




Rozdział 7
Dni, które nastąpiły, były szczególnym rodzajem piekła.
Po tym, jak postawiłam na swoim dwóch idiotycznych strażników, beta Lucas zadbał o to, by przeniesiono mnie do nieco lepszych warunków. Nowa cela była przynajmniej czystsza, z prawdziwym łóżkiem i nocnikiem zamiast brudnych szmat na podłodze.
Nie to jednak było moim prawdziwym problemem. Nie, moje obecne cierpienie miało bardziej podstępny, psychologiczny charakter. Wszystko to starannie zaplanował ten sadystyczny alfa, Karl.
Zaczęło się od samic. Rotacja wilczyc odwiedzała mnie regularnie przez cały dzień i noc. Na początku były to tylko złośliwe komentarze i protekcjonalne spojrzenia, gdy przynosiły mi moje skromne posiłki.
"Spójrzcie na upadłą księżniczkę, zamkniętą w klatce jak nieokiełznane zwierzę," szydziła jedna, popychając tacę z papką przez kraty.
Pozostawałam niewzruszona, odmawiając wpadania w oczywiste pułapki. Mój czas nadejdzie, kiedy będę mogła stawić czoła tym wilkom na bardziej równych warunkach. Na razie stoicka cisza była mądrzejszym wyborem.
Kiedy zdały sobie sprawę, że drobne zaczepki mnie nie prowokują, wilczyce zmieniły taktykę. Ich słowa stały się coraz bardziej wulgarne, obrzydliwe i graficzne. Złośliwe obelgi i kpiny na temat mojego wyglądu, mojego statusu jako "bezpańskiego kundla" i nawet mojego ciała były rzucane w coraz bardziej brutalnych atakach.
Wszystko, co już wcześniej słyszałam w surowym życiu samicy alfa, oczywiście. Ale było coś złośliwie radosnego w sposobie, w jaki te wilki to robiły, wyraźnie czerpiąc diabelską przyjemność z prób sprawienia, bym się skręcała.
Stałam niewzruszona, patrząc na nie w absolutnej ciszy i oderwaniu. Moja zimna maska nigdy nie opadła, nie dając im ani odrobiny satysfakcji, że ich żałosne próby zranienia mnie działały.
Takie wulgarne suki jak one nigdy nie mogłyby zranić tak głęboko jak prawdziwe zdrady i straty, które już przetrwałam.
Kiedy werbalne ataki zaczęły tracić swoją ostrość, obrzydliwe gry ewoluowały dalej. Nagle moja ograniczona przestrzeń była najeżdżana przez kilka, szydzących wilczyc w różnych stanach roznegliżowania. Wulgarnie się wylegiwały lub "bawiły" w przesadnie nieprzyzwoitych pokazach.
Jedzenie było wstrzymywane na dni, a potem przynoszone z dodatkowymi "przyprawami" jak popiół czy odchody zwierząt jako szydercze ozdoby. Moje posłanie było zanieczyszczane krwią i innymi płynami ustrojowymi, gdy budziłam się każdego ranka.
Wulgarność i deprawacja osiągnęły nowe dno, ale nadal, jako nieugięta Lodowa Księżniczka, nie dawałam im żadnej satysfakcji, że złamały moją spokojną zewnętrzną postawę.
Jednak nawet przez nieustający atak, czułam, jak moja determinacja powoli kruszy się kawałek po kawałku.
Za każdym razem, gdy odwracałam nos i patrzyłam na nie z pogardą, mała część mnie więdła jeszcze bardziej w środku. Z każdym złośliwym zaczepieniem musiałam tłumić reakcję, by wyryć kolejny ślad w mojej zbroi samokontroli.
Mogłam przyjmować obelgi na swój temat cały dzień i noc. Prawdziwe ciosy śmiertelne były szeptane oskarżenia o moją dawną watahę, moją zbłąkaną siostrę, a zwłaszcza o moje rozbite małżeństwo. Te przywoływały te same gorące uczucia wstydu, porażki i straty, przed którymi uciekłam z terytorium Dynamitu.
Było tylko tyle, ile wilk mógł znieść, zanim jego duch zaczął pękać na krawędziach, niezależnie od tego, jak stalowe były jego obrony.
I ten przebiegły sadysta Karl wiedział to, oczywiście. Nie kazał mnie torturować przypadkowo.
To wszystko była starannie obmyślana, choreografowana kampania. Każdy wulgarny komentarz, każda poniżająca demonstracja, wszystko to było częścią jego wypaczonej metody seryjnej, aby spróbować zniszczyć mnie od środka.
"Powiedz mi, Księżniczko," szyderczy kobiecy głos zamruczał przez kraty, gdy skulona siedziałam na brudnym łóżku. "Jak to jest wiedzieć, że twój własny ojciec wybrał tę małą dziwkę siostrę zamiast ciebie na przywódczynię? Pewnie dlatego, że wie, jak używać tego języka do czegoś więcej niż bezcelowe warczenie jak ty."
Drgnęłam, zaciskając zęby, by nie rzucić się na wilczycę i nie wyrwać jej kłamliwego gardła. Celowo sondowała nadal świeżą ranę mojego upokorzenia z powodu odebrania mi dziedzictwa i zdrady.
I jak tchórzliwy szakal, którym była, suka zauważyła ledwo dostrzegalną szczelinę w mojej zbroi i natychmiast poszła za świeżą krwią w wodzie.
"To jest to, prawda?" szydziła słodko-gorzkim tonem. "Wielka Lexi Adawolf, taka wyniosła i dumna, była po prostu porażką, której nawet własny ojciec nie mógł pokochać. Musiała zadowolić się adopcją-"
Wściekły warkot wyrwał się z mojego gardła, przerywając jej. Moje paznokcie drapały kamienną podłogę, ryjąc głębokie bruzdy w powierzchni. Gdyby nie stalowe pręty oddzielające nas, nie ma mowy, co mogłabym zrobić w tym oślepiającym, czerwonym napadzie wściekłości.
Zdając sobie sprawę, że w końcu trafiła w czuły punkt, wilczyca cofnęła się z zadowolonym uśmieszkiem. Jej zadanie na teraz było wykonane. Wkrótce przyjdzie kolejny, by drążyć moją pękającą psychikę jak dzikus odrywający mięso od padliny.
Krew dudniła mi w uszach, zagłuszając wszystko poza palącym bólem w samej duszy. Skuliłam się, walcząc o kontrolę nad szalejącym huraganem emocji, które chciały się uwolnić.
Byłam niebezpiecznie blisko załamania. I poddania się ciemnym ścieżkom, na które trafia się, gdy przepełnia cię ból i izolacja.
W tej chwili byłoby tak łatwo po prostu się poddać. Przestać walczyć z bezlitosną psychologiczną torturą i wyć z falami gniewu, wstydu i żalu domagającymi się uwolnienia.
Moje dawne ja pogardziłoby takim brakiem siły woli, ale to wydawało się jakby było w innym życiu. Tu i teraz byłam boleśnie surowa i zagubiona w burzy cierpienia.
"Alpha, proszę! Czy nie widzisz, co twoje działania robią z nią?"
Znajomy głos łagodnego beta Lucasa wtargnął w moje zamglone, gorączkowe myśli. Z peryferii widzenia mogłam dostrzec go stojącego przed moją celą, z ramionami skrzyżowanymi na szerokiej piersi w nietypowo surowej postawie.
Co jakiś czas, wierny wilk był świadkiem szczególnie rażących tortur zadawanych mi. Na jego korzyść, rzadko kiedy otwarcie to okazywał, ale jego zapach brzęczał z tłumioną wściekłością i dezaprobatą dla okrucieństwa jego nieprzebaczającego przywódcy.
Tym razem jednak otwarcie marszczył brwi na postać, która dumnie kroczyła korytarzem lochów. Jego sama obecność niosła ze sobą przytłaczającą, dominującą aurę, która wymagała szacunku - albo inaczej.
"Oczywiście, że widzę, Lucas," Alpha Karl przeciągnął, jego ton chłodno lekceważący. "Cały sens polega na całkowitym podporządkowaniu i złamaniu jej buntowniczego ducha, aż w pełni mi się podda."
Zatrzymał się przed moją celą, jego blade oczy przelotnie omiotły moją skurczoną postać beznamiętnie. W tych lodowatych oczach było tylko najlżejsze echo intencji, jakby drapieżnik obojętnie rozważał, jak najlepiej rozerwać swoją ofiarę.
"Jest wrogiem, który wtargnął na moje terytorium bez pozwolenia," kontynuował, nie przejmując się lub może rozkoszując się moją reakcją na jego ostre słowa. "Czy spodziewałeś się, że potraktuję ją jak honorowego gościa w moim domu? W mojej wataże?"
Lucas głęboko zmarszczył brwi, powoli kręcąc głową. "Nie, oczywiście, że nie, alfa. Ale wyraźnie przeszła już traumatyczne przeżycia, zanim trafiła do nas. Okazanie odrobiny litości i-"
"Litości?" Karl przerwał mu ciemnym śmiechem. "Dlaczego miałbym okazać choćby odrobinę litości komuś, kto nie zasłużył na żadną ode mnie?"
Podszedł bliżej prętów, jego cień zawisł nade mną, gdy walczyłam, by nie skulić się pod ciężarem jego pogardy. "Spójrz na nią, zawsze taka dumna i arogancka. Chcę jedynie udzielić jej trochę... upokarzającej lekcji, by przebić jej nadęte ego."
Karl przykucnął wtedy, jego twarz pojawiła się między prętami. Patrzył na mnie w sposób, który sprawił, że moje włosy stanęły dęba, badając mnie jak robaka przypiętego do tablicy pod jego obserwacją.
"Złam jej dumę, odbierz jej całą tę głupią butę," rozmyślał na głos, jego głos opadał do mrożącego krew w żyłach syknięcia. "A potem zobaczymy, co zostanie z wielkiej Lexi Adawolf."
Z tym złowieszczym oświadczeniem wstał i ruszył, by odejść bez słowa do Lucasa. Widziałam dezaprobatę na twarzy beta i czułam kwaśną nutę sprzeciwu w jego zapachu.