




Nielegalny upał
PERSPEKTYWA LEANDERA
"Dlaczego?!!!" ryknąłem z frustracją, krążąc po pokoju jak zwierzę w klatce, a potem z powrotem, zatrzymując się tylko po to, by rzucić butelką stuletniej szkockiej w stronę regału na książki. Patrzyłem, jak szkło pęka, bursztynowy płyn nasiąka książkami i krzyknąłem na całe gardło: "Dlaczego ona?! Dlaczego nie mogła to być ktokolwiek inny?!" Najwyraźniej Księżyc miał mnie na celowniku, chytra suka. Bo nie było bardziej absurdalnego błędu niż uczynienie tej kobiety moją partnerką!
Mój ojciec siedział rozparty w wygodnym fotelu, zupełnie niewzruszony moim złym nastrojem. Kiedy w końcu mógł wtrącić swoje trzy grosze, zapytał spokojnie: "Jesteś gotów powiedzieć mi, dlaczego robisz scenę jak dwulatek i niszczysz gabinet?"
Warknąłem i pokazałem kły.
Natychmiast był na nogach i tuż przed moją twarzą, a z jego piersi wydobywał się ciągły warkot. Nawet po pięćdziesiątce, mężczyzna był pełen surowej siły i mięśni, wypracowanych przez trzydzieści lat jako Alfa Adamantowego Księżyca. Był szanowany i budził strach.
I nie byłem pewien, czy chciałem teraz rozładować swoje frustracje na nim. Mogłem go pokonać, ale byłoby to bolesne. I krwawe. Westchnąłem ciężko, dając sygnał, że obecnie nie jestem zainteresowany bójką na pięści, ale może skorzystam z tej opcji później, jeśli frustracja mnie przerośnie.
Kiwnął krótko głową, jakby rozumiał całe to zamieszanie w mojej głowie bez słów, i wrócił do swojego fotela. Sączył whisky i wytarł tyłem dłoni resztki alkoholu z brody przetykanej siwizną.
Patrzyłem na niego w zamyśleniu.
Ciemne oczy zaszły mgłą, nie widząc szklanki w ręce, którą bezmyślnie podnosił do ust. Był sprzecznością - brutalna siła, a jednak nieodwracalnie zniszczony. Bo niezależnie od jego nadal potężnej postury, strata partnerki, mojej matki, nawiedzała jego oczy i dręczyła duszę, pozostawiając go cieniem dawnego siebie.
Przynajmniej miał partnerkę, którą kochał, pomyślałem gorzko. Żart był na mnie. Nie miałem żadnej miłości do mojej partnerki. Tylko gniew i niesmak, które chciałem wypluć, ale nie mogłem się ich pozbyć. Co do diabła miałem z nią zrobić, kiedy w końcu ją zdobędę? Byłem w głębokiej dupie.
I wtedy się zatrzymałem, przemyślając możliwe scenariusze.
Złośliwy uśmiech wykrzywił moje usta.
Mogłem jej nienawidzić, ale równie dobrze mogłem czerpać z niej satysfakcję, używając jej gorącego ciała do zaspokojenia moich najgłębszych cielesnych pragnień. Może trzymałbym ją na ładnym obroży. Uwięzioną przy moim łóżku. Nie musiała być moją partnerką. Mogła być moją małą dziwką.
A kiedy skończę ją używać, aż da mi jedyną rzecz, do której naprawdę się nadawała, dziedzica, wyrzucę ją na bok albo zabiję, czy cokolwiek będzie dla mnie wygodne w danym momencie.
Tak, to był o wiele lepszy pomysł.
Oczywiście, nie mogłem tego zrobić, dopóki jej nie schwytałem. A potem musiałbym czekać, aż osiągnie pełnoletność, bo niezależnie od tego, jakim byłem dupkiem, nie miałem najmniejszego zainteresowania dotykaniem nieletnich wilczyc.
Cholera. W tej chwili nawet nie znałem jej imienia, nie mówiąc już o jej wieku. Musiała być jeszcze nastolatką. Jej niewinność była zbyt wyraźna, zbyt oczywista, by mogło być inaczej. Zastanawiałem się, czy już się przemieniła. Mój Wilk mruknął z zadowoleniem. Lubił jej nieskażoną niewinność. Oblizał usta na myśl o tym, jak jego język przesuwa się po tej słodkiej skórze, kiedy uczynimy ją naszą. Przewróciłem oczami i powiedziałem mu, żeby się ogarnął. Jeszcze mieliśmy lata czekania.
Jednak... to nie znaczyło, że nie mogłem się cieszyć torturowaniem jej w międzyczasie. Nic zbyt bolesnego na razie. Więcej upokorzenia niż czegokolwiek innego. Może pomysł z obrożą nie był taki zły. Nie przykutą do mnie, ale mogłem znaleźć jakieś odpowiednie miejsce, żeby ją wystawić na pokaz jako moją małą zwierzątko. Hmm... tyle możliwości.
Mój ojciec wyrwał mnie z moich mrocznych fantazji. "Chcesz towarzystwa do rozmowy, którą prowadzisz w swojej głowie, czy nie?"
Odwróciłem się do niego, głos najeżony sarkazmem, "Dobrze. Oto ona. Moja partnerka. Chcesz zgadnąć, kim może być?"
Inteligentne oczy zwęziły się, gdy mnie studiował.
Może i dobrowolnie zrezygnował z pozycji Alfy, ale jego intensywne spojrzenie wciąż było nieco niepokojące, szczególnie gdy wiedział i rozumiał wszystko o mnie. Zmieniłem postawę.
Po chwili powiedział powoli, "Więc w końcu znalazłeś swoją partnerkę. Czemu jesteś taki zaniepokojony?"
Wydałem bezhumorowy śmiech. "Zaniepokojony to lekkie niedopowiedzenie. Wściekły może być bardziej trafnym opisem chaosu w mojej głowie. Bo młoda dama, o której mowa, to nikt inny jak córka nieżyjącego, wielkiego Alfy z Plemienia Diamonte!"
To przyciągnęło jego uwagę.
Usiadł do przodu, ciemne brązowe oczy wbijające się w moje. Jego gniew i furia błyszczały na powierzchni, wynik naszej długotrwałej waśni z Plemieniem Diamonte. Walczył z nimi wiele lat przed tym, zanim ja miałem okazję.
Chwila minęła, jakby czekał, aż przyznam, że to wszystko chory żart. Życzyłbym sobie. Kiedy to się nie stało, usiadł z powrotem i ciężko westchnął, "Cholera."
"Dokładnie," warknąłem.
Był zbyt wściekły, by przejmować się moim sarkazmem teraz.
Zgrzytnął zębami. "Leander, musisz ją odrzucić. Odesłać ją, albo uwięzić, jeśli nie możesz jej zabić. Ale nie może być twoją partnerką."
Mówiłem cicho, ciężar sytuacji ciążący na moich ramionach, "Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nie tylko moja przyszłość jest tu na szali. Wiesz, jakie możliwości mają szczenięta, które mogą się narodzić dzięki naszej Ceremonii Związania. Nie tylko moje, ale i par, które inaczej nigdy nie miałyby szansy."
Pokręcił głową, wargi wykrzywione w grymasie. Nienawidził tego pomysłu tak samo jak ja, ale milczał. Wiedział, że mówię prawdę.
Ta szansa była rzadka. Pojawiała się raz na pokolenie. I tylko wtedy, gdy Alfa skutecznie rościł sobie prawo do swojej prawowitej Luny - żaden inny wilk nie mógł tego zrobić.
To była jedyna i wyjątkowa okazja, gdy pary w stadzie mogły począć bez konieczności, by ich samice były w rui - czysta magia dla tych wilków, które nie mogły osiągnąć rui lub próbowały wiele razy bez sukcesu.
A szczenięta poczęte podczas Ceremonii Związania były inne. Były silniejsze, miały więcej mocy. Niektóre nawet miały unikalne dary. Wszystkie szczenięta były cenione, ale te były pożądane. Nawet tylko garstka z nich mogła zmienić przyszłość stada.
Proces był fizyczny i surowy, i chaotyczny, ale odpowiedzialność, którą traktowałem poważnie.
Gdy tylko oznaczę swoją partnerkę, zegar zacznie tykać. Dokładnie cztery tygodnie później wejdzie w ruję. Gdy jej ruja się zacznie, będziemy odizolowani i sami w małej chatce. Nie było potrzeby wzmacniać jej, aby trzymać z dala jakichkolwiek nieparujących samców, ponieważ całe stado par zebrałoby się wokół zewnętrza, chroniąc i czekając.
Słuchając. A gdy usłyszą pierwszy krzyk orgazmu swojej Luny, ich świętowanie się rozpocznie.
Wewnątrz chatki, ja i moja Luna zaangażujemy się w trzydniowy festiwal seksu. Nie tylko będę w niej szczytował, aby stworzyć nasze szczenię, ale będziemy pracować nad tym, aby nasze połączone esencje, jej i moje razem, były rozprowadzone po naszej skórze. Ramiona, nogi, tors, wszędzie, gdzie mogliśmy.