




Rozdział 2: Objawienie
Joella
„Co?” Słowo wydostało się z moich ust, zanim zdążyłam je powstrzymać, bardziej jako odruch niż odpowiedź.
Wszystkie oczy wydawały się wbijać we mnie spojrzenia, przykuwając mnie do miejsca, gdy siedziałam zamrożona, uwięziona w tej surrealistycznej chwili. Moja klatka piersiowa się zacisnęła, a powietrze wokół mnie było ciężkie, przytłaczające, jakby świat grał ze mną okrutny żart.
„Przeprowadzamy się do domu Brada i Hadena.” Moja mama powtórzyła to miękko, ale stanowczo, jej ton miał tę uporczywą, mamusiową pewność, że wie najlepiej.
Jej spojrzenie utkwione we mnie, oczekujące i nieugięte. W pokoju panowała cisza, przerywana jedynie brzękiem sztućców z pobliskiego stolika. Czułam ich oczekiwanie, naciskające na mnie, czekające, aż powiem coś. Cokolwiek.
„Czy to ci odpowiada?” Brad zapytał, jego głos był ciepły, ale niepewny, jakby już znał odpowiedź. Jego zielone oczy szukały moich po drugiej stronie stołu, z troską wypisaną na twarzy.
Powoli odłożyłam serwetkę, próbując ustabilizować drżenie rąk. Moje spojrzenie skoczyło do Hadena, który siedział tam, jak zwykle stoicki, jego wyraz twarzy nieczytelny. Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego nie protestował? Dlaczego był tak spokojny w tej sytuacji?
„Umm—” zaczęłam, ale mój głos się załamał. Moje myśli krążyły, fragmenty protestów i pytań zderzały się w mojej głowie. Jak mogłam w ogóle zacząć odpowiadać na tę bombę?
Zanim zdążyłam zebrać myśli, Haden pochylił się lekko, przerywając ciszę. Jego głos był miarowy, słowa przemyślane, i nie mogłam powiedzieć, czy próbował pomóc, czy manipulować chwilą.
„Myślę, że wszyscy powinni dać jej trochę czasu na przetrawienie,” powiedział, jego ton był zaskakująco delikatny. „Właśnie pojawiliśmy się bez zapowiedzi, zabraliśmy ją na lunch, a potem rzuciliśmy dość dużą bombę. To dużo do ogarnięcia w jeden dzień.”
Jego słowa miały dziwny rodzaj zrozumienia, niemal zbyt doskonałe. Czy był szczery, czy to była kolejna jego gra?
Moja mama widocznie się rozluźniła, napięcie zeszło z jej ramion. Sięgnęła przez stół, chwyciła moją rękę i delikatnie ją ścisnęła. „Przepraszam, Ella,” powiedziała, jej głos miękki z żalem. „Nie chciałam cię przytłoczyć. Po prostu... chciałam, żebyś usłyszała to ode mnie.”
Serio?
„Ale Brad i Haden są wspaniali,” dodała, jej ton się rozjaśnił, na twarzy pojawił się uśmiech pełen nadziei. „Znasz Hadena. Wiesz, jaki on jest.”
Och, wiem dokładnie, jaki jest Haden, mamo. Czy ty też?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, głos Hadena znów przerwał chwilę. „Tak, Ella,” powiedział gładko, jego ton ociekający fałszywą ciepłością. „Wszystko będzie dobrze.”
Jego uśmiech był spokojny i uspokajający—przynajmniej dla każdego innego. Ale ja wiedziałam lepiej. Ten uśmiech nie był prawdziwy. To było to samo wyrachowane, wyćwiczone wyrażenie, które nosił, gdy bawił się kimś.
Rzuciłam mu nieufne spojrzenie, ale nie drgnął. Jego fasada była niezmienna, niezachwiana, jakby nie miał nic do ukrycia. Moja mama, całkowicie nieświadoma, sięgnęła i poklepała jego rękę z uczuciem.
„Będziecie teraz przyrodnim rodzeństwem,” powiedziała, promieniejąc. „Haden, obiecaj mi, że będziesz się opiekował moją córeczką.”
„Oczywiście, Stella,” powiedział gładko, jego głos słodki jak syrop. Zbyt słodki. To sprawiło, że zacisnęłam zęby.
Brad i moja mama wrócili do swojej swobodnej rozmowy, ich śmiech i uśmiechy wypełniały przestrzeń, jakby nic się nie wydarzyło. Wyglądali tak szczęśliwi razem, a ja nienawidziłam, że nie mogłam w pełni podzielać ich szczęścia. Oczy Brada lśniły, gdy patrzył na moją mamę, a sposób, w jaki się do niego pochylała, śmiejąc się z jego żartów, mówił mi wszystko, co musiałam wiedzieć.
Byli dla siebie dobrzy. To było jasne.
Ale ciężar spojrzenia Hadena był duszący. Nie musiałam patrzeć w górę, żeby wiedzieć, że mnie obserwuje. Gdy w końcu spojrzałam mu w oczy, moje serce zamarło. Ciepły, czarujący uśmiech zniknął. W jego miejsce pojawiło się coś znacznie bardziej znajomego: chytry, znający uśmieszek.
Oto był. Prawdziwy Haden.
Mrugnął do mnie, błysk rozbawienia w jego zielonych oczach, jakby delektował się moim dyskomfortem. Zacisnęłam szczękę, ale nic nie powiedziałam. Jaki był sens? Już wygrał i wiedział o tym.
Oparłam się w fotelu, apetyt, który miałam wcześniej, teraz był odległym wspomnieniem. Mój żołądek się skręcał, a ja zmuszałam się do oddychania przez falę mdłości. Moje spojrzenie wróciło do mojej mamy, która nadal promieniała szczęściem. Wyglądała tak spokojnie, tak całkowicie zakochana w Bradzie.
Zasługiwała na to.
Moje ręce zacisnęły się w pięści pod stołem, gdy przełknęłam gulę w gardle. Nie mogłam jej tego odebrać. Nie po wszystkim, przez co przeszła. Jeśli Brad ją uszczęśliwiał, zniosę to... to szaleństwo. Musiałam. Dla niej.
Ale gdy tam siedziałam, piekące oczy coraz trudniej było powstrzymać, jedno pytanie wciąż odbijało się echem w mojej głowie:
A co ze mną? Czy naprawdę mogę poświęcić swój własny spokój dla jej szczęścia?