Read with BonusRead with Bonus

Cena, którą płacimy

Alice

Moje dłonie są obolałe, a kolana bolą, ale nie odważę się narzekać, nie wtedy, gdy Henry jest pijany. Siedzi w salonie przy kominku, gada do siebie, ciągle narzekając, że nikt go nie docenia.

Szoruję podłogę w kuchni. Po tym jak wylał miskę zupy na kafelki, musiał kogoś obwinić. To była moja wina. W końcu byłam w pokoju w tym czasie. Nie chodziło o to, że już o czwartej po południu był tak pijany, że nie mógł utrzymać miski. Nasza kucharka, Mary, zaoferowała pomoc, ale on natychmiast to odrzucił. „Niech ta mała sucz sama to posprząta,” powiedział, wskazując na szafę, gdzie trzymamy wiadro i szczotkę do szorowania. „Może nauczy ją to pokory.”

Wiem, że lepiej nie przestawać, dopóki nie zaśnie. To nie pierwszy raz w ostatnim miesiącu, odkąd zmarła moja matka, kiedy wyładowuje swoją agresję na mnie. Nie, spędziłam wiele godzin, sprzątając jego bałagan, biorąc na siebie winę za jego błędy i emocjonalne wybuchy.

Peggy, jedna z pokojówek, cicho wślizguje się do pokoju. Wiem, że to ona, bo w jej lewym pantoflu jest dziura. Jest kilka lat starsza ode mnie i powiedziałabym, że jesteśmy przyjaciółkami, ale ojciec – jak teraz każe mi go nazywać – nigdy nie pozwoliłby swojej córce zaprzyjaźnić się z tak niską kobietą.

Chyba nie jestem ponad upadek na kolana, żeby wykonać jej obowiązki.

„Potrzebujesz pomocy?” szepcze Peggy.

Nie odwracając wzroku od pracy, potrząsam głową. „On by na to nie pozwolił.”

„Ale…”

Podnoszę głowę i patrzę jej w oczy. Ma łzy w ciemnych oczach. „Wszystko w porządku. Naprawdę.”

Zawahała się, zanim kiwnęła głową i wyszła.

To nie jest w porządku. Nic nie jest w porządku, odkąd matka zmarła. Oczywiście, wcześniej też nie było naprawdę dobrze. Ale teraz dowiaduję się, jak wiele matka robiła, aby mnie chronić przed Henrym. Teraz żałuję, że nie zdałam sobie sprawy, jak wiele znosiła. Może mogłabym ją przekonać do odejścia. Straciłybyśmy pieniądze, ale jeśli Henry nauczył mnie jednej rzeczy w życiu, to że pieniądze nie mogą kupić szczęścia. Oddałabym całe złoto świata, aby uciec od tego człowieka.

Około godzinę później Peggy wraca do kuchni. „Śpi.”

Moje plecy bolą. Kładę rękę blisko kości ogonowej i rozciągam się po raz pierwszy od kilku godzin. „Dziękuję.”

Oferuje mi rękę, którą przyjmuję z wdzięcznością. Moje kolano strzela, gdy wstaję. „Nie powinnaś tego robić.”

„Nikt z was nie powinien,” zauważam. Personel jest niedostatecznie opłacany i traktowany równie źle jak ja.

„Ale ty jesteś… jego córką,” zauważa.

Potrząsam głową. „Nigdy nie będę jego córką.”

Później, w łóżku, zasypiam z mokrymi policzkami, sięgając po wspomnienie twarzy mojej matki. Z każdym dniem coraz bardziej się zaciera.


Przebywam w swoim pokoju jak najwięcej, ale Henry nalega, żebym jadła wszystkie posiłki z nim. Następnego wieczoru schodzę szerokimi schodami, stąpając w odpowiednich miejscach, aby uniknąć skrzypienia i jęków, które zwrócą na mnie uwagę. Z odrobiną szczęścia uda mi się przemykać przez kolację bez kolejnego incydentu, i będę mogła wrócić do swojego pokoju za godzinę lub dwie.

Idąc do jadalni, przechodzę obok gabinetu Henry'ego. Zazwyczaj o tej porze dnia go tam nie ma, ale słyszę jego głos przez uchylone drzwi. „Nie, rozumiem. Dostaniesz swoje pieniądze, zapewniam cię. Daj mi tylko trochę więcej czasu.”

Mimo że wiem, że lepiej nie wiedzieć, co się dzieje w jego gabinecie, zatrzymuję się, słuchając. Z kim on rozmawia? Jakie pieniądze? Pieniądze mojego ojca?

„Nie, nie, panie Severin. Zapewniam pana. Są w drodze. Po prostu... daj mi jeszcze kilka dni. Tak, tak. Dziękuję, panie.”

Gdy Henry się żegna, ogarnia mnie panika i uciekam tak cicho, jak to możliwe. Słyszę, jak drzwi jego gabinetu skrzypią, gdy właśnie chowam się za rogiem. Czy mnie zobaczył? Na pewno da mi znać, jeśli tak.

Już siedzę przy stole, gdy on wchodzi. Jest bledszy niż zwykle, co sprawia, że jego przekrwione oczy wyglądają jeszcze bardziej przerażająco niż zazwyczaj. Zatrzymuje się w drzwiach i patrzy na mnie, a przez chwilę przypomina mi tamtego człowieka na cmentarzu. Przeszywa mnie dreszcz. Odwracam wzrok.

Henry chrząka i zajmuje swoje zwykłe miejsce na końcu stołu. Obsługa wchodzi bezszelestnie, wykonując swoje obowiązki jak duchy, które nie mogą być zauważone, a więc nie mogą być skarcone ani zranione.

Jem prawie ostatni kawałek kurczaka i pieczonych ziemniaków, gdy Henry rzuca nóż i widelec na talerz z takim hałasem, że podskakuję. Podnoszę wzrok i widzę, że wpatruje się we mnie, z rękami złożonymi pod spiczastym podbródkiem. „Ty mała dziwko.”

Odsuwam się na krześle, ledwo przełykając to, co mam w ustach. Nazywał mnie już różnymi imionami, zwłaszcza ostatnio, ale to jest nowe.

„Ona wiedziała, wiesz? Wiedziała, jakim jesteś bezczelnym małym pająkiem, jak pożądałaś jej bogactw, jak pragnęłaś opróżnić skarbiec i uciec z jednym z tych chłopaków z miasteczka, którzy zawsze przychodzą do domu, pytając o ciebie.”

Mogę tylko mrugać, oszołomiona. Nie mam pojęcia, o czym on mówi. Z tego, co wiem, żaden chłopak nigdy nie przyszedł do mnie, chyba że Henry mi tego nie mówił.

„Wiesz, prawdopodobnie zrobiła to celowo, prawda? Prawdopodobnie nie mogła już znieść bycia twoją matką, więc wjechała prosto w ten ciężarówkę, mając nadzieję, że dobry Pan zakończy jej męki.” Jego oczy są zwężone do szparek, a kącik ust wykrzywiony w grymas.

Kilka pokojówek stoi w przejściu między jadalnią a kuchnią, z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć ani co zrobić.

Ja też nie wiem, co powiedzieć ani zrobić, więc po prostu siedzę tam – głupio.

„Kur**!” Henry uderza pięścią w stół, a wszystko drży. „Chcesz dalej żyć w tym wystawnym stylu, mała dziwko?” Nie odpowiadam, tylko wpatruję się w niego. „Cóż... wszystko ma swoją cenę – suko.”

Nie wiem, o czym on mówi, ale coś mi mówi, że wkrótce się dowiem.

Chcę tego czy nie.

Previous ChapterNext Chapter