




Rozdział 8
Perspektywa Lucy
Obudziłam się, gdy poranne słońce wpadało przez okna. Przez chwilę leżałam zdezorientowana w łóżku, otulona miękkimi jedwabnymi prześcieradłami. Potem stałam się boleśnie świadoma ramienia Ethana, które obejmowało mnie w posiadawczy sposób, jego ciepły oddech łaskotał tył mojej szyi.
Całe moje ciało się napięło. Patrząc w dół, zdałam sobie sprawę, że mam na sobie jedną z jedwabnych koszul nocnych, które on uwielbiał - jak się w nią przebrałam zeszłej nocy? Wspomnienia były zamglone, przysłonięte zmęczeniem i emocjonalnym chaosem.
"W końcu się obudziłaś?" Głos Ethana zabrzmiał nisko przy mojej skórze; jego palce pieściły moje biodro przez cienki jedwab. "Byłaś niespokojna przez całą noc."
"Nie dotykaj mnie." Próbowałam się odsunąć, ale jego ramię się zacisnęło, przyciągając mnie z powrotem do jego piersi. Moje zdradzieckie ciało pamiętało to objęcie, topiąc się w jego znajomym cieple, nawet gdy mój umysł krzyczał w proteście.
"Twoje ciało się nie zgadza." Jego usta musnęły wrażliwe miejsce za moim uchem, sprawiając, że zadrżałam. "Przez całą noc przytulałaś się bliżej, tak jak kiedyś."
"To było przedtem—" Moje słowa utknęły w gardle, gdy jego ręka przesunęła się w górę mojego żebra. "Ethan, przestań."
Zamiast mnie puścić, podparł się na jednym łokciu, patrząc na mnie swoimi intensywnymi szarymi oczami. "Musimy porozmawiać o zeszłej nocy."
"Nie ma o czym rozmawiać." W końcu udało mi się usiąść, tworząc przestrzeń między nami. "Widziałam, jak się całowaliście."
"Widziałaś to?" Sięgnął po telefon na nocnym stoliku, wyświetlając nagranie z kamery. Zatkało mnie, gdy oglądałam scenę - Ethan był osunięty na swoim biurowym krześle, wyraźnie pijany. Ivy wyciągnęła rękę, by ustabilizować jego chwiejącą się sylwetkę. Potem nagle się pochylił, ich usta wydawały się przypadkowo musnąć się nawzajem.
"Ja..." Zawahałam się, zaskoczona tą niespodziewaną wyjaśnieniem. W ciągu trzech lat małżeństwa Ethan nigdy wcześniej nie próbował się przed mną usprawiedliwiać.
"Wyciągnęłaś pochopne wnioski." Jego palce złapały moją brodę, obracając moją twarz w jego stronę. "Znowu."
Poranne światło malowało brązowe refleksy w jego ciemnych włosach, łagodząc zwykle ostre rysy jego twarzy. Przez chwilę wyglądał jak mężczyzna, w którym się zakochałam, a nie zimny obcy, którym się stał.
"To niczego nie zmienia." Ale mogłam usłyszeć brak przekonania w moim własnym głosie.
Oczy Ethana błysnęły niebezpiecznie, gdy brutalnie przyciągnął mnie blisko, jego usta przycisnęły się do moich, jego język śmiało eksplorował moje usta. Jego odurzający, męski zapach otaczał mnie, utrudniając oddychanie.
"Twoje usta są cholernie uzależniające." mruknął przy moich wargach, zanim ponownie je pochwycił w namiętnym pocałunku.
Jego ręce celowo wędrowały, przesuwając się od moich wewnętrznych ud do talii, zostawiając za sobą ślad ognia. Moja koszula nocna była podciągnięta w gorączkowym momencie, odsłaniając moją skórę na chłodne powietrze, powodując, że zadrżałam. W następnej chwili jego gorący oddech spłynął na moje piersi, jego język bezwstydnie lizał i ssał moje sutki.
"Powiedz moje imię," rozkazał, patrząc na mnie z posiadawczą intensywnością, jedną ręką przytrzymując moje nadgarstki nad głową.
"Nie," odparłam, odwracając głowę.
"Pożałujesz tego." Jego usta wykrzywiły się w subtelny uśmiech.
Nie mogłam powstrzymać krzyku, gdy jego druga ręka brutalnie ugniatała moje piersi, mieszanka bólu i przyjemności wywołując dreszcze w moim ciele.
Potem jego usta przesuwały się w dół, zostawiając ślad ciepłych, mokrych pocałunków na moim torsie, zatrzymując się na chwilę, by drażnić wrażliwą skórę mojej talii, gdy mimowolnie wyginałam ciało.
"Ethan, proszę..." jęknęłam, mój głos drżał z potrzeby.
Kontynuował w dół, aż jego szorstkie włosy musnęły delikatną skórę moich wewnętrznych ud, wywołując dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Jego zręczny język kręcił się wokół mojego łechtaczki, a ja czułam, jak płyny nadal płyną wewnątrz mnie.
"Podoba ci się to, prawda?" mruknął przy mojej skórze, jego głos chrapliwy.
"Przestań... Ethan..." syknęłam, szepcząc, gdy chwyciłam jego włosy obiema rękami z siłą.
Nie ruszył się; zamiast tego, chwycił mój łechtaczkę z większą siłą i ssał ją, jakby była pysznym cukierkiem.
"Ethan, ty draniu," wykrztusiłam, moje ciało wiło się pod intensywnością jego ust.
"Uwielbiasz to," uśmiechnął się, zanim ponownie zanurzył głowę.
Jego język wniknął głęboko we mnie i nie przestawał mnie pieprzyć. Fala przyjemności spowodowała skurcze w łydkach i pustkę w głowie. Znowu doszłam, całe moje ciało drżało od intensywności.
Odsuwając się nieco, oblizał mokre usta, delektując się smakiem. "Smakujesz... niesamowicie."
Jadalnia była zalana słońcem, marmurowy stół błyszczał jak wypolerowany lód. Pani Brown sprawnie poruszała się między kuchnią a stołem, przygotowując śniadanie, które mogłoby rywalizować z każdym pięciogwiazdkowym hotelem.
"Znowu wyglądasz blado, pani Storm," powiedziała, dodając kolejnego croissanta na mój talerz. Jej oczy miały wyraz zatroskania. "Poranne mdłości nie ustąpiły?"
Pokręciłam głową, walcząc z kolejną falą nudności. Zapach kawy, zwykle tak kojący, teraz sprawiał, że mój żołądek się skręcał.
"Herbata imbirowa może pomóc." Pani Brown szybko zastąpiła moją filiżankę kawy parującym kubkiem herbaty. "Przygotowałam ją, na wszelki wypadek." Zawahała się, a potem usiadła obok mnie, obniżając głos. "Odnośnie papierów rozwodowych..."
"Proszę, pani Brown." Owinęłam ręce wokół ciepłego kubka, szukając pocieszenia w jego cieple. "Podjęłam decyzję."
"Naprawdę?" Studiowała moją twarz uważnie. "Dlaczego więc odpowiedziałaś na zaloty pana Storma dziś rano?"
Wzdrygnęłam się. Oczywiście zauważyłaby moją pomiętą jedwabną koszulę nocną, sposób, w jaki ręka Ethana lingerowała na moim ramieniu, zanim wyszedł do pracy.
"Ja..." Słowa utkwiły mi w gardle. Jak mogłam wyjaśnić sposób, w jaki moje ciało mnie zdradzało w jego obecności? Ciągła wojna między sercem a umysłem? "To skomplikowane."
"Miłość zazwyczaj taka jest." Głos pani Brown był łagodny. "Zwłaszcza w tej rodzinie."
"To jest miłość?" Zaśmiałam się gorzko, ale wyszło mi to bardziej jak szloch. "Miłość? Czy tylko... wygoda?"
"Ty mi powiedz." Dotknęła lekko mojej ręki. "Wiem, że pan Storm pokazał ci ten film... Nigdy nie widziałam, żeby próbował się przed kimkolwiek tłumaczyć. Nawet przed panną Wilson."
Patrzyłam na moją herbatę, obserwując, jak para unosi się w delikatnych spiralach. Wyjaśnienia Ethana wstrząsnęły moimi pewnościami. "Może po prostu potrzebuje mnie do leczenia Ivy."
"Naprawdę w to wierzysz?" Pani Brown wstała, prostując fartuch. "Bo jeśli tak, nie siedziałabyś tutaj, wyglądając na tak zagubioną."
Mój telefon zadźwięczał, zanim mogłam odpowiedzieć. Potwierdzenie rozmowy kwalifikacyjnej w Lenox Hill Private Practice rozświetliło ekran, sprawiając, że moje serce opadło. Kolejny krok w stronę niezależności, który nagle wydawał się bardziej krokiem w pustkę.
"Jakie życie mogę dać temu dziecku?" szepnęłam, bardziej do siebie niż do pani Brown. "Matka z kartoteką więzienną? Bez kariery medycznej? Mieszkająca w małym mieszkaniu w Brooklynie?"
"Albo," pani Brown powiedziała cicho, "życie z całą rodziną."
Kawiarnia blisko prywatnej praktyki była wyraźnie ulubionym miejscem personelu medycznego, z lekarzami i pielęgniarkami w uniformach wchodzącymi i wychodzącymi. Właśnie zamówiłam herbatę imbirową, kiedy znajomy głos sprawił, że krew mi zamarła.
"Lucy, kochanie!" Wózek Ivy Wilson gładko sunął w stronę narożnego stolika, jej uśmiech był tak wyćwiczony jak u aktorki z Broadwayu. "Co za uroczy przypadek."
"Naprawdę?" Utrzymałam głos w równowadze. "Tak jak przypadek, że moja rozmowa kwalifikacyjna została odwołana pięć minut temu?"
"O, to." Jej perfekcyjnie wypielęgnowane palce owinęły się wokół filiżanki cappuccino. "Cóż, nie możemy mieć kogoś, kto był w więzieniu-"
"Myślisz, że możesz kontrolować każdy szpital na Manhattanie?"
"Kochanie," jej uśmiech stał się ostrzejszy jak brzytwa, "bez nazwiska Storm, jesteś tylko kolejną eks-kryminalistką. Kto by cię zatrudnił?"
Moja riposta zamarła w gardle, kiedy fala nudności uderzyła mnie. Pobiegłam do łazienki.
Kiedy wyszłam, blada i drżąca, wyraz triumfu na twarzy Ivy zmienił się na kalkulację. "Nie..." Jej oczy zwęziły się. "Jesteś... w ciąży?"