




8- Ponieważ ogon ma własny umysł
OZ
Kacia zesztywniała w momencie, gdy słowo „fae” opuściło moje usta. Nie tylko nieruchoma, napięta. Jak przeciągnięty zbyt mocno drut. Huh.
„O czym ty mówisz? Tu nie ma żadnych fae. Mieszkam sama.” Upiera się. Jej głos jest kruchy i obronny. Trochę zbyt szybki, trochę zbyt konkretny. Jakby ćwiczyła tę linię przez lata. Przechylam głowę, studiując ją.
„Spokojnie. Nie oceniam. Po prostu muszę wiedzieć, czy powinienem uważać na twojego chłopaka fae czającego się za kanapą. Wolałbym zachować swoją magię w jednym kawałku.” Wyjaśniam. Jestem tylko częściowo szczery. Trochę oceniam. Kacia przewraca oczami z odgłosem obrzydzenia.
„Tylko jeden z Dwunastu Lordów lub Dam Fae może związać magię, a żaden z nich nie zmarnowałby oddechu na mnie, nie mówiąc już o wejściu do mojego domu.” Mówi tonem, który nie dopuszcza sprzeciwu. Jest teraz zirytowana, ale pod irytacją kryje się coś innego. Wstyd? Nie, coś bardziej prostego. Może strach... Cokolwiek to jest, stara się to mocno ukryć. Wzdycham i rozglądam się.
„Nie ma znaczenia, co by chcieli lub nie chcieli zrobić. Czuję fae.” Kłócę się. To ją trafia. Zatrzymuje się całkowicie. Bez mrugnięcia, bez zaprzeczenia. Tylko ten ostry wdech. Robię krok bliżej, zanim zdąży się zregenerować, i wciągam głęboki oddech. To nie jest groźba. Tylko potwierdzenie. Już wiem, że mam rację. Kacia pachnie cytrusami, ostrymi i jasnymi. Ale jest coś jeszcze. Jest subtelne, ale czuję słodki zapach fae. To nie jest przytłaczająca, mdła słodycz, którą pamiętam z spotkania z fae. Ten zapach był tak słodki, że przypominał mi miód połączony z rozkładem. To? To jest inne. Nadal zdecydowanie fae, ale nie jest ofensywne. Zmieszane z jej zapachem, jest... Dziwnie dobre. Słodki miód nałożony na cytrusy. I nienawidzę, że mi się to podoba.
„Byłaś z fae. I niedawno... Ich zapach jest wciąż świeży.” Mruczę. Kacia odwraca się do mnie, zdumiona.
„NIE mam kochanka fae. I NIE znam żadnych fae.” Upiera się. Unoszę brew.
„To wyjaśnij zapach.” Pytam ponownie.
„Nie kłamię! Nie...” Jej głos się podnosi, obronny i surowy, potem milknie. Nie oskarżyłem jej o kłamstwo, ale z sposób, w jaki jej oddech się zaciąga, tylko trochę. Zdecydowanie coś ukrywa. I jest PRZERAŻONA, że zauważyłem. Krzyżuję ramiona, tłumiąc westchnienie. To nie moja sprawa. CHCĘ to zostawić. Chciałbym pozwolić jej zachować jej sekrety. Ale jeśli lord fae chce jej śmierci, a ona ma jakiekolwiek powiązania, romantyczne, przypadkowe czy gorsze, to ma znaczenie. Ma większe znaczenie, niż ona zdaje sobie sprawę. Odwraca się, ramiona sztywne, dłonie zaciśnięte przy bokach. Kiedy znów mówi, jej głos jest niski i groźny.
„Jeśli powiesz komukolwiek, co zamierzam powiedzieć... Naprawdę cię zabiję.” Obraca się z powrotem, aby mnie zmierzyć wzrokiem, oczy twarde. Spotykam jej spojrzenie i kiwam głową.
„Okej. Obiecuję.” Zgadzam się. Mija chwila.
„Teraz, powiedz mi o fae.” Żądam.
Kacia nadal wygląda podejrzliwie. Co jest... Dziwne. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że właśnie zawarliśmy kolejny układ? Obiecałem. Dałem słowo. A moje słowo jest wiążące. To jest rzecz dotycząca bycia demonem. Obietnice nie są przypadkowe. Nie są grzecznościowe. Przyklejają się. Nie mogę ich złamać, nawet jeśli chcę. Gdybym zdradził jej sekret komuś, komukolwiek, musiałbym stać nieruchomo i pozwolić jej mnie za to zabić. Gdyby wybrała. Chociaż szczerze mówiąc, nie sądzę, że by to zrobiła. Ale sądząc po sposobie, w jaki nadal mnie obserwuje, jakbym nagle mógł wyciągnąć megafon i zacząć ogłaszać jej sekret, nie wie tego. Albo może nie zauważyła. Przypuszczam, że jeśli masz możliwość złamania obietnicy, prawdopodobnie nie jesteś tak świadomy jej składania. Albo nie ufa mi na tyle, by uwierzyć, że to ma znaczenie. Nie że zachowanie sekretu jest jedynym sposobem na jego ujawnienie. Istnieją luki. Obietnica taka jak ta jest pełna ich. Niejasne warunki są niebezpieczne, a szczerze mówiąc, ta ledwo liczy się jako smycz. Mimo to... Nie zamierzam testować granic. Nie chcę jej zdradzić. Cokolwiek ukrywa, już wiem o niej wystarczająco dużo, by chcieć to chronić. Przesuwa się na miejscu, widocznie zdenerwowana. Potem wybucha wszystko naraz, jak zrywanie plastra.
„To ja. Jestem fae. No... W pewnym sensie. Jestem tylko pół fae.” Przyznaje nerwowo. Mrugam. To... Nie było to, czego się spodziewałem. Spoglądam na nią ponownie, naprawdę patrzę. Brązowe oczy. Brązowe włosy. Jasna skóra, ale nie niemożliwie. Wygląda jak człowiek.
„Nie wyglądasz na fae.” Mówię szczerze. Daje mi suche spojrzenie, z przewróceniem oczami.
„Nie wyglądasz jak demon.” Zauważa. Słusznie.
„Może nie mam magii, ale nadal potrafię się przebrać.” Wyjaśnia, po czym zrzuca mój ogon z jej kolan, jakby to był koc, z którym skończyła, wstaje i znika w łazience. Słyszę szelest. Kliknięcie. Woda płynie. Chwilę później wraca. Transformacja jest subtelna, ale uderzająca. Jej włosy są teraz luźne, opadają na ramiona w miękkich falach, odsłaniając spiczaste końcówki uszu. Jej oczy też są inne. Teraz mają żywy, mieniący się fioletowy kolor. Nie tylko niezwykły. Nierzeczywisty. Pasują do niej, dużo lepiej niż brązowe.
„Moje włosy są farbowane na brązowo.” Mówi, wchodząc z powrotem do pokoju.
„Noszę soczewki. Zakrywanie uszu jest trudniejsze, ale możliwe. Warkocze pomagają.” Wyjaśnia. Puzzle zaczynają się układać. Pół-fae. To... Rzadkie. I dla Kacii, niebezpieczne. Fae gardzą półkrwi jeszcze bardziej niż ludźmi. Uważają je za haniebne, brudne. Plama na linii krwi. Większość półkrwi nie przeżywa niemowlęctwa, są zabijane zanim będą na tyle duże, aby się bronić. Kacia musiała być ukryta. Chroniona w jakiś sposób. Ale wiem, że przynajmniej jeden fae wie, że istnieje. To jest pewne.
„Udajesz, że jesteś człowiekiem?” Pytam. Kiwa głową, jakby to było oczywiste.
„Oczywiście. Chodzenie jako pół-fae to proszenie się o śmierć. Nikt poza moją matką nie wie. No... Poza Mikeyem. Ale on nikomu nie powie.” Dodaje jakby mimochodem. Natychmiast jestem podejrzliwy.
„Jesteś pewna?” Pytam. Spojrzenie, które mi rzuca, jest natychmiastowe i palące.
„Na pewno.” Mówi stanowczo. Wierzę jej. Nie dlatego, że ufam temu Mikeyowi, ale ze względu na sposób, w jaki to mówi. Jakby to nie było nawet pytanie. Jakby to była prawda, za którą byłaby gotowa krwawić. Zapisuję to w pamięci. Bo wiem, co muszę teraz zrobić. Wiem, jak odpłacić jej za uratowanie mnie. Jak wyrównać rachunki między nami. Znajdę fae, który chce ją zabić i go zabiję. To powinno ją uratować i uwolnić mnie. Kacia powinna być bezpieczna na razie. Fae, który mnie wezwał, prawdopodobnie myśli, że zadanie jest wykonane. Ale w końcu się zorientuje. Zauważy, że nie realizuję zadania. A kiedy to zrobi, wyśle kogoś innego. Kogoś, kto nie będzie się wahał. Nie zobaczy tego nadchodzącego, a ja na to nie pozwolę.
Spoglądam na nią, chcąc coś powiedzieć, ostrzec ją, wyznać, jak blisko byłem bycia zagrożeniem, którego nie zna. Ale wstyd zatrzymuje się w moim gardle. To nie jest odpowiedni moment. Może nigdy nie będzie. Ledwo mi ufa, nie chcę jeszcze bardziej tego zepsuć. Zamiast tego zmieniam temat.
„Cóż, teraz, gdy oboje wiemy, że nie jesteśmy tak ludzcy, jak wyglądamy.” Mówię suchym głosem.
„Dlaczego nie powiesz mi, co robiłaś w tym śmietniku w środku nocy? I co ważniejsze, dlaczego mnie uratowałaś?” Pytam. Naprawdę chcę wiedzieć więcej o tej dziwnej osobie. Kacia opada na fotel, który wcześniej porzuciłem, z miękkim stuknięciem i wydycha przez nos.
„Pracowałam. Przyjmuję zlecenia, żeby opłacić rachunki. Chociaż ta robota była bardziej przysługą dla Mikeya niż właściwym kontraktem.” Wzrusza ramionami.
„Mimo to, zakładając, że są wystarczająco mądrzy, aby uciec, będę musiała ich znowu wytropić. Wczorajsza noc miała być rekonesansem. Ratowanie ciebie nie było częścią planu.” Zatrzymuje się, a potem dodaje.
„Ale mieli świeżą krew w tym miejscu. Pomyślałam, że istnieje szansa, że ktoś jeszcze żyje. Więc zaryzykowałam.” Wyjaśnia, a potem spogląda na mnie.
„Chyba miałam rację.” Uśmiecha się. Kiwnę głową.
„Prawdopodobnie przetrwałem tylko dlatego, że jestem demonem. Nie umieramy łatwo.” Dodaję zamyślony. Mój ogon drga raz, irytacja wzrasta na wspomnienie, jak zostałem złapany. Gdybym nie był świeżo wezwany, słaby i niezrównoważony... Cóż, to nawet nie byłaby walka. Oczy Kacii zerkają na ruch mojego ogona. Drgam nim ponownie, obserwując jej reakcję. Ciekawe. Stara się tak bardzo nie patrzeć na resztę mnie. Nie jestem pewien, czy to dobrze, czy źle. Ale nie drgnęła, gdy usiadłem obok niej. Nie odepchnęła mnie, więc zakładam, że nie jest całkowicie odrażona mną. Nie całkowicie odrażona... Wow. Moje oczekiwania naprawdę spadły. Mimo to... Jej oczy na mnie, nawet jeśli to tylko mój ogon, wydają się być początkiem. Małym otwarciem. Może być pół-fae, ale jest zupełnie inna niż stworzenie, które mnie wezwało. Jest ostra, tak. I całkowicie wierzę, że może być niebezpieczna. Ale jest też kimś, kogo chciałbym zrozumieć. Kimś, kogo chciałbym lepiej poznać. Dużo lepiej.