




5- Ale myślałem, że jest człowiekiem, to moje zło
OZ
Pomimo tego, że ledwo trzymam się świadomości, nie mogę oderwać oczu od dziewczyny na przednim siedzeniu. No, przynajmniej od tego, co mogę zobaczyć, gdy jestem zgnieciony na tylnym siedzeniu jej samochodu. Ma długie włosy splecione w ciasne warkocze, których końce podskakują za każdym razem, gdy się porusza. Jest mała, drobna, naprawdę, ale jest coś ostrego w jej postawie. Niebezpieczna. Jak dekoracyjny nóż owinięty w jedwab. Piękna, ale wciąż całkowicie zdolna do zadawania ran. Mam... wiele pytań. Zaczynając od tego, kim ona jest? Dlaczego, do diabła, mnie uratowała? Dlaczego powiedziałem, że jestem jej coś winien? To zazwyczaj rodzaj zdania, którego unikam wypowiadania na głos... Czy ona naprawdę wie, jak używać tej katany? (Jestem prawie pewien, że odpowiedź brzmi tak.) I bardziej palące pytanie, dlaczego, do diabła, uważam ją za tak absurdalnie uroczą? Mała, śmiertelna, kompetentna, trochę chaotyczna. Ma na sobie skórzaną kurtkę, która zdecydowanie widziała niejedną walkę, i zachowuje się jak ktoś, kto nie ma czasu na bzdury. Jest jak... delikatna mała laleczka, ale taka, która mogłaby cię zabić. Wszystko to razem wzięte jest najwyraźniej dokładnie moim typem. Kto by pomyślał? No dobrze, wyraźnie mam problemy. Mogę to przyznać. Ale to nie jest tutaj problem. Prawdziwy problem polega na tym, dlaczego ona uratowałaby Demona? Chyba że... Cholera. Ona prawdopodobnie NIE WIE. Pewnie myśli, że jestem człowiekiem, może magicznie uzdolnionym, ale zdecydowanie nie Kakos demonem, który mógłby roztrzaskać jej umysł, gdyby spojrzała w moje oczy w niewłaściwy sposób. Nie widziała mojego ogona. Ani moich pazurów. Ani moich rogów. Szczerze mówiąc, jestem za to wdzięczny, bo nie mam teraz ochoty na wyjaśnienia. Ale jest coś jeszcze. Zapach. Fae. Jest słaby, ale tam jest. Słodki jak miód, ale rozcieńczony jej własnym zapachem. Ale to nie ona, nie dokładnie. Nie pachnie jak Fae. Brak cukrowej zgnilizny pod powierzchnią. Brak magii iluzji przylegającej do jej skóry. Może Fae był niedawno w samochodzie? A może ona... spotyka się z jednym? Krzywię się na tę myśl. Fae zazwyczaj nie umawiają się z ludźmi. Zbyt 'czystymi' na to, podobno. Ale ta dziewczyna? Absolutnie mogę sobie wyobrazić, że Fae zrobiłby dla niej wyjątek. O czym ja w ogóle myślę? Moja głowa się kręci, myśli krążą w chaotycznych, irracjonalnych kręgach. Potem... Cholera. Ona mówi, a ja byłem tak zamroczony, że całkowicie to przegapiłem. Skup się. Powiedz coś. COKOLWIEK.
„Dokąd mnie zabierasz?” pytam, a potem krzywię się wewnętrznie. Wyszło to bardziej jękliwie, niż zamierzałem. Zdecydowanie bardziej wymagająco, niż bym chciał. Świetnie. Właśnie tego potrzebuję, żeby brzmieć jak naburmuszone dziecko. Ona spogląda na mnie, a jeden z jej warkoczy przeskakuje przez ramię, gdy się porusza. Nawet to jest rozpraszające. Gwiazdy, pomóżcie mi.
„Szpital.” Mówi radośnie, jakby to była zupełnie normalna wtorkowa noc.
„Chyba że masz jakieś inne miejsce, gdzie musisz być?” Dodaje niemalże z przekąsem. Cholera. Szpital? To zły pomysł. Naprawdę zły. Nie będą wiedzieli, co ze mną zrobić. W najlepszym wypadku spanikują i wrzucą mnie na kwarantannę. W najgorszym ktoś się zorientuje, kim jestem, i zabije mnie, zanim zdążę cokolwiek wyjaśnić.
„Nie potrzebuję szpitala, jestem w porządku. To tylko utrata krwi. Będę dobrze za dzień lub dwa. Potrzebuję tylko odpoczynku i czegoś do jedzenia.” Mówię szybko. Patrzy na mnie sceptycznie, ale po chwili wahania nie kłóci się.
„Jeśli jesteś pewny. Więc... Gdzie mam cię zabrać? Do domu? A może do przyjaciela?” Proponuje.
„Oh, uhhh...” Mój mózg się zatrzymuje. Wow. Jeśli się szybko nie ogarnę, pomyśli, że mam dokładnie trzy komórki mózgowe. Winię za to utratę krwi.
„Nie naprawdę...” Zaczynam, ale potem urywam. No dalej, powiedz coś sensownego. Przetrwałem bycie porwanym DWA RAZY i wykrwawienie, a nie mogę odpowiedzieć na podstawowe pytanie od dziewczyny? Cholera. Musi wyczuć, jak bardzo jestem teraz zakłopotany, bo jej głos łagodnieje.
„Nie opcja, co? Cóż, chyba możesz przenocować na mojej kanapie. Zazwyczaj nie mam w zwyczaju zabierać przypadkowych facetów do domu, ale właśnie wyciągnęłam cię z miejsca, gdzie zbierają krew, więc... Wygląda na to, że jestem teraz zaangażowana. Byłoby stratą wysiłku, gdybym pozwoliła ci umrzeć na ulicy. Poza tym, wygląda na to, że nie jesteś w stanie mi przeszkadzać.” Dodaje z uśmiechem. Jeżę się. Przeszkadzać jej? Mogłbym zmiażdżyć małą armię, gdybym miał nawet POŁOWĘ swojej siły. Chcę warknąć, rzucić coś sarkastycznego, ale... Ma rację. Teraz jestem właściwie przerośniętym workiem krwi z problemem ogona i niczym do zaoferowania poza uroczym, żałosnym kontaktem wzrokowym. Nie wspominając, że oferuje mi miejsce do spania. Więc chyba będę musiał schować dumę i przyjąć jej hojny gest. A później... No cóż, później pokażę jej, na co mnie stać. Ale na razie? Odsuwam się i zamykam oczy, pozwalając jej głosowi i brzęczeniu samochodu ukołysać mnie niemal do snu.
Nie jestem pewny, jak długo jedziemy. Czas stał się trochę rozmyty na brzegach, a mój mózg wydaje się owinięty w bawełnę. Ale czuję subtelną zmianę w ruchu, gdy wjeżdża na podjazd i parkuje. Zmuszam się do podniesienia, powstrzymując jęk. Każdy mięsień narzeka, moje stawy skrzypią, a letarg przylega do mnie jak mokra tkanina.
„Masz szczęście, że mieszkam na parterze.” mówi, wyskakując z samochodu i otwierając tylne drzwi.
„Nie jestem pewna, czy dasz radę teraz wejść po schodach, a ja na pewno nie jestem wystarczająco silna, żeby cię tam wciągnąć. Potrzebujesz pomocy, czy dasz radę sam?” pyta. Wzruszam ramionami. Technicznie rzecz biorąc, MOŻE byłbym w stanie zrobić to sam. Ale realistycznie? Raczej nie. Prawdopodobnie upadłbym na twarz. Nie zamierzam odrzucać jej pomocy. Ona ponownie obejmuje mnie w talii, jakby to było najnaturalniejszą rzeczą na świecie, prowadząc mnie z samochodu i stabilizując mnie, gdy opieram ramię na jej ramieniu. I kiedy zmierzamy w stronę jej mieszkania, dwie myśli przelatują mi przez głowę w szybkim tempie. Po pierwsze, NIE ma mowy, żeby wiedziała, że jestem demonem. Nikt dobrowolnie nie zbliża się tak blisko do demona. Gdyby wiedziała, byłaby dużo bardziej ostrożna. Albo próbowałaby mnie zabić. Albo jedno i drugie. Po drugie, idealnie pasuje pod moje ramię. Ciepła, solidna, miękka w sposób, który sprawia, że czuję się uziemiony i bezpieczny. Nie jestem całkowicie pewien, czy chcę ją puścić.
Jej mieszkanie jest małe, ale dobrze utrzymane i zaskakująco przytulne. Pomaga mi dojść do głębokiej granatowej kanapy, na którą niemalże upadam, wydychając powietrze, gdy poduszki mnie pochłaniają. Jest idiotycznie wygodna. Potem uświadamiam sobie, że jestem totalnym bałaganem i prawdopodobnie ją zrujnuję, więc siadam prosto i nieruchomo, starając się nie pogorszyć sytuacji. Rozglądam się, ciekawość pokonuje moje zmęczenie. Jej przestrzeń jest... Niespodziewana. Równocześnie badass i piękna. Na jednej ze ścian zamontowany jest stojak na broń, ostrza błyszczą, starannie utrzymane. Krótkie miecze, noże do rzucania, jedna czy dwie katany. Chciałbym wstać i je obejrzeć, ale moje ciało stanowczo odrzuca ten plan. A potem są szczegóły. Śliczne białe kwiaty ułożone w wazonie na stoliku kawowym. Haftowane poduszki i wszędzie pachnące świece. To miejsce, które można by oczekiwać, że należy do dwóch bardzo różnych osób. Ale nie, to wszystko jej. I jakoś ma to sens.
„Po prostu usiądź tutaj na chwilę.” mówi, już zdejmując buty przy drzwiach.
„Znajdę coś do jedzenia. Powiedziałabym, że powinieneś się umyć, ale szczerze mówiąc, nie chcę, żebyś zemdlał w mojej łazience, więc to może poczekać.” Zatrzymuje się przy drzwiach do kuchni, wskazując na kanapę.
"Nie martw się o tapicerkę, tak przy okazji. Rzuciłam na nią zaklęcie, które sprawia, że jest odporna na brud. Kosztowało mnie trochę, ale całkowicie się opłaciło. Pierwotnie zaklęcie było zaprojektowane do zabezpieczania mebli przed dziećmi, ale działa równie dobrze na krew i brud bitewny, jak na soki i czerwone wino." Uśmiecha się, a potem znika w kuchni, a ja opieram głowę o poduszki. Zapach uderza mnie znowu. Słodki, lekko kwiatowy... Fae. Unosi się w powietrzu, wsiąknięty w tkaninę przestrzeni. Nie przytłaczający. Ale wyraźny. CHCĘ zapytać. Ale nie pytam. Tylko kilka gatunków potrafi rozpoznać takie zapachy, a jeśli dam jej znać, że go wyczułem, może to wywołać pytania, na które nie jestem gotowy odpowiedzieć. Lepiej, żeby nadal myślała, że jestem głównie człowiekiem. Przynajmniej dopóki nie będę mógł znowu stanąć na własnych nogach.
Mimo to, poczucie winy dręczy mnie na skraju myśli. Uratowała mnie. Przyjęła mnie do swojego domu bez wahania. A ja pozwalam jej wierzyć w kłamstwo. To kłamstwo przez zaniechanie. Ale każda chwila, gdy wierzy, że jestem kimś, kim nie jestem, jest formą oszustwa. Gdybym był w swojej naturalnej formie, szybciej bym się leczył. Prawdopodobnie byłbym już prawie w pełni zdrowy. Może, gdy zjem, będę miał dość siły, by się wymknąć i wrócić do siebie. Nawet na chwilę, żeby wszystko zresetować. Łazienka mogłaby się sprawdzić. Byłaby wystarczająco prywatna. Wraca kilka minut później z talerzem pełnym kanapek z kurczakiem. Naprawdę mogę ślinić się. Moje brzuch burczy tak głośno, że aż echo odbija się w pokoju. Ok, to nie jest mój najbardziej godny moment, ale co tam. Nie jadłem od czasu, gdy zostałem przywołany. To było, co, trzy dni temu? Plus minus kilka utrat przytomności. Kładzie talerz między nami bez komentarza. Siedzimy w milczeniu i jemy, a ja pochłaniam większość z nich, zanim nawet pomyślę o zwolnieniu tempa. Nie drażni mnie za to. Nie ocenia. Po prostu pozwala mi zjeść, co potrzebuję, jakbym nie był jakimś bezdomnym, którego zabrała z ulicy. Z jedzeniem w systemie czuję, jak wraca iskra energii. Wolno, ale stabilnie. Demony leczą się szybko, ale nie bez paliwa. Powinienem być w miarę ok do rana. A wtedy... Zastanowię się, jak wyrównać rachunki. Powiedziałem, że jestem jej dłużnikiem, a czy ona wie, czy nie, to była umowa. Moje słowo jest wiążące. Cholera. Ups.
"No więc..." Zaczyna, spoglądając na mnie z casualną ciekawością.
"To trochę dziwny moment, ale wcześniej nie byłeś gotowy do rozmowy... Jak masz na imię?" Pyta. Mrugam. Racja. Naprawdę jej nie powiedziałem? Przyjęła mnie do swojego domu, nakarmiła mnie, opiekowała się mną, a ona nawet nie zna mojego imienia? Ja też nie znam jej imienia. Dlaczego miałaby zabrać bezimiennego nieznajomego do swojego domu? Czy jest głupia? Rozglądam się po jej salonie, moje oczy zatrzymują się na ścianie pełnej broni. Ok. Nie głupia. Po prostu pewna swoich umiejętności w eliminowaniu każdego, kto stanie się zagrożeniem.
"Moje imię to Ozraed Faerwald." Mówię, po prostu. Jej usta wykrzywiają się w uśmiechu.
"Miło cię poznać, Ozraed. Choć myślę, że możemy się zgodzić, że okoliczności mogłyby być lepsze. Mam na imię Kacia Hunter."