Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2.1

Byłem oszołomiony następnego ranka, po tym jak prawie całą noc przewracałem się z boku na bok, mając dziwne sny o wejściu do lasu, gdzie myślałem, że coś widziałem poprzedniej nocy. W kółko śniło mi się, że wchodzę do lasu, światło zanikało, gdy zapadała noc, podążając za czymś, czego nie mogłem zobaczyć, ale co przyciągało mnie coraz głębiej między drzewa. Budziłem się, zanim mogłem dowiedzieć się, dokąd zmierzam lub za czym podążam, ale jak tylko zasypiałem ponownie, znów tam byłem.

„Cam?” Usłyszałem głos Amy przez zamknięte drzwi sypialni, gdy lekko zapukała kostkami. „Cam, już wstałeś?”

„Wstałem, wejdź,” odpowiedziałem, podnosząc się do pozycji siedzącej i przecierając sen z oczu. Amy weszła do pokoju. Miała na sobie magentowy uniform, a jej włosy były związane w schludny kok na czubku głowy.

„Właśnie wychodzę do kliniki, ale chciałam się upewnić, że nie zaspałeś.” Spojrzałem na Amy zdezorientowany. Nie miałem pracy tego popołudnia ani żadnych zajęć. Dlaczego miało to znaczenie, czy jestem obudzony o określonej porze. „Nie zgodziłeś się pomóc Dr. Segallowi z projektem w bibliotece w tym tygodniu?” zapytała, widząc moje zmieszanie.

„O kurczę! Zapomniałem!” powiedziałem, zrzucając z siebie koce i wyskakując z łóżka. „Jesteś najlepsza, Ames. Co ja bym bez ciebie zrobił?” powiedziałem z wdzięcznością, pędząc w stronę łazienki, żeby się przygotować.

„Byłbyś zgubiony i zdezorientowany!” zażartowała Amy. „Baw się dobrze, do zobaczenia wieczorem!” zawołała przez ramię, wychodząc z mieszkania.

Byłem w miarę gotowy w ciągu piętnastu minut. Miałem rozpakowywać i katalogować stare, zakurzone książki przez cały poranek, więc nie musiałem się ubierać elegancko. Wlałem kawę do termosu, chwyciłem jagodowego PopTarta jako marne śniadanie i ruszyłem do drzwi. Schyliłem się, żeby założyć buty i coś mnie zatrzymało; dziwne uczucie pełzające po karku. Wzruszyłem ramionami i zawiązałem buty. Gdy zacząłem zakładać płaszcz, przypomniałem sobie sen, który miałem ostatniej nocy. Zamarłem, czując skurcz strachu w piersi, myśląc o staniu na skraju lasu i o tym, co mogło się tam czaić. Przez chwilę rozważałem odpuszczenie sobie pracy w bibliotece i pozostanie zamkniętym w domu.

Zrozumienie absurdalności tego pomysłu przywróciło mnie do rzeczywistości. „Co z tobą dzisiaj nie tak, dziwaku?” mruknąłem do siebie, zapinając kurtkę. Wyrzuciłem z głowy myśli o lesie, błysk ruchu, który przysiągłbym, że widziałem wracając do domu poprzedniej nocy, i ten dziwny sen, po czym opuściłem mieszkanie, podwójnie sprawdzając, czy drzwi są dobrze zamknięte.

Biblioteka była po drugiej stronie kampusu od mojego mieszkania, ale nie powinienem się spóźnić, jeśli będę szedł szybkim krokiem. Ranki były jeszcze chłodne, ale słońce grzało twarz i dawało nadzieję, że wiosna wkrótce nadejdzie.

Zanim skręciłem na chodnik prowadzący do kampusu, zatrzymałem się i nie mogłem powstrzymać się od spojrzenia w stronę lasu. W porannym świetle wydawał się tak niewinny. Wiecznie zielone drzewa mieszały się z gałęziami wciąż zimowo nagich drzew liściastych. Ich opadłe liście wyglądały spod resztek śniegu, który krył się w cieniach, chroniąc się przed topniejącym słońcem.

Las był gęsty w tej okolicy, opadając dość stromo w kierunku ścieżki małego strumienia, który wiosną i jesienią szemrał cicho, a w upalne letnie dni niemal całkowicie wysychał. Zawsze lubiłam przyrodę i cieszyłam się, że z naszego mieszkania mieliśmy niezakłócony widok na drzewa. Ale od wczorajszego wieczoru coś w tych lasach wydawało się ciemne i złowrogie.

Myśl o zamknięciu się w domu znów zakradła się do mojego umysłu. Wyprostowałam ramiona, mentalnie otrząsnęłam się z tego uczucia i zmusiłam się, by odwrócić się i ruszyć w kierunku kampusu.

To był tylko sen, zwykły koszmar, nic więcej - mówiłam sobie, krocząc z determinacją. Nie mogłam uwierzyć, że pomyślałam o zignorowaniu pracy w bibliotece; nigdy nie odpuszczałam zobowiązań, zwłaszcza tych, które były płatne.

Zdobyłam pełne stypendium na naukę, dzięki moim ocenom, sytuacji rodzinnej i odrobinie szczęścia, ale nadal byłam typową biedną studentką i często podejmowałam się różnych prac dorywczych na uczelni, żeby dorobić na czynsz, jedzenie i czasem trochę rozrywki.

Miałam właściwie dużo prac. W poniedziałki i środy wieczorem oraz w święta pracowałam u Georgio, od czwartku do soboty byłam barmanką w jednym z miejscowych barów studenckich, Sidney’s, udzielałam korepetycji przynajmniej dwa popołudnia w tygodniu, dwa soboty w miesiącu oprowadzałam potencjalnych studentów po kampusie, a wielu wykładowców i pracowników uczelni znało mnie jako osobę, na którą można liczyć, gdy trzeba było podjąć się różnych dorywczych zadań, jak ten projekt biblioteczny.

Jeden z moich byłych profesorów literatury, dr Segall, zapytał, czy mogłabym pomóc przy specjalnym projekcie. Jakiś absolwent zmarł i przekazał katedrze literatury swoją kolekcję folkloru. Dr Segall potrzebował pomocy przy rozpakowywaniu i katalogowaniu zbioru, który był przechowywany w piwnicy biblioteki. Dr Segall powiedział, że nie ma wielu studentów, którym zaufałby w tej sprawie, ale wiedział, że ja będę w stanie pomóc zidentyfikować potencjalnie ważne lub cenne książki w kolekcji i odpowiednio udokumentować, co tam jest.

Spojrzałam na dużą, ozdobną tarczę zegara zdobiącą front budynku biblioteki, krzywiąc się na widok godziny pięć po dziewiątej. Umówiłam się, że przyjdę do biblioteki o dziewiątej i choć miałam pracować sama i nikt nie miał wiedzieć, że się spóźniłam, moje wewnętrzne poczucie odpowiedzialności nie znosiło spóźnień.

Wrzuciłam teraz pusty papierek po PopTart do kosza na śmieci przy wejściu do biblioteki i ruszyłam w stronę stanowiska informacji. Rozpoznałam dziewczynę siedzącą przy stanowisku, pilnie układającą książki na wózku zwrotów. Miała krótkie, białe jak śnieg loki, odgarnięte z twarzy za pomocą grubej opaski, która pasowała do jej bladoróżowego swetra. Widziałam ją tam wiele razy i zawsze myślałam, że wygląda, jakby urodziła się, by być bibliotekarką. Praca pasowała do jej nieśmiałego, książkowego usposobienia; wyglądała jak ktoś, kto wyskoczyłby ze skóry na zbyt głośny hałas.

Uśmiechnęłam się, zbliżając się do stanowiska, nieświadomie unosząc rękę do włosów, które tego ranka związałam w straszny bałagan, byle tylko zdążyć wyjść z domu. W porównaniu do jej idealnie wyprasowanych spodni i perfekcyjnie dopasowanego swetra czułam się jak chodzący stos prania.

„Cześć, pomagam dziś dr Segallowi przy nowej kolekcji folkloru,” wyjaśniłam szeptem, dostosowując się do bibliotecznego tonu, „powiedział, że mam tu odebrać klucz do magazynu.”

Dziewczyna skinęła głową, nie mówiąc ani słowa, i sięgnęła do szuflady pod stanowiskiem informacji. Wyciągnęła pojedynczy klucz z papierową etykietą. Podwójnie sprawdzając nazwisko na etykiecie, delikatnie położyła klucz na biurku przede mną.

Previous ChapterNext Chapter