Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 8

Punkt widzenia Isabelli

Kiedy zamknęłam laptopa, czując się ostrożnie optymistyczna po raz pierwszy od początku tego koszmaru, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Wiedziałam, kto to był, zanim jeszcze spojrzałam.

"Wejdź, Gabrielu," powiedziałam, otwierając drzwi, głos miałam bardziej pewny niż się spodziewałam, "Podjęłam decyzję."

Jego źrenice nagle się zwęziły, wyraźnie nie spodziewał się, że będę tak spokojna.

Gabriel wszedł do pokoju. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na moim laptopie, zanim wrócił do mojej twarzy.

"No i?" zapytał niedbale. "Rozważyłaś moją propozycję? Podpiszmy umowę."

Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. To była moja jedyna szansa, aby zapewnić sobie miejsce w życiu mojego dziecka. Nie mogłam sobie pozwolić na błędy.

"Podpiszę z tobą umowę," powiedziałam ostrożnie, "ale muszę najpierw zrozumieć kilka rzeczy."

Jego szczęka się zacisnęła, a oczy zabłysły z niecierpliwością. "Nie przeginaj, Isabella. Warunki, które oferuję, są więcej niż hojnie."

Rozpoznałam sygnały ostrzegawcze—jego kły nieco się wydłużyły, a w zielonych tęczówkach pojawiły się złote plamki. Musiałam postępować ostrożnie, ale nie mogłam się wycofać.

"Nie chcę sprawiać kłopotów," powiedziałam, łagodząc głos. "Chcę tylko wiedzieć, jak planujesz opiekować się dzieckiem w pierwszych dniach."

"To nie twój interes. Zatrudnię nianie."

Podeszłam bliżej, celowo zachowując niegroźną postawę. "Dlaczego zatrudniać obcych, skoro matka dziecka jest gotowa zrobić to wszystko? Niemowlęta potrzebują mleka matki i jej miłości." Zatrzymałam się, obserwując jego reakcję, zanim kontynuowałam. "Wybacz, że cię sprawdziłam, ale wiem, że nie jesteś żonaty. Dziecko potrzebuje matki, a ty nie możesz być z nim cały czas."

Coś przemknęło przez twarz Gabriela—czy to było niezdecydowanie? Trafiłam w czuły punkt. Wiedział, co to znaczy dorastać bez matki.

"Dzieci są przystosowalne," powiedział, ale jego głos brakowało przekonania.

Patrzyłam mu prosto w oczy. "Tak, są. Ale po co utrudniać sobie życie?"

Gabriel odwrócił się i zaczął chodzić po małym pokoju. Prawie mogłam dostrzec wewnętrzną walkę w jego napiętych ramionach.

"Jest jeszcze coś do rozważenia," odważyłam się, grając swoją najmocniejszą kartą. "To układ może przynieść korzyści twojej kampanii na Króla Alfy. Posiadanie rodziny, partnerki i dziedzica zyska ci więcej poparcia. Mogłabym przedstawić się jako twoja dziewczyna w oczach opinii publicznej."

Gabriel obrócił się, mrużąc oczy. "Chcesz więcej władzy? Jesteś bardziej ambitna, niż myślałem."

"Nie!" szybko wyjaśniłam. "To nie o to mi chodzi. Nie chcę być twoją prawdziwą dziewczyną. Mogłabym udawać wilkołaka, pojawiać się z tobą publicznie." Kontynuowałam, zanim zdążył mi przerwać: "Możemy to zawrzeć w naszej umowie. To pomoże twojej sytuacji politycznej, a nasze dziecko będzie miało oboje rodziców blisko. Co o tym sądzisz?"

"Absolutnie nie," Gabriel natychmiast odrzucił pomysł. "Nie jesteśmy przeznaczonymi partnerami. I znalazłem swoją partnerkę lata temu."

"Ale teraz jesteś rozwiedziony," zauważyłam cicho.

Zapadła między nami cisza. Wyraz twarzy Gabriela stał się nieprzenikniony, gdy wpatrywał się w ciemniejące niebo za oknem. Wstrzymałam oddech, czekając.

"Może to rozważę, ale tylko na czas kampanii. To układ tymczasowy, zależny od twojej zdolności przekonania ludzi, że nasz związek jest prawdziwy. Ale zrozum, bycie Luną to coś więcej niż tylko stanie u mojego boku."

"Czym dokładnie jest Luna?" Skorzystałam z okazji, by zapytać.

Gabriel odwrócił się do mnie. "Partnerką Alfy — jego towarzyszką w prowadzeniu Stada. Wilkołaki mogą mieć różne rodzaje partnerów. Są partnerzy przeznaczeni przez Boginię Księżyca i partnerzy wybrani przez samego wilkołaka."

Przyszła mi na myśl niepokojąca myśl. "Jeśli później spotkasz inną partnerkę... czy nadal będę mogła widywać nasze dziecko?"

Jego wyraz twarzy stał się poważny. "Omówimy to, jeśli do tego dojdzie."

Przez następną godzinę negocjowaliśmy warunki, każdy z nas trzymając się pewnych punktów i ustępując w innych. Do zachodu słońca sporządziliśmy umowę, która pozwalała mi pozostać z dzieckiem jako jego partnerka podczas kampanii i określała warunki mojego dalszego udziału w życiu dziecka później, niezależnie od przyszłego statusu związku Gabriela.

Gdy odłożyłam pióro, fala zawrotów głowy ogarnęła mnie. Mój wzrok się zamglił, a nogi nagle osłabły. Zanim upadłam, silne ramiona mnie złapały, a zapach Gabriela mnie otoczył.

"Tak dobrze pachniesz," wymamrotałam, zmieszane myśli zamazywały mi umysł.

Świat wokół mnie zaczął ciemnieć, gdy traciłam przytomność. W tym dziwnym stanie między jawą a nieprzytomnością usłyszałam dziwne warczenie — nie od Gabriela, ale jakby z wnętrza mnie samej. Dźwięk był zaborczy, pierwotny i całkowicie obcy.

Potem ciemność pochłonęła mnie całkowicie.

Kiedy otworzyłam oczy, znalazłam się w nieznanym pokoju. Sufit nade mną był wysoki i ozdobny, a leżałam na łóżku znacznie bardziej luksusowym niż moje własne. W pokoju rozrzucone były eleganckie dekoracje, które krzyczały o bogactwie bez ostentacji, wyraźnie w stylu Gabriela.

Dlaczego zabrał mnie do swojego domu? Rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok zatrzymał się na notatce umieszczonej na nocnym stoliku. Polecała mi pozostać na miejscu i nie wychodzić.

"Jakby," mruknęłam.

Poprawiłam swój rozczochrany wygląd najlepiej jak mogłam, po czym skierowałam się do drzwi. Po kilku błędnych skrętach w końcu znalazłam główne schody. Gdy schodziłam, na dole pojawił się krępy mężczyzna w czarnym garniturze, blokując mi drogę.

"Przepraszam, pani Morgan, ale pan Vasquez nakazał, żeby pani pozostała wewnątrz do jego powrotu."

Uniosłam podbródek i spojrzałam na niego gniewnie. "Zamierzasz mnie powstrzymać?"

Wyglądał jakby chciał. Głęboko się zmarszczył, uważnie mnie obserwując. Prawie mogłam zobaczyć myśli przebiegające przez jego głowę. Tak, miał rozkaz, żeby mnie nie wypuszczać, ale wiedział też, że noszę cennego dziedzica Gabriela. Gdybym stawiła opór, nie mógłby ryzykować traktowania mnie szorstko.

Po chwili zdecydowałam się przetestować jego determinację, biegnąc prosto obok niego.

Previous ChapterNext Chapter