




Rozdział 6
Ciężkie żelazne drzwi zatrzasnęły się za mną, a dźwięk odbił się złowieszczo w ponurej celi. Zostałam sama w półmroku, otoczona wilgotnymi kamiennymi ścianami, które zdawały się zacieśniać z każdym oddechem.
Zacisnęłam dłonie w pięści, patrząc wyzywająco na drzwi, przez które właśnie wyszedł ten arogancki alfons Karl. Myślał, że wrzucenie mnie do tej uwłaczającej lochy jak więźnia złamie mój duch. Był w wielkim błędzie.
Byłam Lexi Adawolf, córką zmarłego alfy z watahy Dynamite. Cele więzienne i taktyki zastraszania nie wzbudzały we mnie strachu. Przeszłam rygorystyczne szkolenie alfa przez całe życie - to było nic.
Prostując ramiona, wzięłam kilka uspokajających oddechów i rozejrzałam się po moim nowym otoczeniu. Był to goły pokój bez okien, jedynie migoczące latarnie na ścianach dostarczały nikłego światła. Smród pleśni, wilgoci i innych nieprzyjemnych zapachów atakował mój wrażliwy nos.
W rogu stało gołe łóżko z cienkim, poplamionym materacem. Przynajmniej zapewnili jakiś rodzaj łóżka, choćby marny. Wyglądało na to, że nie spodziewali się mnie jako gościa. To była wyraźnie cela dla awanturników i dysydentów.
Którą teraz najwyraźniej byłam, przynajmniej w oczach tego potwora Karla. Tylko za przypadkowe wtargnięcie na jego cenne terytorium, gdy uciekałam przed moją dawną watahą.
Wydarzenia ostatnich dni szarpały moim umysłem. Upokorzenie z powodu odrzucenia jako dziedziczki mojego ojca mimo mojego oddania przez całe życie. Ból dowiedzenia się, że byłam niekochana i adoptowana przez cały ten czas. Conri, mój były partner, wraz z moją zdradziecką siostrą dodatkowo splunęli na nasze więzi.
A teraz byłam więźniem Lykanów, najgorszych wrogów mojej watahy od pokoleń. Czy mogło być gorzej?
Otrząsnęłam się z litości nad sobą, odmawiając poddania się. Bez względu na to, jak poważna była sytuacja, musiałam pozostać niezłomna. Bycie schwytaną było tylko kolejnym wyzwaniem do pokonania, jak wszystkie inne w moim surowym treningu.
Opadając na brudny materac, oceniłam swój stan fizyczny. Byłam poobijana i wyczerpana po walkach z tymi dzikimi bestiami, zanim wpadłam na terytorium Lykanów, ale moje przyspieszone gojenie już zamknęło większość moich ran. Moje poziomy energii były nadal wyczerpane, ale to nic nowego po ciągłym byciu popychaną do granic możliwości.
Jedno po drugim, ćwiczyłam i napinałam każdą grupę mięśni systematycznie. Znajomy ból i pieczenie pomagały mi się skupić i uwolnić napięcie. Tutaj mogłam stracić status i bezpieczeństwo mojej dawnej rangi, ale nie straciłam siły wykuwanej we mnie od dzieciństwa.
Skupiając się do wewnątrz, poczułam pocieszającą obecność mojej wilczycy budzącą się w naszej wspólnej świadomości. Pomimo ostatnich traum i strat, pozostawała nieugięta i potężna jak zawsze. Moja druga połowa nie pozwoliła mi pogrążyć się w litości nad sobą i słabości.
Byłam Lexi i przetrwam tę najnowszą próbę dzięki czystej determinacji.
Odległe skrzypienie zamka i zawiasów wyrwało mnie z zamyślenia. Wyskakując na nogi, stanęłam twarzą do drzwi, które skrzypiąc otworzyły się, ukazując dwóch umięśnionych wilków o twardych wyrazach twarzy.
"Czego chcecie, kundli?" warknęłam, pokazując pazury w wyraźnym geście groźby.
Wilki zawahały się, ich nozdrza rozchyliły się na mój ostry ton. Nawet w niewoli nie zamierzałam im tego ułatwiać. Jak dobrzy strażnicy, którymi byli szkoleni, otrząsnęli się z szyderczymi uśmiechami i ciężko weszli do środka.
Z drwiącą swobodą jeden oparł się o ścianę, podczas gdy drugi górował nad moją mniejszą sylwetką. Nie cofnęłam się ani o cal, gdy patrzył na mnie z pogardą płonącą w oczach.
"Masz całkiem niezłe usta jak na więźnia, suko," warknął niskim pomrukiem. "Myślałem, że słynne księżniczki Dynamite uczono szacunku."
"Szacunek trzeba zdobyć, a nie wymagać od każdego ulicznego zbira, który myśli, że jest wielki, bo potrafi zaganiać owce," odparłam z słodkim uśmiechem.
Zawarczał, jego ręka wystrzeliła, by mnie spoliczkować. Łatwo się uchyliłam, cios tylko musnął mój policzek. Odpowiedziałam piekącym policzkiem, który odwrócił jego głowę na bok. Jego nozdrza rozchyliły się w wyraźnym wyzwaniu na mój wyzywający ruch.
"Pożałujesz tego," syknął. "Alfa chce cię żywą i całą, przynajmniej na razie. Ale to nie znaczy, że nie możemy cię trochę poturbować, nauczyć manier."
W mgnieniu oka obaj wilcy zmienili się w swoje ogromne wilcze formy, ślina kapała z ich kłapiących kłów. Rozdzielili się, by flankować mnie z obu stron ciasnego pomieszczenia, próbując zastraszyć mnie swoją ogromną wielkością i siłą.
Przyznałem im, że nie zlekceważyli mnie. Ich taktyka miała mnie zmusić do poddania się, zanim przemoc się zacznie. Ale nie byłem już nieprzeszkolonym szczeniakiem. Te gry nic dla mnie nie znaczyły.
Mój własny, panterowaty wilk wybuchł, sierść nastroszona, kły obnażone w dzikim ryku, który wstrząsnął kamieniami. Przyczajony w bojowej pozycji, czekałem na ich pierwszy ruch.
Skoczyli razem, szczęki kłapiące i pazury wyciągnięte, by rozszarpać ciało. Zręcznie uniknąłem jednego uderzenia, jednocześnie skręcając, by uniknąć drugiego. Kiedy odwrócili się, by znowu mnie zaatakować, już byłem w ofensywie.
Udając ruch w lewo, obróciłem się w oszałamiającej wirze ruchów, by zadać brutalny cios w ramię jednego z wilków. Zaskoczony bólem, zapiszczał, a ja bez litości kontynuowałem atak. Uniknąłem dzikiego zamachu, by rozszarpać pazurami żebra drugiego wilka, wywołując strumienie krwi.
Próbowali mnie osaczyć, ale zawsze byłem o krok przed nimi, wykorzystując małą przestrzeń na swoją korzyść. Precyzyjne ciosy, uniki i nieustanny strumień ruchów sprawiały, że byli zdezorientowani i nie mogli skoordynować skutecznego ataku.
W ciągu kilku minut oba bestie były pokryte własną krwią, podczas gdy ja pozostałem w dużej mierze nietknięty. Mimo swojej wielkości i groźnych pokazów, nie mieli finezji ani techniki, by dorównać mojemu wieloletniemu szkoleniu bojowemu.
Wilki krążyły w ostrożnym kole, wyraźnie zastanawiając się, czy ta bijatyka jest warta gniewu alfy, jeśli zostanę zbyt uszkodzony. Obnażyłem kły w cichym warknięciu, wyzywając ich do ataku lub odwrotu z podwiniętymi ogonami.
Skrzypienie klucza w zamku przyciągnęło naszą uwagę. Zniszczone drzwi otworzyły się, ukazując betę Lucasa obok wilczycy, którą wcześniej zauważyłem w białym fartuchu medycznym. Ich twarze przeszły od szoku do oburzenia na widok rozgrywającej się przed nimi rzezi.
"Dość!" zagrzmiał Lucas swoim dominującym tonem bety. "Natychmiast się wycofać!"
Niechętnie, wilki zmieniły się z powrotem w ludzkie formy, nagie i ciężko dyszące. Przynajmniej mieli na tyle rozumu, by wyglądać na zawstydzonych, że zostali przyłapani na maltretowaniu pozornie bezbronnego więźnia.
"Tłumaczcie się natychmiast," zażądał Lucas, patrząc na nich z piorunującym wyrazem twarzy. "Czy muszę od razu zgłosić tę sprawę alfie?"
Zakrwawione wilki wymieniły nerwowe spojrzenia. Bycie na końcu gniewu ich alfy było wyraźnie przerażającym losem. Z widocznym wysiłkiem opanowali swoje reakcje i stanęli na baczność.
"Więzień był nieposłuszny i opierał się naszej władzy," w końcu odezwał się jeden szorstko. "Po prostu przypominaliśmy jej o konsekwencjach nieposłuszeństwa na naszym terytorium."
Rzucił mi mroczne spojrzenie, gdy spokojnie zmieniłem się z powrotem w ludzką formę, wciąż nagi, bez cienia wstydu. Patrząc na ich drżące postacie, rzuciłem mu drwiący uśmiech i uniosłem brew, wyzywając ich, by kontynuowali usprawiedliwianie swoich działań.
Jeśli nawet surowe spojrzenie wilczycy w medycznym fartuchu towarzyszącej Lucasowi mogło sprawić, że się skręcali, to ja z pewnością nie bałem się tych dwóch niedoszłych tyranów.
Lucas spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, zanim skierował swoje surowe spojrzenie na strażników. "Wasze rozkazy były jasne: zapewnić, że pozostanie w celi nietknięta, a nie brutalizować ją. Wasza osobista niechęć do więźniów z tamtej watahy to żadne usprawiedliwienie."
Tęgi wilk zadrwił upartym wyrazem twarzy. "Uderzyła jednego z naszych bez prowokacji! Po prostu karaliśmy jej bezczelność zgodnie z zasadami."
"I myślicie, że rozszarpywanie jej na strzępy to tylko 'dyscyplina'?" Lucas odpowiedział bez chwili wahania. "Alfa nie wydał takich rozkazów dotyczących kar cielesnych."
Przerwał, by rzucić im kolejne karcące spojrzenie. "Czy może źle usłyszałem i kazano wam ją pobić na śmierć?"