Read with BonusRead with Bonus

Lapdog

Astrid

Cienie poruszały się przede mną.

Ślizgały się między drzewami, rozciągając się nienaturalnie po leśnym podłożu. Powietrze było gęste, wilgotne i nieprawidłowe. Moje stopy uderzały o ziemię, gdy biegłam, oddech przychodził w ostrych, nierównych spazmach. Gałęzie rozdzierały moje ramiona, ale nie zatrzymywałam się. Nie mogłam.

Coś było za mną. Patrzyło. Ścigało.

Nie odważyłam się spojrzeć wstecz.

Potem pojawiły się szepty. Na początku ciche i dalekie, ale coraz głośniejsze, oplatające mnie jak zimny oddech na skórze.

"Astrid."

Przełknęłam ślinę, pchając się do przodu, serce waliło o żebra. Drzewa rozciągały się bez końca przede mną, bezlitosny labirynt ciemności. Moje nogi płonęły, ale biegłam dalej, napędzana strachem, który drapał moje wnętrze.

Wtedy to zobaczyłam.

Wielki wilk stał na polanie przed nami, blokując mi drogę. Jego futro było ciemne jak północ, wtapiające się w cienie, jakby z nich się narodziło. Oczy koloru płonących żarów zatrzymały się na moich, świecąc czymś, czego nie rozumiałam.

Zatrzymałam się gwałtownie, klatka piersiowa unosiła się i opadała.

Powinien zaatakować. Powinien rzucić się na mnie, wyszczerzyć kły, zrobić coś.

Ale nie zrobił.

Zamiast tego, wilk opuścił głowę.

Nie w agresji.

Nie w ostrzeżeniu.

Ukłonił się.

Jak sługa przed królową.

Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Chwila rozciągnęła się, gęsta od napięcia, od czegoś pradawnego, czegoś potężnego. Mój oddech zamarł.

Potem wszystko zniknęło.

Obudziłam się z głośnym westchnieniem, serce waliło o żebra. Mój pokój był ciemny, ale koszmar wciąż mnie oplatał, ciężki i gęsty. Moja skóra była wilgotna od potu, oddech drżący, gdy usiadłam.

To był tylko sen. Tylko—

Zamarłam.

Zapach wilgotnej ziemi wypełnił moje nozdrza, bogaty, niepodważalny zapach lasu wciąż unoszący się w powietrzu. Moje palce zacisnęły się na prześcieradłach, ale wtedy poczułam to. Ostry ból na ramieniu.

Zerwałam kołdrę. Mój oddech zatrzymał się w gardle.

Tam, na mojej skórze, były trzy długie, cienkie zadrapania.

Świeże.

Prawdziwe.

Wciągnęłam powoli oddech i wypuściłam go, zmuszając serce do uspokojenia. To był tylko koszmar. Głupi, żywy koszmar.

Zadrapania? Musiałam zrobić to sama sobie we śnie. Może miałam nawyk lunatykowania i potykania się o przypadkowe rzeczy. Tak, to miało sens. Nie zamierzałam zaczynać myśleć, że moje sny mogą dosięgnąć mnie w rzeczywistości.

Otrząsając się, opuściłam nogi na krawędź łóżka i wstałam. Moje ciało było sztywne, jakbym naprawdę spędziła noc biegnąc przez las. Poruszyłam ramionami i odsunęłam tę myśl, kierując się do łazienki.

Kiedy włączyłam prysznic, złapałam swoje odbicie w lustrze—te same falujące brązowe włosy, te same ciemne oczy, ta sama dziewczyna, która próbowała zrozumieć swoje życie krok po kroku. Miałam osiemnaście lat, byłam maturzystką i żyłam tym, co powinno być całkiem normalnym życiem.

Ale normalność nigdy tak naprawdę nie pasowała do mnie.

Nie pamiętałam wiele przed adopcją, gdy miałam osiem lat. Tylko przebłyski—zimne noce, zamazane twarze, dźwięk kogoś wołającego moje imię głosem, którego nie mogłam dokładnie określić. Moi rodzice zastępczy, Tom i Renee Monroe, przyjęli mnie, dali mi dom, życie. Byli dobrymi ludźmi i kochałam ich.

Ale zawsze coś brakowało. Luka w mojej przeszłości, której nikt nie mógł wypełnić.

Odwróciłam się od lustra i weszłam pod prysznic, pozwalając gorącej wodzie zmyć resztki niepokoju. Kiedy skończyłam, czułam się bardziej sobą. Włożyłam parę jeansów i dopasowaną bluzę, związałam włosy w niechlujny kucyk i chwyciłam torbę, zanim wyszłam z pokoju.

Zapach kawy i tostów uderzył mnie, gdy wszedłem do kuchni.

„Dzień dobry, młody,” przywitał mnie tata zza gazety, rzucając szybkie spojrzenie ponad obrzeżem okularów. „Wyglądasz, jakbyś ledwo spał.”

„Dzięki, tato,” mruknąłem, chwytając kawałek tosta.

Mama już stała przy blacie, przygotowując swoją kawę dokładnie tak, jak lubiła - za dużo cukru, za mało mleka. „Uczyłeś się do późna?” zapytała, unosząc brew.

„Coś w tym stylu,” wymamrotałem, nie mając ochoty tłumaczyć, dlaczego wyglądam jakbym właśnie przeżył horror.

Nie zamierzałem im opowiadać o śnie. Ani o zadrapaniach.

„No, zjedz coś zanim wyjdziesz,” powiedziała mama, popijając kawę. „I pamiętaj, dziś wieczorem jemy razem kolację. Żadnych treningów, żadnych planów na ostatnią chwilę. Tylko czas dla rodziny.”

„Jasne,” powiedziałem z pełnymi ustami tosta, zanim chwyciłem torbę i wyszedłem.

Droga do szkoły była szybka, moja zwyczajowa playlista grała przez głośniki, gdy próbowałem wyrzucić z głowy ostatnie resztki snu. Gdy wjechałem na parking, znajomy widok Eastwood High uspokoił mnie.

Normalność.

Musiałem się skupić na normalności.

Przerzuciłem torbę przez ramię i ruszyłem do środka, przeciskając się przez zatłoczone korytarze, aż dotarłem do pierwszej klasy. Ale w chwili, gdy otworzyłem drzwi, żołądek mi się skurczył.

Tam, przy biurku Jasona, stała Bianca.

Dziewczyna Jasona.

Albo kimkolwiek była dla niego.

Jej zadbane palce były zanurzone w jego włosach, jej ciało praktycznie przyklejone do jego, a Jason - Jason nie do końca ją odpychał.

Zamarłem na pół sekundy, zaciskając mocniej pasek torby, zanim zmusiłem się, by wejść, jakbym nie wszedł właśnie w coś, czego zdecydowanie nie chciałem widzieć.

Jason i Bianca. Nie wiem jak, ale jakoś byli razem.

Jason był moim najlepszym przyjacielem od dzieciństwa, i chociaż kiedyś coś do niego czułem, nie wiem, czy on kiedykolwiek czuł to samo.

Nie do momentu, gdy pewnego dnia zaprosił mnie do siebie - myślałem, że będziemy tylko we dwoje - aż wspomniał mimochodem, że jego dziewczyna też przyjdzie.

Dziewczyna???

Jakby, kto tak robi?

Powinienem był wiedzieć. Jason zawsze był przyjazny, łatwy w obejściu, typ osoby, którą ludzie naturalnie lubią. Więc oczywiście, Bianca owinęła się wokół niego jak cholerny wąż przy pierwszej okazji.

Przewracając oczami, przeszedłem obok nich i ruszyłem prosto do swojego miejsca, zmuszając się do ignorowania, jak usta Bianki wykrzywiają się w zadowolonym uśmiechu.

Nienawidziłem jej widoku. Była dokładnie tym typem dziewczyny, która myślała, że świat kręci się wokół niej - bogata, ładna i certyfikowana złośnica. I oczywiście miała swoją małą grupkę fanek.

Po drugiej stronie klasy, jej służki siedziały ze swoimi chłopakami, chichocząc nad czymś na telefonach. Po prostu świetnie.

To będzie cholernie długi dzień.

Gdy lekcja się skończyła, udało mi się trzymać z dala od kłopotów, ale Bianca po prostu nie mogła się powstrzymać.

Gdy sięgałem po torbę, jej głos rozbrzmiał, słodki jak miód, ale z jadem.

„Uważaj, Astrid. Z takim zachowaniem wokół Jasona, ludzie mogą pomyśleć, że jesteś jego małym pieskiem.”

Zatrzymałem się w miejscu.

Co ona właśnie powiedziała?

Powoli odwróciłem się do niej, z wyrazem twarzy bez emocji, ale palce drgały mi po bokach.

Jason był tuż obok. Słyszał to. Widział, jak Bianca się uśmiecha, czekając na reakcję.

I po prostu stał tam.

Ani słowa. Ani jednego cholernie słowa.

Krew się we mnie zagotowała.

Bez kolejnego spojrzenia na nich oboje, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z klasy.

Previous ChapterNext Chapter