Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2 Idealna oferta

Rozdział 2 Idealna Umowa

Punkt widzenia Amelii:

Słowa uderzyły mnie jak kubeł lodowatej wody. Zamarłam, pewna, że się przesłyszałam. "Co?"

"Jeden rok. Małżeństwo z wygody. Będziesz miała dostęp do najlepszej opieki medycznej dla swojego syna, znaczne wsparcie finansowe i apartament na najwyższym piętrze w Cypress Central. Po roku otrzymasz własność apartamentu i rozwiedziemy się polubownie."

"Jestem praktyczny. Potrzebuję żony, aby zabezpieczyć swoją pozycję w Carter Group. Ty potrzebujesz zabezpieczenia finansowego dla swojego syna i ukończenia studiów. To obopólnie korzystna umowa."

Jego spokojna logika sprawiała, że absurdalna propozycja brzmiała niemal rozsądnie. Ale nauczyłam się, że jeśli coś brzmi zbyt dobrze, aby było prawdziwe, to zwykle takie jest. "Dlaczego ja?"

"Z kilku powodów." Jego głos nabrał twardszego tonu. "Jesteś na tyle zdesperowana, by to rozważyć, ale na tyle dumna, by nie wykorzystać sytuacji. Intrygujesz mnie." Zrobił pauzę, na jego ustach pojawił się zimny uśmiech. "A mój dziadek, który nalega, że muszę znaleźć 'prawdziwą miłość' i 'rodzinne szczęście', zanim przekaże mi kontrolę nad Carter Group - cóż, powiedzmy, że przyprowadzenie do domu egzotycznej tancerki z dzieckiem będzie dla niego... pouczające."

Wyrachowana okrutność w jego tonie sprawiła, że się wzdrygnęłam. "Więc jestem tylko bronią w twojej rodzinnej wojnie?"

"Jesteś rozwiązaniem naszych obu problemów," poprawił mnie płynnie. "Czy to ma znaczenie, dlaczego, o ile ty i twój syn dostaniecie to, czego potrzebujecie?"

Poczułam, jak moje policzki płoną ze wstydu i gniewu.

Wstałam, potrzebując dystansu. "Nie podejmuję decyzji zmieniających życie w pokojach VIP."

Wyciągnął wizytówkę, trzymając ją między dwoma palcami. "Masz 24 godziny. Pomyśl o przyszłości swojego syna. Mój prawnik przygotuje umowę na jutro."

Wzięłam kartę, moje palce lekko drżały. Ciężki karton wydawał się palić moją skórę.

"Jeszcze jedno," zawołał, gdy odwróciłam się do wyjścia. "Dla opinii publicznej i prasy, spotkaliśmy się na charytatywnym balu Columbia Business School w zeszłym miesiącu. Mój dziadek jednak..." Na jego ustach pojawił się zimny uśmiech. "Dostanie nieocenzurowaną wersję, gdy przekaże mi firmę. Chcę, żeby dokładnie wiedział, kogo wprowadzam do cennej rodziny Carterów."

"Chcesz, żebym była zarówno twoją szanowaną żoną, jak i twoim brudnym sekretem?" Gorycz w moim głosie zaskoczyła nawet mnie.

"Witaj w wyższych sferach, pani Wilson." Jego uśmiech nie sięgał oczu. "Gdzie wszystko ma dwie wersje - jedną dla gazet, i prawdę." Wyciągnął telefon, coś w niego wpisał, a potem spojrzał na mnie. "Jeśli zdecydujesz się przyjąć, przyjdź jutro o 10 rano do mojego biura. Carter Tower, najwyższe piętro. Mój prawnik będzie miał wszystkie dokumenty gotowe."

Następnego ranka znalazłam się w lśniącym holu siedziby Carter Group, mój znoszony żakiet boleśnie kontrastował z projektanckimi garniturami. Recepcjonistka patrzyła na mnie sceptycznie, dopóki nie wspomniałam o imieniu Luke'a. Jej postawa zmieniła się natychmiast.

„Pan Carter czeka na ciebie,” powiedziała, wskazując mi prywatną windę.

Jego biuro zajmowało całe najwyższe piętro, a okna od podłogi do sufitu oferowały oszałamiający widok na miasto Ivywood. Luke stał przy jednym z tych okien, jego szerokie ramiona wyraźnie zarysowane w porannym świetle.

„Przyszłaś,” powiedział, odwracając się. W świetle dnia był jeszcze bardziej onieśmielający - perfekcyjnie wypielęgnowany w grafitowym garniturze, który prawdopodobnie kosztował więcej niż moje roczne dochody.

„Przyszłam.” Uniosłam podbródek.

Wskazał na skórzany fotel naprzeciwko swojego ogromnego biurka. „Proszę, usiądź.” Powietrze zdawało się elektryzować, gdy zbliżył się, sięgając obok mnie po gruby dokument ze swojej skórzanej teczki.

Skupiłam się na papierach, starając się ignorować jego wzrok, który śledził mnie, gdy czytałam. Każda klauzula była szczegółowo opisana - czas trwania naszego układu, wymagane publiczne wystąpienia, zasady dotyczące dyskrecji. Moja ręka zatrzymała się, gdy dotarłam do sekcji dotyczącej Lucasa.

„Klauzula dotycząca ubezpieczenia medycznego...” Głos mi się załamał. Kompleksowe ubezpieczenie zdrowotne, wizyty u specjalistów, leki, fizjoterapia - wszystko, czego Lucas potrzebował na bóle stawów i zapalenie - już nie trzeba było wybierać między leczeniami.

„Czy to prawdziwe?” zapytałam, oszołomiona.

„Czytaj dalej,” powiedział Luke, opierając się o biurko blisko mnie.

Czesne w prywatnej szkole. Fundusz na studia. Miesięczny zasiłek. Liczby przyprawiały mnie o zawrót głowy.

„To za dużo.” Spojrzałam na niego, czując ucisk w gardle.

„Zdrowie twojego syna nie podlega negocjacjom.” Jego głos się obniżył, gdy sięgnął obok mnie, jego ramię otarło się o moje.

„Jego edukacja też.”

„Mogę zapewnić mu wszystko sama,” protestowałam słabo, myśląc o Lucasie, który rano walczył z łyżką.

„Tak jak robiłaś to w Ivy Club? Pracując do trzeciej nad ranem przed jego sesjami terapeutycznymi?”

Zadrżałam. Zrobił swoje zadanie domowe.

„To nie jest charytatywność, Amelia.” Był teraz na tyle blisko, że czułam ciepło bijące od jego ciała.

„To układ biznesowy. Potrzebuję żony, która będzie uczestniczyć w funkcjach społecznych i imprezach charytatywnych. Trudno to robić, gdy jesteś wyczerpana po nocnych zmianach.”

Jego palce musnęły moje, gdy przewrócił kolejną stronę kontraktu. „Ta sekcja opisuje nasze publiczne wystąpienia. Oczekuję, że będziesz dostępna na imprezy korporacyjne, bale charytatywne, funkcje społeczne.”

Starałam się skupić na słowach, ale jego bliskość rozpraszała mnie. Kiedy tak się zbliżył? Powietrze między nami wydawało się naładowane, ciężkie czymś, czego nie byłam gotowa nazwać.

„A czego dokładnie oczekujesz ode mnie na tych wydarzeniach?” udało mi się zapytać, dumna, że mój głos pozostał pewny.

Uśmiechnął się, drapieżny łuk jego warg sprawił, że mój żołądek przewrócił się. „Bądź czarująca. Wyglądaj pięknie. Graj rolę oddanej żony.”

„A prywatnie?” Słowa wymknęły się, zanim zdążyłam je powstrzymać.

Previous ChapterNext Chapter