




Rozdział 4: Dziedzictwo Księżyca
Punkt widzenia Maeve
"Czy ty żartujesz?" Wpatrywałam się w odbicie mojej matki, niemalże opadając szczęką.
Mama kontynuowała układanie moich złotych loków, z uśmiechem pełnym zrozumienia błąkającym się na jej ustach.
"Ja... Nie miałam pojęcia, że Cyrus był..." Nie mogłam dokończyć zdania. Dominic — tyran, który prawie zniszczył naszą watahę.
A ja zaprosiłam jego syna na moje urodziny. Co gorsza, pocałowałam go.
"Gdybym o tym wiedziała, nie zaprosiłabym go," wyszeptałam, patrząc na swoje dłonie.
Palce mamy lekko nacisnęły moje ramiona. "Kochanie, Cyrus jest zupełnie inny niż jego ojciec. Jego matka zabrała go z dala od wpływów Dominica. Dopiero po śmierci Dominica dziewięcioletni Cyrus wrócił do watahy Kratos."
"Czy tata wie, że go zaprosiłam?" zapytałam, a w moim głosie pojawiła się nuta niepokoju.
"Twój ojciec bardzo szanuje Cyrusa," odpowiedziała mama. "Ten chłopak zdołał odbudować to, co Dominic prawie zniszczył."
Próbowałam wyobrazić sobie profesora Cyrusa jako małego chłopca nagle rzuconego w mroczne dziedzictwo swojego ojca. Wydawało się to niemożliwe.
Mama wsunęła za moje ucho zbłąkany złoty lok. "Mówiąc o skomplikowanych związkach... Słyszałam, że z Louiem się skończyło?"
Spojrzałam zaskoczona. "Skąd wiesz? Nikomu nie mówiłam!"
Mama uśmiechnęła się tajemniczo. "Jestem twoją matką; nie schowasz przede mną niczego."
Westchnęłam. "To Juniper. Przyłapałam ich w akademickim studio tanecznym... wiesz." Nerwowo skręcałam palce. "Nie chcę, żeby tata się dowiedział. Ojciec Louiego nadal jest członkiem Sojuszu Morfeusza."
"Twój ojciec jest profesjonalistą, ale jeśli nie chcesz, żeby się dowiedział, twój sekret jest u mnie bezpieczny," zapewniła mnie. "Zakładam, że Louie nie pojawi się dzisiaj wieczorem."
To nie było pytanie.
"Dziś wieczór jest twoim wieczorem, Maeve," powiedziała cicho.
Starałam się ukryć niepokój. "A co jeśli nic się nie wydarzy?"
"To nic się nie wydarzy," ścisnęła moje ramiona uspokajająco. "Wciąż jesteś sobą."
Przez okna widziałam już przybywających gości. Wielka sala poniżej była udekorowana w srebro i granat, oddając hołd naszej spuściźnie.
"Gotowa?" zapytała mama, delikatnie ściskając moją dłoń.
Głęboko wciągnęłam powietrze, skinęłam głową i zeszłam po schodach, a moja srebrna sukienka falowała wokół mnie.
"Bogini Księżyca!" Znajomy głos zapiszczał, zanim Gisella, moja najlepsza przyjaciółka, podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając. "Wyglądasz absolutnie olśniewająco dzisiaj!"
Zaśmiałam się na jej entuzjazm. "Nie przesadzaj. Chcę tylko dobrze świętować i mam nadzieję, że moja wilczyca postanowi się pojawić."
Widząc mój wyraz twarzy, szybko zmieniła temat. "Słyszałam, że prawie każdy Alfa z pobliskich terenów będzie tutaj. Kto wie? Może twój partner jest wśród nich."
Wymusiłam uśmiech. "Po tym, co stało się z Louiem, nie jestem już pewna co do partnerów." Wspomnienie wciąż bolało, choć bardziej z powodu zranionej dumy niż złamanego serca.
"Zapomnij o tym palancie!" Gisella wplotła swoje ramię w moje. "Dzisiejsza noc należy do ciebie."
W środku nie byłam pewna, co myśleć o partnerach. Moi rodzice sprawiali, że wyglądało to na takie proste – ale co, jeśli nigdy tego nie znajdę? A co gorsza, co jeśli mój partner okazałby się kimś zupełnie nieodpowiednim dla mnie?
Kimś jak... Cyrus.
Obraz Cyrusa przemknął mi przez myśl, ale szybko go odrzuciłam. Był moim profesorem, synem Dominika, i wyraźnie nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, poza byciem moim nauczycielem.
"Wszyscy!" Głos ojca przyciągnął uwagę. "Dziś świętujemy wejście w dorosłość mojej córki Maeve. Osiemnaście lat temu Bogini Księżyca obdarzyła nas tym darem, a dzisiaj oczekujemy jej pełnego przebudzenia."
Mama wysunęła się do przodu z ogromnym tortem – czerwony aksamit z czekoladowym lukrem, mój ulubiony – zwieńczonym osiemnastoma srebrnymi świeczkami.
I wtedy Cyrus wszedł do wielkiej sali, a wszystko się zmieniło.
Rozmowy ucichły, gdy wszedł. Jego dopasowany czarny garnitur podkreślał szerokie ramiona. Jego intensywne niebieskie oczy przeszukiwały tłum, a gdy napotkały moje, serce zabiło mi mocniej.
Coś we mnie go rozpoznało. Chciało go. Nie mogłam oderwać wzroku.
Mama z gracją podeszła do mnie. "Alfa Cyrus wygląda dziś tak imponująco, że połowa młodych kobiet tutaj mdleje na jego widok."
"Rzeczywiście wygląda... imponująco," udało mi się zachować równy głos. "Szczerze mówiąc, nie myślałam, że naprawdę przyjmie zaproszenie."
"Jesteś córką przywódcy Sojuszu Morfeusza," mama zaśmiała się cicho. "To zarówno kurtuazja, jak i polityka."
Nic nie powiedziałam, moje myśli wróciły do naszego impulsywnego pocałunku sprzed kilku dni. Nawet z drugiego końca sali prawie czułam jego smak.
Gdy noc pogłębiała się, Cyrus stał wśród Alfów, a jego nieliczne słowa miały wagę. Jego spojrzenie omiatało salę, ale celowo unikało mnie. Za każdym razem, gdy próbowałam złapać jego wzrok, odwracał się, jego unikanie było zarówno mylące, jak i frustrujące.
"Wszystkiego najlepszego, moja mała księżniczko," podszedł wujek Kirk z małym pudełkiem prezentowym.
"Dziękuję," uśmiechnęłam się, chwilowo zapominając o mojej irytacji z powodu pozornego odrzucenia przez Cyrusa.
"Jestem zaskoczony, że Alfa Cyrus tu jest," Kirk podążył za moim wcześniejszym spojrzeniem. "Ten facet zazwyczaj unika spotkań towarzyskich."
"Naprawdę?" zapytałam z ciekawością. "Dlaczego ktoś miałby nie lubić uroczystości?"
"Dźwiga ciężkie brzemię od dzieciństwa. Po tym, jak został Alfą w wieku czternastu lat, ledwo miał normalne życie. Słyszałem, że cały swój czas spędza na treningach i zarządzaniu swoją watahą."
"Więc nigdy nie pokazuje... szczęśliwych emocji?" nie mogłam się powstrzymać od pytania.
"Nikt, kogo znam, nigdy nie widział go szczerze uśmiechniętego," pokręcił głową. "Nie dziwi mnie to. Nosząc dziedzictwo Dominika i przejmując upadłą watahę w tak młodym wieku... każdy stałby się poważny."
Myśl o nim noszącym takie brzemię od dzieciństwa poruszyła coś we mnie. Jakby to było być tą, która w końcu sprawi, że się uśmiechnie?