Dobra. To widzimy się jutro wieczorem."

Kiwnę głową, "Tak. Będę czekać."

Przechodzę przez ulicę, przewracając oczami na widok czarnych szyb Hummera.

Jesteś spóźniony, dupku.

Gdy wsiadam do samochodu, pocieram ramiona, żeby odpędzić chłód, zanim zapnę pas.

Spoglądając na Domonica, widzę, że jego wzrok jest utkwiony w kawiarni i w Paulie, który wraca do budynku. Nawet nie mruga.

"Mówiłeś, że pół godziny."

Nie patrzy na mnie. Jego szczęka jest zaciśnięta ze złością, a ręka bieleje na dźwigni zmiany biegów. "Moja sprawa... przeciągnęła się."

"Widzę to. Co jest? Wracamy do mieszkania czy co?"

Znów nie mówi ani nie odwraca wzroku od sklepu Paula.

"Domonic-"

"Mówiłeś, że musisz iść na zakupy."

"Byłem na zakupach," mówię, potrząsając torbami przed sobą. "Skończyłem zakupy prawie godzinę temu."

Śmieje się, ciemno. "Więc, byłeś po drugiej stronie ulicy z Pięknym Paulem przez godzinę?"

Marszczę brwi. "Chyba tak. Czyż nie jest twoim przyjacielem?"

W końcu odrywa wzrok od sklepu, by spojrzeć na mnie z zaciśniętymi ustami. Wkłada samochód w bieg, patrzy na drogę przed sobą, ale nie rusza z miejsca.

"O czym rozmawialiście?"

Patrząc na niego gniewnie, przypominam sobie, co Paul mi powiedział o tym, jak Domonic kazał im mi nie pomagać. "Głównie rozmawialiśmy o tym, jak wspaniałym facetem jest Bart, że mnie zatrudnił, mimo że kazałeś mu tego nie robić. W rzeczywistości, mimo że żądałeś, żeby nikt mi nie pomagał."

Syknie, "Ale czy posłuchali? Nie."

Potem wyjeżdża na ulicę i pędzimy dalej. Tym razem nie jedzie powoli, omija samochody i przejeżdża na czerwonym świetle, a ja chwytam się siedzenia.

"Co do cholery?" krzyczę. "Wciąż jest mgła, wiesz."

Westchnie, zwalniając i obdarzając mnie zmęczonym spojrzeniem z boku. "Nie powinieneś pozwalać, żeby Paul cię oczarował. To gracz."

Śmieję się. "Co?"

"Powiedziałem, że to gracz. Umawiał się z większością kobiet w tym mieście."

"Nawet z Margo?"

Chichocze, "Tak. Nawet z Margo."

"Fuj. To lepiej odwołam naszą randkę jutro wieczorem. Nie chcę niczego, czego dotknęła ta szmata."

Hummer nagle zatrzymuje się na środku drogi, powodując, że moje ciało rzuca się do przodu, a szyja się skręca.

"Auć!" krzyczę, patrząc na niego gniewnie. "Co z tobą nie tak?"

"Randka? Masz randkę z Paulem?" Jego słowa są bardziej niedowierzające niż jego twarz, i wszystko, co mogę zrobić, to nie uderzyć go w jego ładną buźkę.

"Tak, dupku!" krzyczę. "A teraz boli mnie szyja."

Spojrzał na mnie, jego oczy pełne skruchy. "Cholera. Przepraszam." Jęczy. "Naprawdę nie chciałem tego zrobić."

Zaczyna jechać wolniej, a ja rozpinam bluzę, żeby móc masować szyję. Jest sztywna i bolesna tam, gdzie ją dotykam, i nagle ogarnia mnie wściekłość. "Teraz będę musiał się moczyć w gorącej kąpieli z solami Epsom, dzięki tobie. Czy znowu był wiewiór na drodze?"

Wypuszcza długie westchnienie, gdy wjeżdżamy na tył jego podjazdu. "Nie było wiewióra."

"To co jest twoim problemem? Masz więcej huśtawek nastroju niż pięćdziesięcioletnia kobieta."

Chichocze. "Przepraszam. Muszę nauczyć się kontrolować swój temperament. Po prostu coraz bardziej staje się jasne, że nikt mnie nie słucha."

"Więc chodzi o to, że tylko ty nie chciałeś mi pomóc." Odwracam się do niego, jak najlepiej mogę z przeszywającym bólem z tyłu głowy. "Kim ty, do cholery, jesteś, burmistrzem?"

Uśmiecha się. "Coś w tym stylu."

"Naprawdę?"

"Nie," mówi, biorąc moje torby i wychodząc z samochodu, żeby obejść go na moją stronę.

Otwieram drzwi i próbuję wysiąść, ale on mnie zatrzymuje, podnosząc mnie w ramiona, tak że jestem przyciśnięta do jego twardej, ciepłej klatki piersiowej.

A co to za klatka piersiowa.

Gdy stoimy tam, napięcie jego bicepsów przyciska mnie do jego surowej energii. Czuję każdą uncję jego siły w łatwości, z jaką mnie trzyma. Moje palce świerzbią, żeby przesunąć się po jego piersiach i wsunąć się pod koszulę. Nasze oczy spotykają się i przez dłuższą chwilę po prostu patrzy na mnie. Złote plamki w jego ciemnoszarych oczach zdają się pulsować i rozciągać po tęczówkach. Przez moje ciało przechodzi elektryczność, powodując, że oddech zatrzymuje się w gardle.

"Mogę chodzić, wiesz," szepczę cicho, gdy jego wzrok opada na moje usta. Oblizując swoje, wydaje się zamrożony, jego głowa powoli opada, zanim się otrząsa i odrywa wzrok.

Ignoruje moje słowa, kopiąc drzwi, żeby je zamknąć, i niesie mnie do mieszkania. Delikatnie stawia mnie obok kanapy, po czym sam opada na nią, rozszerzając nogi i wskazując na puste miejsce przed sobą, między kolanami. "Siadaj," rozkazuje, jego głos jest gruby i niski.

"Co?"

"Zdejmij sweter i usiądź na podłodze. Pomasuję ci szyję."

Unoszę brew, ale nie zamierzam kłócić się o darmowy masaż. Zwłaszcza, że to jego wina, że go potrzebuję.

"Jeden warunek," ostrzegam, powoli rozpinając sweter. "Nie pytasz o moje siniaki."

Kiwnął głową, jego oczy błyszczą gorącem, gdy wysuwam ramiona z rękawów. Potem siadam przed nim, jak prosił. Przez chwilę nic się nie dzieje, potem słyszę, jak wzdycha i przesuwa się do przodu, żeby położyć swoje silne, ciepłe ręce po bokach mojej szyi. Tam, gdzie mnie dotyka, czuję pulsowanie. A płynne ciepło gromadzi się w moim wnętrzu, gotowe do uwolnienia przy najmniejszym bodźcu. Opieram się, a ciężkie ciepło wypukłości za moją głową wywołuje cichy syk u mężczyzny nade mną.

Czuję jego napięcie w nogach po obu stronach mnie. Czuję niepewne pragnienie w jego palcach, gdzie spoczywają na mojej skórze. Zaczynam kręcić się z pożądania, i wszystko, co mogę zrobić, to nie jęczeć i mruczeć przeciwko ciepłu jego ud. Moje ciało błaga, żeby przesunąć się do tyłu. Z samym jego dotykiem, jakaś ciemna część mojego umysłu zaczyna się budzić. Szepcze, że jeśli tylko mogę zaufać temu mężczyźnie - jeśli tylko mogę się odważyć powiedzieć mu wszystko - to on może być jedyną osobą na świecie, która naprawdę mi uwierzy.

Nie. Nie ma mowy. To zbyt niebezpieczne.

Zamiast masować mnie, jak obiecał, Domonic przeklina, wsuwając jedną rękę pod moją brodę, delikatnie unosząc moją głowę do góry i do tyłu. Jego palce delikatnie przesuwają się w dół mojej szyi w kierunku wgłębienia mojego biustu. Oczy rozświetlone srebrnym ogniem, znoszę ich intensywność, aż jedynym dźwiękiem, jaki słyszę, jest dudnienie mojego serca.

Przełykając gęsto, przygryza dolną wargę, a jego oczy stają się czarne, źrenice rozszerzają się całkowicie. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że może zobaczyć prosto w mój dekolt.

Czy tu jest gorąco?

Previous ChapterNext Chapter