




9 | Szybki piasek
Telefon zadzwonił w chwili, gdy Liam opuszczał tor wyścigowy.
Gdy zobaczył imię migoczące na ekranie, zignorował je, a jego siostra zostawiła wiadomość głosową. Nie miał ochoty słuchać Willow, która znów miała mu wygarnąć za jego nieodpowiedzialne, samolubne działania. W ostatnich tygodniach mieli wiele takich rozmów, odkąd Senior pierwszy raz wspomniał o swoim planie sukcesji.
Telefon znów zabrzęczał. Tym razem była to wiadomość od Holly, najmłodszej z dzieci Andersonów. Jako najmłodsza w rodzinie, Holly była najbardziej rozpieszczona i roszczeniowa.
Rodzice nigdy nie potrafili jej niczego odmówić. Liam uważał, że bycie znaną baletnicą pomagało, bo niezależnie od tego, jak absurdalne były jej żądania, Clarke i Lois robili wszystko, by zaspokoić każdą jej zachciankę.
Kiedy Holly chciała mieć własne prywatne studio baletowe, Clarke kupił magazyn i przekształcił go specjalnie dla niej.
Gdy zażądała sześciopokojowego penthouse'u w najlepszej lokalizacji Rock Castle, armia agentów nieruchomości musiała biegać jak szalona, aby go zdobyć, mimo że miejsce to pozostawało puste, bo Holly prawie nigdy nie była w kraju.
Najbardziej absurdalnym jej kaprysem było zamknięcie wszystkich butików na 9. ulicy, bo chciała wybrać swoją pięćdziesięciotysięczną parę butów i pasujące do nich torebki bez gapienia się na nią przez zwykłych ludzi.
Jej wiadomość była kolejnym żądaniem. Chciała, żeby Liam natychmiast przyjechał do Medi-Kliniki w Glen Eagles.
Willow zadzwoniła ponownie. Włączył głośnomówiący. Serce zamarło mu w piersi, gdy jej rozpaczliwe łkania wypełniły samochód.
Zajęło mu kilka minut, aby ją uspokoić i dowiedzieć się, co się stało.
"To tata," szlochała po drugiej stronie, "Musisz przyjechać do szpitala!"
Liam rozłączył się i zawrócił, ignorując ogromny znak zakazujący skrętu. Przejeżdżał na czerwonym świetle, ignorując miliony klaksonów samochodów. Jego oczy były skupione na drodze przed nim, ale myśli wracały do gabinetu ojca, odtwarzając ich gorącą wymianę zdań i ostatnie słowa, które do niego powiedział.
W ciągu dziesięciu minut, które zajęło mu dotarcie do szpitala, modlił się bardziej i częściej niż kiedykolwiek w życiu. Składał ciche obietnice i targował się ze wszystkim, co miał. Oddałby wszystko, swoje marzenia, wyścigi, turnieje, byleby mieć jeszcze jedną godzinę z ojcem.
Liam nie wiedział, jak dotarł do szpitala; ocknął się z zamyślenia, gdy zatrzymał się na parkingu dla odwiedzających i usłyszał piski karetek pędzących ratować życie gdzieś indziej.
Obie jego siostry przyszły go spotkać przy wejściu.
Na co dzień Holly i Willow – obie nazwane na cześć drzew z powodu miłości matki do roślin – były wzorcami klasy i elegancji. Z ich czarnymi jak atrament włosami, dużymi zielonymi oczami, porcelanową skórą i smukłymi sylwetkami, mogłyby łatwo uchodzić za bliźniaczki mimo czteroletniej różnicy wieku.
Jednak tej nocy były rozczochrane, ich twarze były poplamione łzami i smarkami, oczy czerwone i puste ze strachu.
Rzucili się w jego ramiona, gdy go zobaczyli. Mocno ich przytulił i starał się jak najlepiej ich uspokoić, chociaż sam nie wiedział, jaka jest sytuacja.
"Co się stało? Gdzie są mama i tata?" zapytał, gdy wypuścił ich z uścisku, a oni ruszyli w stronę wind, które miały ich zabrać do skrzydła VIP.
"Tata jest bardzo chory, Liam," powiedziała Willow drżącym głosem.
"To niemożliwe," Liam pokręcił głową, nie chcąc uwierzyć, że coś jest nie tak z Clarke'em. Ten człowiek nigdy nie opuścił dnia w pracy z powodu choroby. "To musi być pomyłka. Widziałem go dzisiaj. Był w porządku!"
"Chciał, żebyś tak myślał," mruknęła Holly. "Jest chory od jakiegoś czasu."
Liam zatrzymał się i spojrzał na nie obie, podejrzliwie marszcząc brwi. "Jak długo to trwa i co mu jest?"
"Jakieś sześć miesięcy," odpowiedziała Holly.
"Rak jelita grubego," dodała Willow.
Powietrze uszło z płuc Liama. Przez chwilę czuł się, jakby tonął w ruchomych piaskach, dysząc, przekonany, że słowa siostry go uduszą. Najgorsza była jednak cisza, straszna, niekończąca się cisza. Nie słyszał niczego poza słowami Willow, które echem odbijały się w jego głowie.
Rak jelita grubego.
Czy to nie jest choroba starszych ludzi?
Clarke nie był stary. W wieku 58 lat miał jeszcze przed sobą wiele życia i był najzdrowszą osobą, jaką Liam znał.
Jego ojciec dbał o siebie i ćwiczył co najmniej godzinę każdego dnia. W soboty grał w golfa, a w niedziele chodził na kręgle. Najbardziej grzeszną rzeczą, jaką jadł, był cienki kawałek ciasta na deser i to tylko przy specjalnych okazjach.
To, co powiedziała Willow, nie miało dla niego sensu.
"Nie!" Liam potrząsnął głową w zaprzeczeniu, próbując złapać oddech. "Mylicie się! Tata nie jest chory. Tata nigdy nie zachorowałby na raka!"
"Liam," Holly sięgnęła po niego i przytuliła go mocno, próbując powstrzymać go przed rozpadnięciem się tam, na środku korytarza. "Tata nie jest w porządku."
"Powiedziałby mi, gdyby był chory," Liam odtrącił jej rękę i znów zaczęli iść.
"Nie chciał, żebyś się martwił," wyjaśniła Willow. "Po tym, jak przejmiesz firmę, on i mama planowali wyjechać za granicę na leczenie."
"Powinien był mi powiedzieć wcześniej!" Liam wściekł się, gdy weszli do windy. "Nie walczyłbym z nim tak mocno. Jak źle jest?"
"Na tyle, że potrzebna jest natychmiastowa operacja, aby usunąć część jelita grubego," powiedziała Holly.
Liam spojrzał na swoje siostry, z niedowierzaniem w oczach. Obie wydawały się wiedzieć tak dużo o stanie zdrowia ojca.
"Czy tylko ja nic nie wiedziałem?" zapytał cicho.
"Chciałyśmy ci powiedzieć, ale tata kazał nam obiecać, że tego nie zrobimy. Wiedział, że ciężko trenujesz do turnieju i nie chciał odciągać twojej uwagi od zawodów." Willow mruknęła, pocierając spuchnięte oczy.
"Myślisz, że teraz mnie to obchodzi–" Miał zamiar wybuchnąć, ale winda się otworzyła, przerywając to, co niewątpliwie byłoby ich największą kłótnią.