




Rozdział 3
Lexi.
Budzę się z nagłym szarpnięciem, zastanawiając się, gdzie do diabła jestem. Każda strona, na którą się obracam, jest pokryta ogromnym gąszczem drzew. Wstaję na nogi, ale upadam zdezorientowana.
Wtedy wszystko do mnie wraca. Tytuł Alfy przyznany Penelope. Moi rodzice – jedyni, jakich kiedykolwiek znałam – nazwali mnie brudnokrwistą sierotą. Conri odrzucił mnie dla Penelope, mówiąc, że nigdy mnie nie kochał. I Penelope wyrzuciła mnie z mojego własnego stada.
Po tym, jak wczoraj wieczorem opuściłam dom Conriego, natychmiast pobiegłam do lasu. Moi rodzice jasno dali mi do zrozumienia, że nie chcą mieć ze mną nic wspólnego i jestem pewna, że nie ruszyliby palcem, żeby mnie bronić, gdyby Penelope przyszła po mnie. Mogliby nawet uznać, że jestem zagrożeniem, którym trzeba się zająć.
Opuściłam swoje stado, mój dom, który znałam od urodzenia, i pobiegłam do lasu otaczającego stado nago. Suknia balowa, którą miałam na sobie, została rozerwana przez moją wilczycę, gdy się pojawiła, i nie mogłam wrócić po swoje rzeczy, bo bałam się o swoje bezpieczeństwo.
Musiałam stracić przytomność zeszłej nocy po wbiegnięciu do lasu. Dzięki Bogu, że było to blisko granicy stada, więc żadne zwierzę mnie nie zaatakowało, gdy spałam, ale teraz muszę się ruszać.
Słyszę głosy dochodzące zza mnie, więc kucam i biegnę za powalonym drzewem pokrytym gęstymi krzakami. Zapewnia dobrą osłonę i czekam, aż przejdą. Nie wiem, czy to przyjaciele, czy wrogowie, ale nie zamierzam ryzykować życia, żeby się dowiedzieć.
Kilka minut później idą, węsząc powietrze. „Czuję jej zapach w pobliżu, ale wygląda na to, że uciekła, gdy usłyszała nasze głosy. Musimy się pospieszyć, jeśli mamy ją zabić. Nie chcę, żeby nowa Alfa miała moją głowę zamiast jej.” Reszta przytakuje z aprobatą, rozpraszając się.
Czekam jeszcze chwilę, zanim wyjdę. Wygląda na to, że Penelope nie ma zamiaru pozwolić mi żyć, skoro wysłała kilku wojowników z naszego stada, żeby mnie wytropili i zabili.
Oddycham drżąco, próbując ogarnąć wszystko. Wciąż pamiętam wspomnienia z dzieciństwa z Penelope: jak zaplatałyśmy sobie nawzajem włosy, bawiłyśmy się razem. Chciałabym, żebyśmy mogły wrócić do tamtych czasów, kiedy nie było żadnych zmartwień związanych z obowiązkami Alfy.
To czysty przypadek uratował mnie przed ostrymi nosami łowców. Krzaki, pod którymi się schowałam, miały silny zapach, który może zmienić naturalny zapach wilka, dlatego nie mogli mnie wcześniej znaleźć.
Ale teraz muszę być bardziej ostrożna. Po kilku minutach marszu burczy mi w brzuchu i przypominam sobie z zażenowaniem, że nie jadłam od popołudnia poprzedniego dnia.
Byłam tak podekscytowana ceremonią, że dotarłam na miejsce rano, pomagając ludziom przygotować salę. Kiedy nadszedł czas na przerwę i jedzenie dla wolontariuszy, moje nerwy działały, podekscytowane perspektywą zostania Alfą, że nie mogłam niczego utrzymać w środku.
Ignoruję burczenie w brzuchu i idę dalej, nasłuchując jakiegokolwiek ruchu lub zapachu, który wskazywałby, że wojownicy zbliżają się w moją stronę. Idąc powoli, zapada noc i widzę jaskinię, w której mogę przespać się na noc.
Po dokładnym sprawdzeniu, czy jaskinia jest pusta i nie zamieszkuje jej żadne zwierzę, zmieniam się w wilka, by polować. Łatwiej polować w zwierzęcej formie, ponieważ nie wziąłem nic do gotowania ani rozpalania ognia.
Wracając do jaskini, rozszarpuję małego królika, którego upolowałem. Piję wodę ze strumienia niedaleko jaskini i zasypiam w wilczej formie, żeby moje futro mogło mnie ogrzać.
Następnego ranka wstaję wcześnie i kontynuuję podróż, biegnąc w wilczej formie. Wszystko idzie gładko; oddalam się od mojej byłej watahy, a tym samym od wojowników, którzy mnie ścigają. Muszę być tak szczęśliwy, że mąci mi to zmysły, bo nie zauważam, że nie jestem sam, dopóki ciężkie zwierzę nie uderzy we mnie.
Wylatuję w powietrze, po czym uderzam bokiem o drzewo. Jęczę, leżąc na ziemi, ból przenika całe moje ciało. Próbuję wstać, ale nogi odmawiają posłuszeństwa.
Kątem oka dostrzegam lwa, który stoi przede mną. Jak moje złe szczęście mogło przyciągnąć króla dżungli, spośród wszystkich zwierząt? Lew ryczy, przygotowując się do ponownego ataku.
Natychmiast przetaczam się na bok i zmuszam się do stania na drżących kończynach. Uniknąłem śmierci z rąk Penelope, od wojowników mojej watahy i nie zamierzam teraz leżeć w pokonaniu, podczas gdy zwierzę, które nie ma pojęcia, przez co przeszedłem w ciągu ostatnich kilku godzin, używa mnie jako jedzenia.
Mój wilk jest słaby i muszę przejść na ludzką stronę, aby oszczędzać energię, ale zmuszam się do utrzymania wilczej formy. Byłbym łatwiejszy do zabicia w ludzkiej formie niż w wilczej.
Moje szkolenie włącza się, gdy lew skacze na mnie. Czekam, aż będzie w powietrzu, kalkulując swoje ruchy jakby moje życie od tego zależało – bo zależy – i gdy tylko jest wysoko w powietrzu, wykonuję swój ruch.
Rzucam się, by go spotkać, ale zamiast stawić mu czoła, w ostatniej chwili zmieniam cel, a moje kły zagłębiają się w jego gardle. Wydaje śmiertelny ryk, gdy opada na mnie.
Próbuję oddychać i zrzucić z siebie wielkie zwierzę, które przykrywa moją dolną połowę, ale siły mnie zawodzą. Moje ciało jest już zbyt słabe, by się poruszyć, ale walczę, próbując wydostać się spod ciężaru.
Widzę, jak czarne plamy zaczynają zasłaniać mi wzrok, ponieważ nie mogę oddychać z powodu dużego ciała na mnie, ale odmawiam umierania zaraz po odzyskaniu zwycięstwa. Boleśnie zmieniam się z powrotem w ludzką formę i powoli zaczynam wysuwać się spod ciężaru.
Moje plecy ocierają się o leśną ściółkę, ale zaciskam zęby, by nie krzyczeć z bólu. Nie wiem, czy są tu inne zwierzęta czekające na zdobycz i nie mam już ani grama siły do walki.
Walcząc, podnoszę się i biegnę. Nawet nie wiem, w którą stronę zmierzam, ale wiem, że nie mogę spędzić kolejnej nocy w tym lesie, zwłaszcza z moimi ranami.
Niestety, moje ciało odmawia mi posłuszeństwa, gdy staję się coraz słabszy, aż w końcu upadam. Wciąż próbuję czołgać się po ziemi, desperacko szukając pomocy.
Widzę, jak przed moimi oczami zaczynają formować się ludzkie kształty. W tym momencie nie wiem, czy mam halucynacje, czy to prawdziwe, ale powoli wyciągam rękę, błagając o pomoc – nie jestem pewien, czy to przyjaciel, czy wróg.
Gdy zaczynam tracić przytomność, mgliście pamiętam, jak szepczę: „Pomóż… proszę, pomóż mi.” Kto wie? Może będą skłonni pomóc i nie zabiją mnie na końcu.