




3
ALEXANDER
Patrzenie na Elizę, która praktycznie promieniała radością, sprawiało, że robiło mi się niedobrze. Jej euforia - jakby ten ślub był spełnieniem marzeń - była czymś, czego się spodziewałem, ale nadal irytowało mnie to widowisko. Nie chciałem tego małżeństwa - ani teraz, ani nigdy - ale ona była zbyt ślepa, żeby to dostrzec, oczywiście. Nigdy tego nie widziała. Dla niej to był początek jakiejś wielkiej bajki. Ale dla mnie to był ciężar.
Farsa.
Nie żeniłbym się z miłości, ale dlatego, że tak wypadało.
Gdybym chciał ją zapłodnić bez pierścionka, wiedziałem, że zgodziłaby się bez wahania. Ale konsekwencje... szepty w towarzystwie, spojrzenia ludzi, na których mi zależało - nawet tych, których czasami nie znosiłem - byłyby wystarczające, żeby zmusić mnie do ożenku. Moja reputacja była warta więcej.
Choć nie obchodziła mnie ona ani ślub, moje nazwisko miało znaczenie. Więc zrobiłbym, co trzeba, nawet jeśli oznaczało to związanie się z... kobietą taką jak Eliza.
Telefon zawibrował, a ja odetchnąłem z ulgą. Telefon. W końcu ucieczka z pokoju pełnego zbyt szerokich uśmiechów i pustego gadania Elizy.
"Przepraszam," mruknąłem, ledwo rzucając okiem na kobiety, kiedy opuszczałem je w ich podekscytowanej rozmowie - po tym, jak kilka minut wcześniej prawie się nawzajem rozszarpały.
To była moja asystentka, przypominająca mi o charytatywnej gali Golden Ball, na którą miałem się udać tej nocy. Cholera. Zupełnie zapomniałem.
"Tak, dzięki. Będę tam."
Wracając do kobiet, oświadczyłem krótko, "Mam nadzieję, że nie zapomniałyście, że mamy dziś wieczorem charytatywną galę Golden Ball. Myślę, że czas zacząć się przygotowywać." Nie czekałem na ich reakcje, już zmierzając do drzwi, a potem do mojego samochodu.
Eliza, oczywiście, zapiszczała z podekscytowaniem - prawdopodobnie już wyobrażała sobie, jak ogłasza wszystkim tam, że ustaliliśmy datę ślubu - a jej przenikliwy dźwięk podążał za mną na zewnątrz. Pokręciłem głową.
Droga do domu była cicha, przynajmniej w większości. Eliza, na szczęście, była przyklejona do telefonu, prawdopodobnie zamawiając kolejną zbyt drogą suknię, której nie potrzebowała.
Vanessa uśmiechała się jak kot z Cheshire, kiedy przyjechaliśmy.
"Podekscytowana balem?" zapytałem, unosząc brew. Nie widziałem jej tak ożywionej od miesięcy.
"O, bardzo," powiedziała, mrugając. "Mogę dziś spotkać mojego przyszłego męża. Wiesz, Alexander, to wydarzenie dla elit, dla jednego procenta. Miejsce, o którym żebracy i udawacze - jak Raina - nigdy nie marzą, żeby się tam pojawić." Wypowiedziała imię mojej byłej żony z taką jadowitością, że naprawdę mnie zaskoczyła.
Raina.
Zacisnąłem szczęki, ale nic nie powiedziałem, znajome uczucie irytacji wkradało się do mojego serca. Bez względu na to, jak bardzo starałem się ją wyrzucić z myśli, zawsze znajdowała sposób, żeby wrócić. Moja rodzina - wszyscy jej nienawidzili. Gardzili nią. Stała się czarnym charakterem w rodzinnej operze mydlanej, a oni uwielbiali przypominać mi o tym na każdym kroku.
Rzecz w tym, że nie obchodziła mnie już jako żona. Rozwód to wyjaśnił. Ale miałem dość ich oszczerstw, dość patrzenia, jak przekręcają nóż, raz po raz. Nadal była matką Liama, i mimo wszystko, to ja zostałem z nierozwiązanymi pytaniami.
Co się z nią stało? Gdzie się podziała po rozwodzie? Czy żyje? Czy cierpi, walczy, jak na to zasługuje? A dziecko... to, które zabrała ze sobą. Jak miało na imię? Czy nadal jest chore? Czy nadal... wygląda jak jej matka?
Westchnąłem w duchu.
Ale wtedy, nigdy nie stanąłem w jej obronie - nie było sensu robić tego teraz.
Kiedy wróciliśmy do domu, Eliza szła za mną do pokoju, paplając o tym, jak bardzo jest podekscytowana na dzisiejszy wieczór. Nie nosiła swojego pierścionka zaręczynowego od tygodni, cichy protest przeciwko mojej chłodności, ale dziś wieczorem będzie go pokazywać jak trofeum, jakby błyszczący diament mógł naprawić wszystko, co między nami było nie tak.
Westchnąłem, wyłączając jej gadanie - słuchając tylko połowicznie. Chciałem tylko trochę spokoju. To było coś, czego nie doceniałem w małżeństwie z Rainą - wiedziała, kiedy mnie zostawić w spokoju, kiedy cisza była konieczna. Eliza, z drugiej strony, nie miała pojęcia, kiedy przestać gadać i wydawała się niezdolna do zrozumienia tego.
Pokręciłem głową, zmuszając myśli o Rainie do odejścia. Nie mogłem pozwolić, by jej duch nawiedzał mnie tego wieczoru - nie kiedy miałem ważniejsze rzeczy do przemyślenia. Mianowicie, zabezpieczenie rodziny Grahamów - najbardziej wpływowych elit Nowego Jorku - jako partnerów biznesowych, a tej nocy, w końcu mieli być obecni.
Przez lata próbowałem przeniknąć do ich wewnętrznego kręgu lub zdobyć ich przychylność, aby zamknąć umowę, która podniosłaby moją pozycję, ale za każdym razem, gdy myślałem, że jestem blisko zdobycia ich uwagi, coś zawsze stawało na przeszkodzie. Odwołane spotkania, niejasne wymówki... ale dziś wieczorem czułem się inaczej. Byłem prawie pewien, że mnie zauważą. Projekt Vince... To był mój złoty bilet. Nie poświęciłem go na darmo, a dzisiejsza noc miała wszystko wynagrodzić.
Czułem to.
~~~~~
Złota Bal był wszystkim, czego się spodziewałem - i wszystkim, o czym kobiety w moim życiu marzyły, że będzie - luksusowy, olśniewający, wypełniony elitą towarzyską. Ku mojemu utrapieniu, Eliza trzymała się mnie jak trofeum, jej wypielęgnowane paznokcie wbijały się w moje ramię, pozując do zdjęć, jakbyśmy już byli na okładce błyszczącego magazynu.
Jej śmiech był zbyt głośny, zbyt wyćwiczony, a media otoczyły nas, robiąc zdjęcia najwspanialszej parze Nowego Jorku. Każde zdjęcie, które robiły media, sprawiało, że jej uśmiech stawał się szerszy. Irytowało mnie to. Wszystko w tej farsie mnie irytowało. Ale zachowywałem pozory, kiwając głową i uśmiechając się w odpowiednich momentach.
Potem przyszły szepty - Grahamowie przybyli. Zaczęły się cicho, ale wkrótce narastały, gdy oczekiwanie na wejście potężnej rodziny rozchodziło się przez tłum.
Czułem, jak moje serce bije mocniej, gdy ogłoszenie rozbrzmiało w sali, że Grahamowie będą obecni za kilka minut.
To było to. Moja szansa, aby w końcu przebić się, aby zabezpieczyć umowę, którą ścigałem przez lata.
Nagle zapadła cisza, a potem prawdziwe podekscytowanie przeszło przez pokój.
Grahamowie przybyli.
Vanessa i moja matka natychmiast znalazły się przy mnie, szepcząc z ledwo powstrzymywanym entuzjazmem. "Słyszałeś?" Vanessa wykrzyknęła, jej oczy błyszczały z ekscytacji. "Odnaleziono zaginioną córkę Grahamów, Alexander! Może nawet być tutaj dziś wieczorem!" Oczywiście, to było to, co ją ekscytowało. Nie perspektywa zdobycia jednego z najbardziej pożądanych kawalerów Nowego Jorku. Czułem potrzebę przewrócenia oczami. Prawdopodobnie zdała sobie sprawę, że jej marzenia o Dominiku były bez sensu. Nie chciałem być tym, który powie jej, że jest w błędzie, i cieszyłem się, że sama doszła do tego wniosku.
Kiwnąłem głową nieobecnie przez ich rozmowę, ledwo rejestrując ich słowa; mój umysł był zbyt zajęty myślą o spotkaniu Dominika Grahama i zrobieniu odpowiedniego wrażenia tej nocy. Jeśli uda mi się to zrobić, moja reputacja będzie ustalona na całe życie. Z tego powodu nie mogłem pozwolić, aby cokolwiek - lub ktokolwiek - mnie rozpraszał.
Grahamowie byli nietykalni.
Jeśli ta tajemnicza córka była tutaj, wszystko mogło się zmienić. Vanessa już fantazjowała o zaprzyjaźnieniu się z nią, a ja muszę przyznać, że każda więź z Grahamami na stałe cementowałaby status naszej rodziny.
Ale potem szepty wokół nas stały się głośniejsze, a ja odwróciłem się, aby zobaczyć Dominika Grahama - dziedzica imperium - wchodzącego do pokoju, uosobienie władzy i kontroli. Ale to nie on sprawił, że moje serce zatrzymało się. To była kobieta na jego ramieniu.
Kobieta, z którą Dominic Graham wszedł ręka w rękę...
Raina...
Nie możliwe...
Wyglądała... inaczej. Lepiej niż kiedykolwiek wcześniej z mną, muszę przyznać, a widok tego prawie mnie zwalił z nóg.
Moja była żona.
Kobieta, której szukałem - nie, desperacko próbowałem znaleźć przez lata.
Krzyk Vanessy przeszył powietrze. "Co ona tu robi? Z Dominikiem Grahamem, z wszystkich ludzi! Nie mogę uwierzyć, że nie przestała się szlajać!"
Jej głos kontynuował wściekłą tyradę, nazywając Rainę wszelkimi możliwymi obelgami - dziwką, społeczną wspinaczką - ale nie słyszałem żadnego z tego. Jej głos zniknął w tle, gdy patrzyłem na Rainę, moje pulsowanie w uszach.
Nie zniknęła w powietrzu, pojawiła się tutaj - z Grahamami. I nie z kimkolwiek z rodziny, ale z Dominikiem, księciem elit towarzyskich.
Jak długo była z nim? Co robiła, przymilając się do Grahamów po tym, jak zniknęła jak duch?
Stojąc obok Dominika, jakby tam należała?
Pytania krążyły w moim umyśle, żadne z nich nie miało sensu. Raina była w miejscu, do którego nie należała, z ludźmi, o których marzyłem, że będę się z nimi zadawał.
Gniew gotował się, paląc powoli i stale w mojej piersi. To nie tak miało być. Spędziłem lata, wyobrażając sobie jej cierpienie, złamaną, samotnie wychowującą to dziecko i zmagającą się, jak zasługiwała. Ale zamiast tego, tutaj była - w luksusowej sukni, przywiązana do ramienia najpotężniejszego człowieka w kraju.
Tak cholernie piękna, że aż bolało mnie patrzeć.
I nienawidziłem jej za to.