Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 29

Spójrz—na swoją obronę, to była jego koszula. I zostawił ją tak idealnie złożoną na oparciu krzesła w korytarzu. Co miałam zrobić? Nie założyć jej, robiąc espresso o 6 rano?

Proszę.

Wisiała tuż poniżej moich ud. Ledwo. A rękawy? Za duże. Kołnierzyk? Poluzowany na tyle, że nawet święty dostałby krwot...