




Rozdział 8
Bezgraniczne męki od złośliwych wilczyc Karla trwały nieprzerwanie, jakby miały trwać wieczność. Pomimo mojej żelaznej determinacji, każda nowa degradacja i atak na moje zmysły były jak kolejne drobne pęknięcie rozprzestrzeniające się po mojej woli.
Nie wiem, ile jeszcze mogłabym znieść, zanim całkowicie bym się rozpadła. W końcu to rzadki moment odwzajemnionego buntu sprowadził na mnie burzę.
Pewnego wieczoru, gdy leżałam zwinięta na brudnej pryczy, próbując znaleźć ukojenie we śnie, głośne stukanie kluczy zapowiedziało kolejną niechcianą wizytę. Nawet nie trudziłam się, by spojrzeć, spodziewając się zwykłej fali wulgarnych obelg, które miały mnie zalać.
"No, no, czyż to nie upadła księżniczka, która znowu zaszczyci nas swoim smrodem," szyderczo powiedział nosowy głos.
Ten głos rozpoznałam jako Gii, jednej z wilczyc Karla, która wydawała się czerpać największą radość z mojego cierpienia. Trzymałam oczy zamknięte i ciało nienaturalnie nieruchome, próbując wyłączyć jej jad.
"Nic do powiedzenia tym razem?" drwiła, spotykając się tylko z ciszą. "Dobrze, łatwiej będzie zamknąć ci tę zgniłą gębę, jeśli w końcu nauczyłaś się posłuszeństwa."
Nastąpiła chwila ciszy i szelest ruchu. Potem, bez ostrzeżenia, gorący strumień cieczy chlusnął mi na twarz i gołą pierś. Moje oczy otworzyły się w szoku, gdy cuchnący zapach moczu zaatakował moje zmysły.
Gia stała przed kratami, trzymając w ręku ceramiczny nocnik i uśmiechając się złośliwie. Obok niej stała inna wilczyca Karla, chichocząc jak obłąkana.
Coś we mnie pękło na ten ostateczny brak szacunku.
Z dzikim rykiem rzuciłam się z pryczy w stronę krat. Obie kobiety cofnęły się w szoku, nocnik wypadł z ręki Gii, gdy moje pazury sięgnęły jej szyderczej twarzy. Ledwo uniknęła utraty oka, moje paznokcie wyryły głębokie rowy na jej policzku.
"Ty brudna suko!" wrzasnęła Gia, trzymając zakrwawioną twarz w gniewie i strachu. "Zapłacisz mi za to!"
Ślina tryskała z moich warczących ust, gdy wściekle rzucałam się na kraty, które mnie trzymały. "To jest szacunek, na jaki zasługujesz, ty żałosna suka! Przynajmniej ja stoję za czymś więcej niż grzanie nóg dla aroganckiego bękarta pana."
"Dość!" rozległ się rozkazujący głos alfa, przecinając zamieszanie jak brzytwa.
Wszyscy zamarliśmy na miejscu, gdy sam Karl wszedł w pole widzenia, jego twarz była jak burza w obliczu zakłócenia. Jego blade oczy przeskakiwały między drżącymi wilczycami a moją nadal drżącą postacią przyciśniętą do krat.
"Śmiesz atakować członków mojego stada na moim własnym terytorium, bezpańska suko?" syknął, patrząc na mnie z obrzydzeniem z powodu mojego wybuchu. "Byłem skłonny pozwolić moim samicom na pewną... korektę twojego zachowania, ale ta rebelia nie może pozostać bezkarna."
Jego zimne spojrzenie padło na Gię, zauważając kobietę próbującą zatamować krwawienie na twarzy. "Czy została sprowokowana w jakiś sposób? Mów prawdę, i to szybko."
Na jej korzyść, oczy Gii tylko na chwilę spojrzały w moją stronę, zanim opuściła je w uległym geście. "N-Nie, alfa. Po prostu składałam więźniarce rutynową... dyscyplinarną wizytę, kiedy ona zaatakowała mnie bez ostrzeżenia. Czysta nieprowokowana przemoc."
Fala gniewu przetoczyła się przeze mnie na te bezczelne kłamstwa. Gdybym wiedziała, że sprzeda każdy skrawek swojej uczciwości, mogłabym celować lepiej i na dobre uciszyć jej gadzi język.
Zanim jednak zdążyłam wyrazić swoją wściekłość, Karl uniósł uspokajającą rękę w moją stronę. Nie było w tym geście prawdziwego rozkazu, ale jego aura dominacji i tak skradła mi słowa ze złością.
"Dobrze, Gia," powiedział, nie odrywając wzroku od mojej kipiącej postaci. "Niech ten występek będzie lekcją szacunku dla autorytetu w mojej watahy, nie tylko wobec mnie, ale także wobec tych, których stawiam nad tobą."
Co? Jaką lekcję? Widziałam, jak trybiki w jego jasnych oczach pracują, gdy formułował odpowiedź w myślach. Miałam przeczucie, że ta tak zwana „kara” wykracza daleko poza kilka zadrapań, które mogła otrzymać jedna z jego pochlebczych wilczyc.
Rzeczywiście, Karl cofnął się i skinął na kilku swoich strażników. "Zwiążcie więźnia i przyprowadźcie ją tutaj. Wszyscy muszą być świadkami tego, co spotyka tych, którzy bezczelnie lekceważą zasady i hierarchię tej watahy."
Moje pięści zacisnęły się, a pazury wysunęły, gotowe na to, co miał zaplanowane. Ale to nie była brawura ani fałszywa duma, która trzymała mnie na nogach – po prostu odmówiłam temu bezlitosnemu draniowi satysfakcji zobaczenia mnie w strachu.
Dwóch potężnych strażników weszło i szybko mnie obezwładniło, zakuwając nadgarstki i kostki, by ograniczyć moją nadprzyrodzoną siłę. Pomimo moich najdzikszych zmagań, zostałam uniesiona w powietrze i wyniesiona na otwartą przestrzeń lochu.
Już zebrał się tłum, przyciągnięty jak muchy do zapachu świeżego mięsa. Flankując Karla z obu stron, Gia i jej przyjaciółka patrzyły z mieszanką oczekiwania i strachu. Ich reakcja mówiła mi wszystko, czego musiałam się obawiać.
W jednym płynnym ruchu, Karl zerwał koszulę z torsu i podszedł do drewnianego słupa wystającego z brudnej podłogi. Owijając wokół niego gruby łańcuch, dźwięk brzęczenia przeszył mnie dreszczem.
Odwrócił się w moją stronę, jego ruchy teraz powolne i niemal ceremonialne w swojej zimnej precyzji. Zostałam przeniesiona, półciągnięta w stronę czekającego słupa i brutalnie przymocowana do niego. Kajdany na moich kończynach szybko zostały zamocowane w metalowych pierścieniach, unieruchamiając mnie w rozłożonej pozycji na tym ponurym, przepoconym filarze.
"Niech to będzie przypomnienie dla wszystkich," Karlowy niezachwiany baryton przetoczył się po zgromadzonym tłumie. "Że nieposłuszeństwo wobec prawa tej watahy i hierarchii jej alfa będzie karane..."
Na jego ostry trzask palców, jeden z zebranych samców natychmiast przemienił się w ogromnego, dzikiego wilka. Kolejny trzask sprawił, że przyniósł spleciony, supełkowy bicz z grubej skóry i uklęknął przed alfa watahy.
Odmówiłam pokazania rosnącego strachu na mojej twarzy, zdeterminowana, by nie drgnąć, gdy Karl ponownie zwrócił się w moją stronę. Jego mroźne, jasne oczy wpatrywały się we mnie z ponurą, nieuniknioną obietnicą:
"...szybko i bez litości."