




Zasada 2- Plotka jest jak brokat, szybko się rozprzestrzenia, trzyma się na zawsze i eksploduje w twojej twarzy, gdy najmniej się tego spodziewasz.
Opinie na temat fae są mocno podzielone. Połowa świata ich nienawidzi i się ich boi. Argumentują, że nie są ludźmi (no jasne?) i dlatego nie można im ufać. Jakby ludzie byli tacy godni zaufania... Druga połowa twierdzi, że to wciąż istoty, które zasługują na równe prawa i szacunek. Podejrzewam, że wielu z tych, którzy popierają prawa fae, jest po prostu zauroczonych ich urodą, bo są po prostu oszałamiająco PIĘKNI. Zdjęcia z nimi rozprzestrzeniają się w mediach społecznościowych szybciej niż skandal z udziałem jakiejś supergwiazdy. Książki i filmy o fae nagle stały się modne, mimo że są całkowicie wymyślone, bo autorzy tak naprawdę NIC nie wiedzą o fae. Osobiście nie interesuję się fae, a przynajmniej nie interesuje mnie ten cały szum wokół nich. Jasne, lubię oglądać zdjęcia i czasem poczytać plotki, a dobra powieść to zawsze dobra powieść. Ale nie jestem jak te fanki, które obsesyjnie zbierają zdjęcia fae, ani jak ci, którzy ich nienawidzą i chcą, żeby zniknęli. Szczerze mówiąc, nie poświęciłem temu tematowi zbyt wiele myśli. Po co się tym przejmować? Przecież mnie to nie dotyczy. Przynajmniej nie dotyczyło do tej pory. Może będę musiał przemyśleć swoje podejście. Skrzywiam się, zdając sobie sprawę, jak bardzo mój tata prawdopodobnie jest przeciwny temu spotkaniu. On uważa, że fae powinni trzymać się swojego świata. Nie nienawidzi ich, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale nie zna ich, nie ufa im i uważa, że skoro do pięciu lat temu trzymali się z daleka, to wszystko było w porządku, więc najlepiej by było, gdyby tak zostało.
Postanawiam zachować swoje opinie dla siebie, odpowiadając tacie. Pewnie tylko by się martwił o mój brak ostrożności i wygłosił wykład o bezpieczeństwie.
„To ciekawe. Wiesz, dlaczego się spotykacie?” pytam, starając się wykazać odpowiednie zainteresowanie, nie wydając się zbyt wścibskim. Tata kręci głową.
„Nie, ale wiadomość, którą przesłali, prosiła, żeby obecny był ktoś odpowiedzialny za egzekwowanie prawa w okolicy, więc to raczej nie są dobre wieści, prawda? Nikt nigdy nie chce się ze mną spotkać w sprawie czegoś dobrego.” Wzdycha, a ja marszczę brwi. To faktycznie dobry punkt. Może ma rację, że się martwi.
„Gdzie odbędzie się to spotkanie?” pytam, a tata wzdycha jeszcze ciężej.
„Znacie ten strumień tuż za miastem, tam, gdzie fae pojawili się po raz pierwszy? Tam. Podobno to miejsce, o które prosili fae.” odpowiada. Wszyscy znają ten strumień, gdzie po raz pierwszy pojawił się pijany fae. Na początku wszyscy myśleli, że to żart, ale tego dnia odbywało się tam przyjęcie urodzinowe i około tuzina osób uchwyciło to na kamerze, gdy sześciolatek zdmuchiwał świeczki. Mimo to, może udałoby się zatuszować obecność pierwszego fae, gdyby nie pojawili się kolejni, żeby go zabrać i nieudolnie przepraszać za zamieszanie. Tak czy inaczej, miejsce stało się bardzo znane. Jestem pewien, że miasto musiało na jakiś czas zamknąć dostęp do niego, bo było tak zatłoczone fanami, maniakami teorii spiskowych i protestującymi, a bijatyki były na porządku dziennym. Tata praktycznie codziennie miał tam coś do załatwienia! Kiwnąłem głową i resztę podróży spędziłem, pisząc SMS-y do mojej najlepszej przyjaciółki Lucy, informując ją o problemach z samochodem. Wspomniałem jej, że jadę na spotkanie z jej tatą, ale nie podałem więcej szczegółów. Bardzo kocham Lucy, ale ONA jest jedną z tych obsesyjnych fanek fae i na pewno zrobiłaby z tego wielką sprawę i rozpowiedziała wszystkim. Jestem pewien, że jej tata by tego nie chciał, a wydaje się mało prawdopodobne, żeby ten fae chciał, żeby na spotkaniu pojawiła się gromada paparazzi. Albo, co gorsza, grupa szalonych fanek.
Opuszczam daszek przeciwsłoneczny w samochodzie, żeby sprawdzić swoje odbicie w małym lusterku, gdy tata parkuje. Moje niebieskie oczy są szeroko otwarte i jasne, wciąż wstrząśnięte po niedawnym wypadku. Jestem trochę blada, ale zwykle taka jestem, więc nie wydaje się to zbyt dziwne. Moje włosy są trochę potargane, ale nic strasznego. Naturalnie są blond, ale mam je pofarbowane na mieszankę jasnych niebieskich kolorów, które pasują do moich oczu i sprawiają, że jeszcze bardziej się wyróżniają. Mają luźne fale i sięgają kilka cali poniżej łopatek. Moje ubranie do pracy to czarne spodnie i okropna jaskrawoczerwona koszula, która strasznie gryzie się z moimi włosami. Na szczęście, z powodu upału, zamieniłam tę znienawidzoną, drapiącą koszulę na prostą fioletową koszulkę na ramiączkach, zanim wyszłam z domu towarowego, w którym pracuję. Czarne buty dopełniają wyglądu, tworząc dziwną kombinację formalnego i nieformalnego stroju. Ogólnie uznaję, że wyglądam stosunkowo przyzwoicie, choć trochę za mało elegancko na super ważne spotkanie z wróżką i burmistrzem. Proponuję poczekać w samochodzie, ale tata nie chce o tym słyszeć. Wyraźnie nie ufa wróżce i chce mnie mieć na oku, choć argumentuje, że idę, bo jest za gorąco, żeby zostać w samochodzie. Nie sprzeciwiam się, wolałabym być na spotkaniu niż siedzieć w samochodzie. Oboje wysiadamy z samochodu i kierujemy się ku strumieniowi, gdzie czekają burmistrz i dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach. Mam nadzieję, że nie spóźniłam taty. To nie jest dobry znak, że burmistrz przybył przed nami. Ustawili jedną z tych przyciemnianych latarni i postawili ją na masce eleganckiego samochodu, który, jak przypuszczam, należy do burmistrza, który pewnie nie musi martwić się o koszt wymiany opon. Gdy się zbliżamy, tata natychmiast idzie porozmawiać z burmistrzem, głównie żeby wyjaśnić obecność swojej córki na tym ważnym spotkaniu.
Słyszę plusk w strumieniu i idę kawałek dalej, żeby to zbadać. Mam nadzieję, że może jakieś zwierzę przyszło napić się wody lub ochłodzić się w niej. W zasadzie cokolwiek byłoby bardziej interesujące niż słuchanie, jak mężczyźni w średnim wieku mają spotkanie O spotkaniu. To prawdopodobnie była zła decyzja z mojej strony, bo latarnia nie daje zbyt dużo światła i jestem tylko kilka kroków od źródła światła, gdy nagle potykam się i lecę głową w dół w stronę dna strumienia. Mentalnie przygotowuję się na porządne zamoczenie i prawdopodobnie kilka nieprzyjemnych bólów i siniaków, gdy nagle silne ramię obejmuje mnie w talii i łapie.
"Dzięki, ja-" zamieram, gdy odwracam głowę do mojego wybawcy i zdaję sobie sprawę, że mężczyzna, który mnie złapał, nie był moim tatą ani jednym z ochroniarzy, jak się spodziewałam, ani też burmistrzem, co samo w sobie byłoby zaskoczeniem. Zamiast tego stoję twarzą w twarz z absurdalnie przystojnym mężczyzną, który, co dziwne, nie ma na sobie koszuli.