




6
ALEXANDER
Stałem tam, z założonymi rękami i zaciśniętą szczęką, przygotowując się na to, co wiedziałem, że nadchodzi. Byłem pewien jej odpowiedzi i nie mogłem zaprzeczyć, że w połowie na nią liczyłem. Miała powiedzieć nie. Miała wszelkie powody, aby mnie odrzucić i odmówić jakiejkolwiek więzi między nami, zwłaszcza po tym, jak moja rodzina zrujnowała wieczór. Pozwoliłem im mówić swobodnie, zachowywać się lekceważąco - nawet pozwoliłem Vanessie położyć na niej ręce. To było brzydkie, ale jakoś uznałem, że jest usprawiedliwione, nawet zasłużone.
Gdybym wiedział, że dzisiejszy wieczór skończy się tym, że Raina Graham będzie trzymać moją przyszłość w swoich rękach, zaplanowałbym wszystko inaczej. Zorganizowałbym każdy ruch, upewnił się, że moja rodzina zachowuje się wystarczająco dobrze, aby tolerować jej obecność, jeśli miałoby to oznaczać zabezpieczenie jej współpracy. Ale teraz to wszystko nie miało znaczenia. Jej odpowiedź miała być stanowcze, proste nie. Tak, jak powinno być. Tak, jak musiało być.
A jednak - kiedy przemówiła, moja pewność się rozpadła.
Zgodziła się. Tak po prostu, zgodziła się, jakby to nic dla niej nie znaczyło, jakby nie miała w tym żadnego interesu. Moja klatka piersiowa się zacisnęła, dziwne, niekomfortowe uczucie osiadło we mnie. Jaki miała w tym cel? To nie była Raina, której spodziewałem się spotkać dzisiejszego wieczoru. Musiała coś knuć, wiedziałem to. To musiał być jakiś nowy plan, sposób na wciągnięcie mnie i zrujnowanie, kiedy będę najbardziej podatny.
Ale zachowałem twarz bez wyrazu, połykając wszelkie reakcje, gdy myśli krążyły w mojej głowie. Nie mogłem pozwolić sobie na rozproszenie przez jej gry. Na razie liczył się tylko układ. Rozgryzę jej motywy później, rozłożę na czynniki pierwsze pułapkę, którą dla mnie zastawia, po zabezpieczeniu tego, czego potrzebowałem. Do tego czasu będę grał.
Dominic patrzył na mnie zimnym wzrokiem, wyzywając mnie milcząco. Nie wydawał się przekonany moją zgodą. Widziałem subtelne napięcie w sposobie, w jaki trzymał Rainę za ramię, niemal ochronnie, jakby chciał ją osłonić przed dalszą konfrontacją. Sposób, w jaki na nią patrzył - był ochronny, nawet zaborczy. Zacisnąłem pięści przy bokach, zmuszając umysł, aby nie zbaczał na myśli kłębiące się tuż pod powierzchnią. Było poniżej mnie, aby rozmyślać o przeszłości, aby pozwolić starym zdradom na powrót.
Bez ostrzeżenia, Dominic odciągnął ją na bok, jego uchwyt na jej ramieniu był mocny. Rozmawiali cicho, pilnie, ich słowa były zbyt stłumione, aby je usłyszeć, ale nie musiałem słyszeć. Sposób, w jaki się zbliżał, sposób, w jaki ona na niego patrzyła - wszystko mówiło mi wystarczająco. Widziałem ten wyraz na jego twarzy wcześniej, tę dziką, nieugiętą potrzebę ochrony. A ona? Wyglądała tak spokojnie z nim, jakby to było najnaturalniejsze na świecie.
Dobrze. Mogli grać w tę grę, jak tylko chcieli. Znałem ją na tyle dobrze, aby rozpoznać, kiedy knuła. Lata rozłąki nie wymazały kobiety, którą była, kiedy byliśmy małżeństwem, ani nie zmieniły sposobu, w jaki znałem ją na wskroś. Była bezwzględna, zaradna, a jeśli nauczyłem się jednej rzeczy podczas naszych wspólnych lat, to tego, że Raina nie zatrzyma się przed niczym, aby dostać to, czego chce. Może to był powód, dla którego kiedyś mnie tak do niej ciągnęło. Ale dzisiaj służyło tylko jako przypomnienie, że nie można jej ufać.
Kiedy wrócili, mówiła z tym samym spokojnym dystansem, tonem, który niemal sprawił, że zapomniałem o wszystkim, co się między nami wydarzyło. Prawie. „Współpraca nie stanowi problemu, Alexander... pod warunkiem, że nie będę musiała mieć do czynienia z twoją rodziną.” Jej głos był chłodny, nieugięty. To nie była prośba. To był warunek, który ostro przeciął napięcie wciąż wiszące w powietrzu.
Ulgę poczułem silniej, niż się spodziewałem, i zanim zdążyłem ją powstrzymać, słowa wylały się ze mnie. „Zgoda.” To było impulsywne, niekontrolowane, i natychmiast wiedziałem, że pokazałem za dużo. Ale potrzebowałem tej współpracy. Sukces wszystkiego, nad czym pracowałem, zależał od tego. I tym razem, tylko tym razem, nie mogłem pozwolić, aby duma stanęła mi na drodze.
„Kiedy możemy umówić się na spotkanie?” powiedziałem, wbijając wzrok w nią, mając nadzieję - cholera, prawie mając nadzieję, że się zmiękczy. Że coś jej się wymknie, coś, co sprawi, że to porozumienie będzie mniej kalkulowaną transakcją, a bardziej rzeczywistym sojuszem. Wiedziałem, że to głupie, że chęć czegokolwiek od niej tylko prowadzi do rozczarowania, ale tu byłem, i tak mając nadzieję.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Dominic wkroczył, jego głos przeciął delikatne milczenie. „Jaki pośpiech, Alexander? Najpierw musimy wszystko przeanalizować po naszej stronie.” Jego wzrok się zaostrzył, wyzywający, jakby rzucając mi wyzwanie, aby się nie zgodzić.
„I tak właściwie,” kontynuował, „zdecydowałem się na jeden warunek.” Uśmiechnął się lekko, niemal z zadowoleniem, delektując się każdym słowem, gdy odwrócił się w stronę Rainy. „Abyśmy mogli ruszyć do przodu, Raina będzie musiała nadzorować projekt.”
Poczułem, jak gniew narasta we mnie powoli i ostro, wypełniając każdy centymetr mojego ciała. Zacisnąłem szczęki, mięsień drgał, gdy zmusiłem się do pozostania nieruchomo. To było absurdalne. Niedorzeczne. Czy oni naprawdę myśleli, że zgodzę się na coś tak nierozsądnego? Raina nie była w stanie poradzić sobie z czymś na taką skalę. Nie miała doświadczenia, żadnego szkolenia. Cholera, ona nawet nie wiedziała, jak zbilansować książeczkę czekową, a co dopiero wielomilionowy kontrakt. Jedyną rzeczą, którą kiedykolwiek opanowała, była jej urok, sztuka uwodzenia. I to zadziałało—raz.
Starałem się, aby mój ton pozostał neutralny, gdy odpowiadałem, mój głos był niski i równy. „To nie zadziała.” Pozwoliłem, aby pogarda przeniknęła do moich słów. „Kiedy byłem z nią żonaty,” kontynuowałem, patrząc prosto na Rainę, „była niczym więcej niż gospodynią domową. Do takiego projektu potrzebujesz kogoś z prawdziwym doświadczeniem, kogoś, kto rozumie złożoność—”
Dominic przerwał mi z pogardą. „Czyż nie rozwiodłeś się lata temu?” powiedział, jego ton był szyderczy, protekcjonalny. „A kto powiedział, że od tego czasu niczego się nie nauczyła?” Nachylił się do przodu, jego głos zniżył się do szeptu. „Zakładasz, że nie da sobie rady. Ale to jest twój problem, prawda?”
Jego uśmiech był wyrachowany, cichy sygnał, że wiedział, że mam związane ręce, że cieszył się każdą sekundą, obserwując moje męki. Czułem, jak ściany się zamykają, jak okazja ucieka nawet wtedy, gdy stałem tam, zaciskając pięści tak mocno, że moje kostki zbielały. Ale nie mogłem odejść. Nie teraz. Nie, gdy byłem tak blisko.
Twarz Rainy była niezmienna, nie zdradzała nic, gdy mnie obserwowała, jej milczenie było równie potępiające jak jej słowa. Nie obchodziło jej, co to dla mnie oznaczało, nie obchodziło ją, że praktycznie zmuszano mnie do przyjęcia jej jako równorzędnej—nie, jako mojej przełożonej—w tej współpracy. Rozkoszowała się każdą sekundą tego, a ja jej za to nienawidziłem. Nienawidziłem sposób, w jaki mogła stać tam tak spokojnie, wiedząc doskonale, że zepchnęła mnie w pozycję, której nie mogłem odmówić.
Głos Dominica znów przerwał ciszę, jego ton był niemal drwiący. „No, Aleksandrze?” zapytał, udając niewinność, z okrutnym błyskiem w oczach. „Czy się zgadzasz?”
Nie odpowiedziałem od razu. Po raz pierwszy od dawna czułem, jak się waham, ciężar tej decyzji przygniatał mnie, dusił. Każdy instynkt krzyczał, żeby odejść, odzyskać kontrolę i odmówić jej ponownego wpływu na mnie. Ale nie mogłem. Pracowałem zbyt ciężko, aby pozwolić tej okazji uciec.
Powoli, niechętnie, skinąłem głową. „Dobrze,” powiedziałem, słowo paliło na języku. Czułem się jak przegrany, jakbym oddawał część siebie, którą tak długo starałem się chronić. Ale nie miałem innego wyboru.
---
Następny dzień nadszedł zbyt szybko. Prawie nie spałem, odtwarzając wydarzenia w myślach, próbując zrozumieć, dlaczego się zgodziła, jakie mogły być jej motywy. A teraz, gdy siedziałem naprzeciwko niej, dokumenty rozłożone przed nami, czułem, jak napięcie narasta, cichy przypomnienie, że to dopiero początek tego, co podejrzewałem, że będzie długą, gorzką walką.
Gdy sięgałem po długopis, podniosła rękę, zatrzymując mnie. Spojrzałem w górę, błysk irytacji zapalił się w mojej piersi, jej cicha bezczelność była niemal śmieszna. Co teraz? Właśnie, gdy miałem zrobić krok, do którego praktycznie mnie zmusiła, miała kolejny wymóg. Oczywiście. Bo z Rainą nic nigdy nie mogło być proste—zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
Utrzymywała mój wzrok, jej oczy były zimne, nieugięte. „Mam jeden warunek,” powiedziała, jej głos był gładki, każde słowo było przemyślane.
Fala urazy pulsowała we mnie, narastała ostro i osiadała jak kamień w mojej piersi. To był jej sposób na przypomnienie mi, że miała przewagę, że każdy wybór, który podejmowałem, był ustępstwem wobec niej, kolejnym calem władzy, który traciłem. Zacisnąłem szczękę, walcząc z chęcią śmiechu z ironii tego wszystkiego. Właśnie gdy myślałem, że mogę zamknąć ten rozdział z nią, ona zaciskała pętlę, jasno dając do zrozumienia, że to nigdy się nie skończy—nie z Rainą.