Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 7 Zdrada za drzwiami

Punkt widzenia Anny:

"Nie zasypiaj, zanim wrócę," powiedział Blake, ubierając się i kierując się do drzwi.

Skinęłam głową, nie zadając sobie trudu, by zapytać, dokąd idzie lub dlaczego muszę czekać. W momencie, gdy drzwi się zamknęły, wysunęłam się z łóżka i przekręciłam zamek. Moja mała, dziecinna rebelia.

Sen i tak by nie przyszedł. Moje myśli były zbyt zajęte odtwarzaniem wydarzeń dnia - wymuszonego romantycznego gestu Blake'a w samolocie, kolacji z jego rodzicami, cienko skrywanej wrogości Claire.

Chodziłam po przestronnej sypialni, w końcu podeszłam do półki Blake'a w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby zabić czas.

Półki były wypełnione książkami biznesowymi, podręcznikami lotnictwa i klasykami, które, jak przypuszczałam, nigdy nie przeczytał. Moje palce przesuwały się po grzbietach książek, aż natrafiły na coś wciśniętego w szczelinę między półką a ścianą - zużyty, żółtawy notatnik.

Wahałam się, zanim go wyciągnęłam. Nigdy nie grzebałam w rzeczach Blake'a. Ale czy nie odkryłam już wystarczająco dużo tajemnic, by usprawiedliwić małe śledztwo?

Zaśmiałam się gorzko do siebie. Prawda była taka, że podczas poprzednich wizyt na posiadłości Wrightów, moje oczy ledwo opuszczały Blake'a na tyle długo, by zauważyć cokolwiek innego.

Byłam tak rozpaczliwie spragniona jego uwagi, tak żałośnie zakochana, że równie dobrze mogłam być ślepa na wszystko poza nim.

Notatnik nie był pamiętnikiem, jak się spodziewałam, ale czymś bliższym dziennikowi lotów. Każdy wpis był datowany, z krótkimi notatkami i prostymi rysunkami - uśmiechniętą lub smutną buźką, a potem ikonami jak kij baseballowy czy samolot.

Strony ujawniały dzieciństwo zaplanowane co do minuty. Lekcje pianina, korepetycje językowe, treningi sportowe - wszystko zaznaczone z niesamowitą precyzją. Wpisy dotyczące baseballu były konsekwentnie parowane ze smutnymi buźkami, podczas gdy cokolwiek związane z lotnictwem zdobywało entuzjastyczne uśmiechy.

Zaczęłam sobie wyobrażać młodego Blake'a, poważnego i skupionego, pochylonego nad podręcznikami lotnictwa, podczas gdy inne dzieci grały w gry wideo. Myśl ta sprawiła, że moje serce ścisnęło się z niespodziewanej czułości.

Potem nastąpiła zmiana. Około połowy, wpisy czarnym długopisem nagle ustąpiły miejsca kolorowym markerom. Staranna, kontrolowana pisownia rozluźniła się. A tam, zajmując całą stronę, był dziecięcy rysunek małej dziewczynki z blond lokami.

To musiał być dzień, w którym Claire pojawiła się w jego życiu.

Uświadomienie sobie tego przeszyło mnie falą bólu. Zawsze wiedziałam, że byli blisko, ale zobaczenie namacalnego dowodu na to, jak głęboko jej przybycie go zmieniło - wnosząc dosłownie kolor do jego monochromatycznego świata - sprawiło, że wszystko stało się gorsze.

Zamknęłam notatnik i odłożyłam go na miejsce, moje myśli kręciły się w kółko. Czy Blake kiedykolwiek mnie kochał? Czy zawsze byłam tylko osobą z zewnątrz w związku, w którym najważniejsza więź została ukształtowana na długo przed moim pojawieniem się?

Tej nocy śniłam o nich.

Młody Blake, poważny i zarezerwowany, spotykający małą Claire po raz pierwszy. Jej blond loki podskakujące, gdy wyciągała do niego swoją małą rączkę. Jego wahanie, a potem powolne rozchodzenie się uśmiechu, którego rzadko widziałam skierowanego do mnie.

Sen się zmienił. Dorosły Blake stał tyłem do mnie, obejmując ramieniem Claire. Kiedy zawołałam jego imię, odwrócił się, jego niebieskie oczy były zimne.

"Nigdy nie byłaś tym, czego chciałem," powiedział sen-Blake, jego głos pozbawiony emocji. "Byłaś tylko wygodna."

Obudziłam się z gwałtownym oddechem, światło słoneczne wpadało przez zasłony, które zapomniałam zasunąć. Druga strona łóżka była pusta i zimna—Blake nie wrócił.

Zauważyłam klucz w zamku od środka. Mógł wejść, gdyby chciał. Ale nie chciał.

Wczorajszy pocałunek i namiętność nagle wydały się puste—jeszcze jeden przemyślany ruch, żeby utrzymać spokój.

Caroline była już w jadalni, kiedy zeszłam na dół, nadzorując ustawianie naczyń na śniadanie.

"Anna, dzień dobry!" Jej uśmiech był ciepły, gdy wskazała mi miejsce. "Czy dobrze spałaś?"

"Dobrze, dziękuję," skłamałam.

Poklepała mnie po ręce. "Upewniłam się, że szef kuchni przygotował dla ciebie szczególnie pożywne śniadanie. Dobre zdrowie ułatwia poczęcie, wiesz."

Skupiłam się na talerzu, który postawiła przede mną, nie patrząc jej w oczy. Jak mogłam powiedzieć tej miłej kobiecie, że małżeństwo jej syna się rozpada? Że wnuk, na którego liczyła, nigdy się nie pojawi?

"Blake nie przyszedł z tobą?" Caroline zapytała, spoglądając w stronę schodów. "Czy mogłabyś go obudzić? Och, i Claire. Śniadanie stygnie, a nie powinni przesypiać całego dnia."

"Oczywiście," kiwnęłam głową, odpowiadając.

Korytarz do pokoju Claire wydawał się dłuższy niż zwykle. Z każdym krokiem serce biło mi coraz szybciej, oddech stawał się coraz płytszy.

Nie mogłam powstrzymać się od rozważania pytania, które unikałam: Gdzie Blake poszedł wczoraj wieczorem? Czy był w pokoju Claire? Czy zasnęli w swoich ramionach?

Część mnie chciała poznać prawdę; inna część bała się potwierdzenia moich podejrzeń.

Jej drzwi były lekko uchylone—puszka Pandory, czekająca na uwolnienie swoich demonów. Zawahałam się, moja ręka drżała, gdy sięgałam po klamkę. Moje serce biło jak bębny wojenne w uszach, zachęcając mnie do przodu.

Tylko jedno spojrzenie. Tylko żeby mieć pewność.

Otworzyłam drzwi na tyle, żeby zajrzeć do środka, starając się nie wydać żadnego dźwięku.

Widok przede mną zabrał mi oddech. Blake stał plecami do mnie, bez koszuli, jego wyrzeźbione mięśnie napinały się, gdy pochylał się nad Claire. Trzymał jej twarz w dłoniach, pochylając się ku niej.

Claire siedziała na skraju łóżka, ubrana tylko w przezroczysty jedwabny negliż, który niewiele ukrywał, cienka tkanina przylegała do jej krągłości w porannym świetle.

"Tam właśnie," Claire wyszeptała, jej głos był cichy jęk, który przeciął mnie jak nóż. "To jest idealne, Blakey..."

Poczułam zawroty głowy, jakby cała krew w moim ciele zamarzła. Podejrzenie, które dręczyło mnie od miesięcy, stało się pewnością. Dziwnie, obok oczekiwanego bólu pojawiło się dziwne poczucie ulgi—przynajmniej teraz wiedziałam, że nie jestem szalona.

"Czy to jest lepiej?" Głos Blake'a był niski, intymny.

"Boże, tak," Claire wyszeptała, kolejny jęk wydobył się z jej ust.

Jak śmieszne wydawało się teraz moje poczucie winy wobec Caroline. Jak absurdalna była moja nadzieja, że to małżeństwo można uratować.

Zamarłam, nie mogłam się ruszyć ani oddychać. W tym momencie Claire zobaczyła mnie stojącą w drzwiach. Zamiast odskoczyć w szoku czy zawstydzeniu, uśmiechnęła się, zaciskając mocniej uchwyt na koszuli Blake'a.

Podłoga wydawała się przechylać pod moimi stopami.

"Anna?" Głos Caroline dobiegł z dołu. "Znalazłaś ich?"

Previous ChapterNext Chapter