Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 1

Lillian

Weszłam do ogromnego budynku, starając się nie ubrudzić błotem na moich butach lśniących białych płytek. Wczoraj otrzymałam e-mail, że zdałam rozmowę kwalifikacyjną, więc oto jestem w moim pierwszym dniu jako sekretarka.

Podchodząc do kobiety za recepcją, uśmiechnęłam się słodko. „Przepraszam, jestem Lillian Ace."

Ona westchnęła. „Och, nasza nowa pracownica!”

Kiwnęłam głową, nadal się uśmiechając, mimo że moje usta bolały.

„Daj mi chwilę”, powiedziała, po czym zaczęła coś pisać na komputerze, zanim znów się do mnie odwróciła.

Spojrzała na mnie od góry do dołu z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Nagle poczułam się nieswojo. Miałam na sobie sukienkę w kolorze zachodzącego słońca i białe szpilki.

„Czy tak ubierałaś się w swojej poprzedniej pracy?” Warknęła.

Moja poprzednia praca była w kawiarni, gdzie codziennie nosiłam jeansy, ale nie zamierzałam tego wyjawiać.

„Cóż, jest wystarczająco przyzwoita.” Odparłam.

Pokręciła głową, potrząsając czerwonymi ustami. „Panno, mamy tutaj dress code. Wszystko korporacyjne, od poniedziałku do piątku.”

Przełykając wybuch, który miał się zaraz wydostać z moich ust, powiedziałam. „To jest korporacyjna sukienka.”

Pokręciła głową, nie zgadzając się ze mną. „Wyglądasz, jakbyś szła na plażę, idź do domu i załóż coś bardziej odpowiedniego.”

Zlustrowałam jej strój, wyglądała, jakby szła na randkę.

Westchnęłam. Moje mieszkanie było godzinę drogi stąd, a jedyne pieniądze, które mi zostały, były przeznaczone na zakupy spożywcze. Jeśli teraz wrócę do domu, będę musiała iść pieszo prawie dwie godziny, aby tu wrócić.

Kiedy zobaczyła, że się nie ruszam, warknęła. „Chcesz tę pracę czy nie?” Jej głos był wysoki, przyciągając uwagę innych ludzi w budynku.

Byłam zawstydzona, nie byłam nawet pewna, czy mam odpowiedni strój w domu. „Cóż, miejsce, gdzie mieszkam, jest dość daleko. Więc powrót nie byłby łatwy.”

Spojrzała na mnie z góry na dół, jej brązowe oczy pełne pogardy. Przechyliła głowę, zlustrowała mnie.

„Wydaje mi się, że prawdopodobnie nie masz odpowiednich ubrań do pracy.” Okrążyła biurko i stanęła tuż przed moją twarzą. „Albo po prostu nie stać cię na nie.”

Podniosła rąbek mojej sukienki, trzymając go jakby to było coś obrzydliwego. W końcu się rozgniewałam, ta kobieta była niegrzeczna od momentu, kiedy weszłam, i nie zamierzałam pozwolić, żeby ktoś mnie poniżał.

Strząsnęłam jej ręce z mojej sukienki. „Nie dotykaj mnie!”

W głębi duszy wiedziałam, że nie mam odpowiednich ubrań. Nie byłam bogata ani nic, ale mogłam sobie pozwolić na przynajmniej dwa posiłki dziennie. Początkowo planowałam zadzwonić do Jade, żeby pożyczyła mi jakieś ubrania, była moją dobrą przyjaciółką i współlokatorką. Pracowała w przyzwoitej firmie, nie zarabiała dużo, ale wciąż żyła pełnią życia.

„Lepiej się pospiesz, szef przychodzi o 9, więc masz mniej niż 25 minut.” Skrzyżowała ręce na piersi, z zadowolonym uśmiechem na twarzy.

Nie było szans, żebym wróciła w ciągu 25 minut. Uparta część mnie chciała po prostu wyjść i nigdy nie wracać, ale wiedziałam lepiej. Takie prace są trudne do zdobycia, jeśli pozwolę tej przepaść, jestem skazana na niepowodzenie.

Choć nienawidziłam prosić ludzi, szczególnie takich jak ta recepcjonistka, nie miałam wyboru.

Więc przełknęłam swoją małą dumę i spróbowałam przemówić jej do rozsądku. "Mogłabym jutro ubrać coś lepszego, ale dzisiaj to nie zadziała. Nie zdążę wrócić w 25 minut, nawet gdybym użyła odrzutowca."

Prychnęła. "To się teleportuj!" Obracając się na pięcie, rzuciła włosami w moją twarz i wróciła za biurko.

Stałam jak wmurowana, nie wiedząc, co zrobić. Czułam na sobie tyle spojrzeń, to naprawdę było żenujące.

W następnej chwili odwróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku. Szłam tak szybko, jak mogłam, starając się nie potknąć na drżących obcasach.

Sięgnęłam po telefon w torebce, chcąc zadzwonić do Jade. Jej miejsce pracy nie powinno być daleko stąd, jeśli mogłaby mi pomóc, to pocałuję jej stopy, kiedy wrócę do domu.

Łzy zamazywały mi widok, nie mogłam nawet dobrze zobaczyć ekranu. Nie zwracałam uwagi na otoczenie i w następnej chwili wpadłam na kogoś, lądując na tyłku i rozrzucając kilka biurowych teczek na lekko wilgotnym betonie.

Mój telefon został wyrzucony w kąt, prawdopodobnie też się zepsuł.

Zerwałam się na nogi, zaczynając przepraszać, zbierając już mokre papiery.

Spojrzałam w górę z pozycji kucającej, widząc parę szarych oczu patrzących na mnie z góry. Był wysoki, z masą czarnych włosów opadających na ramiona. Patrzył na mnie, jakby miał zaraz złamać mi kark.

"Przepraszam, bardzo przepraszam," wymamrotałam.

Dopiero wtedy zauważyłam, że również rozbiłam jego telefon. Patrzyłam z przerażeniem na rozbity ekran. Ten telefon mógł kosztować moje życie. Widziałam wystarczająco dużo telefonów, by rozróżnić drogie od tanich. Mój był najtańszy, ale ten mógł kosztować fortunę.

"Wstań!" Jego głos był ochrypły.

Natychmiast wstałam, trzymając kilka papierów, które udało mi się zebrać.

"Zdajecie sobie sprawę, ile czasu zajęło mi uporządkowanie tych dokumentów?"

Wzdrygnęłam się. "Przepraszam, nie patrzyłam. Bardzo przepraszam."

Zrobił krok bliżej, jego perfumy sprawiły, że moje ciało zesztywniało.

"Przepraszam, nie uporządkuje tych papierów. Wiesz, ile czasu zajęło mi przygotowanie tego? Nie tylko zniszczyłaś mój telefon, ale papiery są cholernie mokre!" warknął.

Miałam pecha, każdy dzień mojego życia był pełen złych zdarzeń. Nigdy nie było dnia, kiedy wszystko mogłoby pójść gładko, wciąż się zastanawiałam, dlaczego samolot jeszcze nie spadł na moją głowę.

Usłyszałam stukot obcasów i głos. "Znowu ty!" Recepcjonistka wrzasnęła.

Odwróciłam się, moje ręce drżały. Byliśmy pośrodku przejścia. Niektórzy ludzie już zaczęli się odwracać, żeby patrzeć.

"O mój Boże, panie... bardzo przepraszam." Podeszła do miejsca, gdzie stałam. Złapała papiery z moich rąk i spojrzała na nie.

Jej oczy rozszerzyły się, gdy na mnie krzyknęła. "Czy to... ty szkodniku, wiedziałam, że jesteś uciążliwa!"

Nie toleruję obelg, ale teraz jestem w błędzie, więc aby zminimalizować sytuację, wolę zaakceptować jakiekolwiek słowa, które zdecyduje się mi rzucić. Miałam przeczucie, że gdyby nie było ludzi wokół, uderzyłaby mnie mocno.

"Pan Kent, czy prezentacja nie jest jutro? Co mamy zrobić?"

Mrugnęłam, zdając sobie sprawę. Mogłam właśnie zrujnować coś krytycznego, i miałam nadzieję, że moje przeczucia są błędne, ale z wyglądu rzeczy. Ten człowiek prawdopodobnie był szefem.

"Ty!" Wskazał na mnie palcem. "Chodź ze mną."

Previous ChapterNext Chapter