




Rozdział 3
Punkt widzenia Ethana
„Dlaczego, do cholery, zablokowałaś Ivy w mediach społecznościowych?” warknąłem. Z tego, co Ivy mi napisała, Lucy właśnie zerwała z nią wszelki kontakt. Bez powodu, bez wyjaśnień.
„Czy teraz potrzebuję twojej zgody, żeby zarządzać swoimi mediami społecznościowymi?” Głos Lucy brzmiał ochryple, jakby płakała.
„Słuchaj, rozumiem. Jesteś zdenerwowana z powodu swojej babci. Ale wyżywać się na Ivy? Naprawdę dojrzałe, Lucy.”
„O, więc teraz zależy ci na moich uczuciach?” Gorycz w jej śmiechu była jak kwas. „Gdzie była ta troska, kiedy moja babcia umierała? O tak, byłeś zbyt zajęty organizowaniem Ivy przyjęcia urodzinowego.”
„To co innego-” Linia zamilkła, zanim zdążyłem dokończyć. Wpatrywałem się w telefon z niedowierzaniem. Rozłączyła się. Potem pojawiło się powiadomienie: „Nie możesz już wysyłać wiadomości do tego kontaktu.”
Zablokowała mnie też. Co za bezczelność tej kobiety.
Słońce zachodziło nad Central Parkiem, gdy wróciłem do domu wcześniej. To było dla mnie nietypowe. Ochrypły głos Lucy wciąż odbijał się echem w mojej głowie, utrudniając skupienie się na pracy.
Znalazłem Lucy w salonie, wpatrującą się przez okna od podłogi do sufitu. Późne popołudniowe słońce oświetlało jej sylwetkę, sprawiając, że wyglądała jak melancholijny anioł. Jej gęste, ciemnobrązowe włosy spływały po drżących ramionach łagodnymi falami.
„Zablokowałaś mój numer.” Nie zawracałem sobie głowy przywitaniem.
Kiedy się odwróciła, zaparło mi dech w piersiach. Jej oczy - te duże, sarnie brązowe oczy były zaczerwienione i spuchnięte. Na pewno płakała na cmentarzu. Cholera!
Przez chwilę coś skręciło się w mojej piersi, gdy przyglądałem się jej wrażliwemu stanowi. Potem przypomniałem sobie łzawy głos Ivy w telefonie i moje współczucie wyparowało.
„Co, wróciłeś wcześniej do domu, żeby na mnie krzyczeć?” Jej głos był surowy. „Musiało być ważne, skoro oderwało cię od twojej ukochanej Ivy.”
„Daruj sobie tę postawę.” Podszedłem bliżej, wykorzystując mój wzrost, żeby górować nad nią. „Jaki masz problem? Ivy była dla ciebie miła.”
„Miła?” Lucy wydała krótki, ostry śmiech. „Tak to nazywasz? Zmuszanie mnie do oddawania krwi za każdym razem, gdy ma 'kryzys'? Aresztowanie mnie na fałszywe zarzuty?”
„Zepchnęłaś ją ze schodów-”
„Mówiłam milion razy, to nie byłam ja.” Próbowała przejść obok mnie, ale złapałem ją za nadgarstek. „Puść mnie.”
„Nie, dopóki tego nie wyjaśnimy.” Zacieśniłem uścisk. „Nie możesz po prostu zniknąć Ivy, bo masz zły dzień.”
„Zły dzień?” Jej głos się załamał. „Moja babcia właśnie umarła, Ethan. Jedyna osoba, która naprawdę mnie kochała. A gdzie byłeś? Na przyjęciu Ivy, krojąc jej tort, podczas gdy moja babcia była pochowana.”
Próbowałem wyjaśnić, ale moje słowa zawiodły. Patrzyłem w osłupieniu, jak burza wpadła do naszej sypialni. Dźwięk otwieranych drzwi szafy przywrócił mnie do rzeczywistości.
Podążając za nią do garderoby, zobaczyłem, jak zrywa ubrania z wieszaków. Tylko jej stare rzeczy - ten zniszczony sweter z Harvardu Med, te jeansy z jej dni w Bostonie. Wszystko sprzed czasu, kiedy ją poznałem.
„Co robisz?”
„Jak myślisz?” Pakowała ubrania do torby podróżnej. „Odchodzę. Chcę rozwodu.”
To słowo uderzyło mnie jak kubeł zimnej wody. Co do cholery? Moja szczęka zacisnęła się tak mocno, że bolało, gniew płonął w moich żyłach jak płynny ogień. Kim ona, do cholery, myśli, że jest?
Przez trzy pokolenia w historii rodziny Storm nikt nigdy się nie rozwiódł. To była nasza rodzinna tradycja - niezłomna. A ta kobieta, ta niewdzięczna suka, która zawdzięczała wszystko nazwisku Storm, śmiała rzucić te słowa w moją twarz?
"Rozwód?" Wyplułem to słowo jak truciznę. Moje ręce zacisnęły się w pięści po bokach, a kostki zbielały. Sama śmiałość tego sprawiła, że chciałem się śmiać. "Myślisz, że możesz się tak po prostu rozwieść? Musisz być kompletnie szalona."
"Muszę się z tobą rozwieść." Odwróciła się do mnie, jej brązowe oczy nie były już pełne łez, ale płonęły zimną determinacją, której nigdy wcześniej nie widziałem.
Moje serce zamarło.
"Nie bądź głupia." Zablokowałem drzwi do szafy. "Gdzie niby miałabyś pójść? Z powrotem do więzienia?"
Zaśmiała się - pusty dźwięk rezonujący w pokoju. "To nie twoja sprawa."
"Dałem ci wszystko." Wskazałem na rzędy toreb Hermès i Chanel. "Do diabła, Ivy nawet wybrała te rzeczy-"
"Jej resztki?" Głos Lucy się załamał. "Próbuje mnie przekupić tymi prezentami? Żeby nadal dostawała ode mnie krew? Śnij dalej!"
Złapałem jej ramiona, gdy próbowała mnie odepchnąć, przyciągając ją do swojej piersi. Jej znajomy zapach uderzył mnie mocno. Zazwyczaj tak kończyliśmy kłótnie.
Pocałowałem jej włosy i szeptałem cicho, "Nie gniewaj się. Nie chcesz mnie?" Z tym, wsunąłem rękę pod jej spódnicę, a jej miękka skóra sprawiła, że poczułem pożądanie.
Oddech Lucy przyspieszył, gdy pocierałem jej zaokrąglone pośladki. Nie mogła przestać dyszeć w moich ramionach. "Puść mnie," wyszeptała, ale jej ciało ją zdradzało.
Poczułem lekki drżenie, które przebiegło przez nią, gdy moje ręce znalazły nagą skórę na jej talii, gdzie jej jedwabna bluzka podwinęła się.
"Naprawdę tego nie chcesz." Musnąłem ustami jej szyję, czując, jak jej puls przyspiesza.
Oddychała, nawet gdy przechyliła głowę. Zapach jej skóry był odurzający, przywołując wspomnienia naszych bardziej namiętnych chwil.
Mały jęk wydostał się z jej ust, gdy polizałem wrażliwe miejsce pod jej uchem. Jej palce kurczowo trzymały się mojego koszuli, rozdarwane między odepchnięciem mnie a przyciągnięciem bliżej. Nawet wściekła i zapłakana była nieodparta.
Złapałem jej usta swoimi, tłumiąc jej protest.
Moje palce wsunęły się pod materiał jej majtek, znajdując jej najbardziej intymne miejsce. "Naprawdę nie chcesz, żebym cię przeleciał?" wyszeptałem szorstko do jej ucha, czując, jak jej ciało drży mimowolnie, gdy zataczałem kręgi na jej wrażliwym łechtaczce wprawnymi ruchami. Odsunąłem jej majtki na bok, moje palce eksplorując jej ciepłe fałdy.
"Nie! Przestań!" Lucy odwróciła twarz, jej klatka piersiowa unosiła się szybkim oddechem. Sposób, w jaki gryzła dolną wargę, żeby powstrzymać swoje dźwięki, tylko sprawiał, że chciałem ją przelecieć.
Zwiększyłem tempo moich palców w niej, czując, jak jej ściany zaciskają się wokół nich. Cholernie gorąco.
Ssałem mocno jej szyję, podczas gdy jej ręce kurczowo trzymały się moich ramion, paznokcie wbijając się.
Głęboki rumieniec rozprzestrzeniał się od jej policzków po szyję. Jej płatki uszu płonęły czerwienią, a jej oczy stawały się coraz bardziej mokre, doprowadzając mnie do szaleństwa z pożądania.
"Ty cholerny draniu! Mówiłam, przestań! Nienawidzę tego... Nienawidzę cię!" Krzyknęła.
"Nienawiść? Mała kłamczucha, już jesteś mokra." Uśmiechnąłem się, unosząc błyszczące palce do jej twarzy.