




Rozdział 5: Więź partnerska
Perspektywa Cyrusa
Od momentu wejścia byłem świadomy obecności Maeve po drugiej stronie zatłoczonego pokoju, choć zmuszałem się do patrzenia gdzie indziej. Śmiała się z uwagi przyjaciółki, odchylając głowę do tyłu, a elegancka linia jej szyi była widoczna w moim polu widzenia.
Ale teraz w końcu pozwoliłem, aby mój wzrok szukał jej bezpośrednio, przestając walczyć z przyciąganiem, które na mnie wywierała.
Stała ubrana w przepiękną srebrną suknię z niebieską, szyfonową narzutką, delikatna tkanina łapała światło przy każdym ruchu. Jej złote loki były ozdobione delikatną srebrną koroną, która błyszczała wśród jej włosów.
"Jest piękna," Dean wyszeptał w mojej głowie, jego głos był wyjątkowo łagodny.
Nie mogłem skupić się na niczym innym, tylko na jej kolorowych oczach, które spotkały moje, niosąc niewypowiedziany prąd, który narastał od naszego pierwszego spotkania.
Intensywność tego połączenia niepokoiła mnie, budząc wspomnienia, które próbowałem zakopać. Moje myśli wróciły do naszego pierwszego spotkania w korytarzu akademii zaledwie kilka dni temu.
...
Tego dnia szedłem korytarzem, zmierzając sprawdzić areny treningowe przed popołudniową lekcją, kiedy pojawiła się znikąd. Bez ostrzeżenia, złotowłosa nieznajoma weszła mi na drogę, sięgnęła do mojej szyi i przycisnęła swoje usta do moich.
Najpierw uderzył mnie jej zapach—dziki jaśmin, z czymś starożytnym pod spodem, co poruszyło Deana. Jej usta były miękkie, ale stanowcze, niosąc determinację, która mnie zaskoczyła.
Spotkałem wcześniej piękne kobiety, ale coś w niej było inne. To nie tylko jej oszałamiające rysy, ale sposób, w jaki się poruszała—rzadkie połączenie wrażliwości i siły.
Szok sparaliżował mnie—nie tylko z powodu niespodziewanego pocałunku, ale jej złote oczy, które dostrzegłem przed zamknięciem moich, zmieniły kolor na brązowy, gdy ponownie je otworzyłem.
Te zmieniające kolor oczy nawiedzały mnie, boleśnie przypominając o mojej matce.
Czternaście lat minęło od tej nocy, kiedy moja matka obudziła mnie w naszej małej chatce na skraju terytorium obserwatorów.
"Twój ojciec odszedł," powiedziała, jej głos drżał.
"Co?" zapytałem, wciąż półprzytomny ze snu, nie do końca rozumiejąc jej słowa ani emocje na jej twarzy.
"Alfa Dominic nie żyje," powtórzyła, jej kolorowe oczy błyszczały łzami.
Pamiętam, jak wtedy usiadłem na łóżku, nagle całkowicie rozbudzony.
To, co mnie zdezorientowało, to nie była śmierć mojego ojca—człowieka, który porzucił moją ciężarną matkę, zmusił ją do ucieczki przed jego łowcami i skazał nas na ukrywanie się na terytoriach wyrzutków—ale wyraz twarzy mojej matki. Ulga i smutek walczyły na jej twarzy, opowiadając historię bardziej złożoną niż zwykły żal.
"Jesteś jedynym, który nosi jego krew," kontynuowała, mocno trzymając moje ręce. "Ktoś przyjdzie, żeby cię zabrać. Musisz z nim iść, aby zostać Alfą stada Kratos."
Panika, która mnie wtedy ogarnęła, wciąż była świeża w mojej pamięci. "Co? Nie mogę cię zostawić!" wykrzyknąłem.
Objęła mnie mocno, jej łzy zwilżyły moje włosy. "Nie mogę iść z tobą, Cyrus. Moje miejsce jest tutaj, z innymi wilkami Callisto. A twoje tam. Będziesz wspaniałym Alfą. Lepszym niż twój ojciec kiedykolwiek był."
Tej nocy powiedziała mi rzeczy, o których nigdy nie wiedziałem — jak mój ojciec polował na wilki Callisto, nie tylko z powodu strachu, ale dlatego, że były najpotężniejszymi wilkami, posiadającymi specjalne zdolności, które sprawiały, że były zarówno pożądane, jak i budziły lęk.
"Ale ty możesz to zmienić," nalegała, jej kolorowe oczy błyszczały przekonaniem. "Możesz wyciągnąć ich na światło dzienne. Możesz stać się silniejszy niż twój ojciec kiedykolwiek był. Możesz chronić wilki Callisto, takie jak ja."
Złożyłem wtedy obietnicę, ściskając jej dłonie w swoich. "Nie zawiodę cię. Kiedy będę prawdziwym Alfą, wrócę po ciebie. Ukarać tych, którzy polują na wilki Callisto, aż Morfeusz będzie znów bezpieczny."
Gdy tylko zostałem Alfą stada Kratos, zaczęły do mnie docierać plotki o moim ojcu — rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszałem, rzeczy, o których nawet moja matka nie wiedziała.
Jego śmierć była związana z miłością do wilka Callisto. To była słabość, która ostatecznie zniszczyła najpotężniejszego Alfę w historii.
Od tamtej pory przysiągłem, że nigdy nie powtórzę jego błędu. Nigdy nie pozwolę, by miłość mnie osłabiła. Zwłaszcza miłość do wilka Callisto.
Stanowisko profesora treningu bojowego było pomysłem ojca Maeve, Alfy Rodolfo. Przypomniałem sobie naszą rozmowę po spotkaniu Sojuszu, kilka dni przed tym, jak poznałem Maeve.
"Naprawdę doceniam to, co robisz dla Sojuszu," powiedział Rodolfo, idąc za mną korytarzem po tym, jak inni już wyszli. "Wiem, że nauczanie nie jest twoją mocną stroną, ale myślę, że może ci to dobrze zrobić."
"Jestem wdzięczny za tę szansę," odpowiedziałem, i w pewnym sensie mówiłem prawdę. "Szczerze, może nie będzie tak źle."
Rodolfo lekko poklepał mnie po ramieniu. "Może nawet ci się spodoba. Nie mogę sobie wyobrazić nikogo lepiej nadającego się do tej pracy. Widzę przed tobą wielkie rzeczy, Cyrus."
Wielkie rzeczy. Te same słowa użyła moja matka. Nie chciałem zawieść ani jednego z nich.
Ale przyjęcie posady nauczyciela było czymś więcej niż tylko ruchem zawodowym — było kolejnym krokiem w kierunku spełnienia obietnicy złożonej matce. Im wyżej się wspinałem, tym większy miałem wpływ na zmianę systemu, który kiedyś prześladował jej ludzi.
Nie mogłem sobie pozwolić na rozproszenie. Nie mogłem sobie pozwolić na słabość. I z pewnością nie mogłem sobie pozwolić na podążanie śladami mojego ojca.
Jednak od chwili, gdy zobaczyłem Maeve w tym korytarzu, coś we mnie kompletnie się zmieniło.
Unikałem losu mojego ojca przez czternaście lat, zaprzeczając własnym potrzebom i pragnieniom, a jednak tu stałem, przyciągany do wilka Callisto tak samo jak on. Jeśli będę kontynuował tę drogę—
"Cyrus, czuję to - ona jest naszą towarzyszką," głos Deana przerwał moje myśli z nagłą jasnością.
Moje ciało zamarło, mięśnie się napięły.
Słowa, których najbardziej się obawiałem, w końcu zostały wypowiedziane. Cholera.