Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 5

Perspektywa Lucy

Zostawiłam wszystkie designerskie ubrania wiszące w garderobie. Wzięłam tylko stary sweter i znoszone jeansy.

Pani Brown obserwowała mnie z progu, jej zmarszczona twarz pełna niepokoju. "Jesteś pewna, pani Storm?"

"Teraz to tylko Lucy." Wręczyłam jej kopertę. "W środku są papiery rozwodowe. Upewnij się, że je dostanie."

Ścisnęła kopertę, jakby miała ją ugryźć. "Ale pani Sto- Lucy, jesteś w ciąży..."

"To właśnie dlatego muszę odejść," powiedziałam spokojnie, zasuwając torbę. "Nie pozwolę, żeby moje dziecko dorastało w tej pokręconej rodzinie."

Restauracja wujka Owena na Brooklynie była jak wejście do innego świata. Bogaty aromat czosnku i sosu pomidorowego zastąpił sterylną luksusowość Central Park West. Sarah, moja ciotka po ślubie, pisnęła, gdy mnie zobaczyła.

"Lucy, kochanie! Nareszcie! Tak bardzo za tobą tęskniłam!" Pocałowała mnie w oba policzki, jej oczy skanujące mój strój z ledwo ukrywaną dezaprobatą. "Ale skarbie, co się stało z tą przepiękną sukienką Valentino, którą widziałam na twoim Instagramie?"

"Zostawiłam ją." Położyłam torbę na ziemi. "Razem ze wszystkim innym."

"Co masz na myśli?" Jej perfekcyjnie wypielęgnowana ręka powędrowała do gardła. "Lucy, co się dzieje?"

"Rozwodzę się z Ethanem."

Słowa zawisły w powietrzu jak bomba gotowa do wybuchu. Twarz Sarah przechodziła przez fascynującą serię wyrazów – szok, przerażenie i kalkulację.

"Co? Rozwód? Ethan Storm tego zażądał?"

"Nie, ja."

"Jesteś szalona?" Złapała mnie za ramię, jej akrylowe paznokcie wbijając się w skórę. "Stormowie to królewska rodzina Wall Street! Wiesz, ile socjalitek zabiłoby, żeby być na twoim miejscu?"

"Zostaw ją, Sarah." Wujek Owen wyszedł z kuchni, wycierając ręce w fartuch. Jego życzliwa twarz była ostrym kontrastem do starannie botoksowanych rysów jego żony. "Lucy, kochanie, możesz zostać tutaj z nami. Zadbamy o ciebie."

"Nie ma potrzeby." Wyciągnęłam się z uchwytu Sarah. "Wynajmę własne miejsce, znajdę pracę."

"Pracę?" Głos Sarah ociekał przerażeniem. "Ale byłaś gospodynią domową przez trzy lata! I z twoim... rekordem..."

"Jestem lekarzem wykształconym na Harvardzie," przypomniałam jej.

Wiedziałam, że moje życie będzie bardzo trudne z powodu mojego kryminalnego rekordu, ale nadal starałam się żyć dobrze.

"Przynajmniej zostań na obiad," nalegał wujek Owen. "Musimy porozmawiać o rzeczach twojej babci. Ten zegarek, który ci zostawiła-"

"Stary kieszonkowy zegarek?" Moja ręka powędrowała do torby, gdzie był bezpiecznie schowany. "Czy wiesz, dlaczego mi go dała? Próbowała mi coś powiedzieć o moich rodzicach, zanim..."

Unikał mojego wzroku. "Twoja babcia chciała, żebyś to miała. To wszystko, co się liczy."

Kuchnia w restauracji była cicha, gdy pomagałam wujkowi Owenowi przygotować się do kolacji. Sarah w końcu przestała na zmianę próbować mnie odwieść od rozwodu i szukać plotek o Stormach.

Mój telefon zabrzęczał. Na ekranie pojawiło się imię Ethan. Czego znowu chciał? Podniosłam telefon.

"Dziesięć minut," jego głos był lodowato zimny. "Wyjdź teraz, albo pożałujesz."

Perspektywa Ethana

Zgniótłem papiery rozwodowe w pięści, wściekłość przepływała przez moje żyły. Wspomnienie słów pani Brown odbijało się echem w mojej głowie: "Pani Storm wyprowadziła się, proszę pana." Do Brooklynu, z wszystkich miejsc. Myśl o mojej żonie ukrywającej się w tej imigranckiej dzielnicy sprawiała, że krew się we mnie gotowała.

Wyszła z tej żałosnej restauracji, a nagle moja złość osłabła. Nawet w tym znoszonym swetrze była oszałamiająca - jej długie włosy luźno opadały na ramiona, czerwone policzki i usta, jej długie nogi w tych zużytych dżinsach. Cholera, mój członek stwardniał.

Była piękna. Zbyt piękna, by marnować się w tym syfie.

"Zaczynasz się zadomawiać w slumsach?" drwiłem, ale moje ciało napięło się pod jej spojrzeniem.

"Chcę rozwodu." Jej podbródek uniósł się w ten wyzywający sposób, który zawsze sprawiał, że chciałem ją pocałować, aż się podda.

"Przestań z tym dziecinnym kaprysem i wracaj do domu." Zbliżyłem się, przyciskając ją do ściany w zaułku. Jej oddech przyspieszył - nie ze strachu, ale z czegoś zupełnie innego.

"Wiem o tobie i Ivy-" powiedziała, jej głos drżał.

Uciszyłem ją pocałunkiem, szorstkim i wymagającym. Westchnęła w moje usta, jej ciało topiło się w moich ramionach mimo protestów. Jej palce zacisnęły się na moim ramieniu, paznokcie wbijały się w moją skórę, mieszanka bólu i podniecenia. Boże, była odurzająca, gdy walczyła.

"Jesteś moja," warknąłem w jej usta, ręka splątana w jej włosy. Jej słodki zapach doprowadzał mnie do szaleństwa. "Czy już zapomniałaś?"

Jej szminka była rozmazana, oczy ciemne od pożądania mimo jej złości. Widok sprawiał, że chciałem ją wziąć tu i teraz, przeciwko tej brudnej ścianie zaułka, przypomnieć jej dokładnie, do kogo należy.

"Puść mnie," wyszeptała, ale jej ciało mówiło coś zupełnie innego. "Ethan, proszę..."

Sposób, w jaki powiedziała moje imię - pół błaganie, pół jęk - prawie złamał moją kontrolę. Ale wtedy odepchnęła mnie, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała.

"Podpisałam papiery rozwodowe." Odwróciła się, żeby odejść, ale złapałem ją za ramię.

"Lucy!" Coś bliskiego panice drapało mnie w piersi. "Nie rób tego."

Wyrwała się i zniknęła z powrotem w restauracji. Uderzyłem pięścią w ceglaną ścianę, ból ledwo się zarejestrował przez moją wściekłość.

Pieprzyć papiery rozwodowe. Lucy była moją żoną. Na zawsze.

Previous ChapterNext Chapter