Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2

Z perspektywy Clary

W chwili, gdy weszła na scenę, nie mogłam oderwać od niej wzroku.

Dostosowała nuty z delikatnym dotykiem, jej palce lekko muskały klawisze, jakby sprawdzała ciepło instrumentu. Było coś niepewnego w sposobie, w jaki usiadła na krześle, w sposobie, w jaki gwałtownie wciągnęła powietrze, jakby przygotowywała się do bitwy.

Powoli upiłam łyk whiskey, nie spuszczając z niej oczu.

"Clara, serio?" Głos Katherine ociekał irytacją, gdy zarzuciła ramię na moje ramiona. "Obczajasz ją? Wygląda jak dziecko."

Leniwie odsunęłam jej palce, wciąż wpatrując się w dziewczynę przy klawiaturze. "Jest wystarczająco dorosła, żeby być w barze."

Katherine prychnęła, krzyżując ręce. "Nawet jeśli jest, to nie jest w twoim typie."

"A co dokładnie jest moim typem?" Zastanawiałam się, pozostawiając pytanie w powietrzu, podnosząc ponownie szklankę. "Daruj sobie zazdrość. Wiesz, że nie angażuję się w związki."

"To nie znaczy, że chcę patrzeć, jak się ślinisz nad jakąś naiwną dziewczyną," mruknęła, przewracając oczami.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, przez głośniki rozległ się głos George'a.

"Cześć wszystkim! Zaczynamy za pięć minut. A tak na marginesie—nasz zwykły pianista nie dał rady, więc Ayleen tutaj wskoczyła na ostatnią chwilę. Dajcie jej trochę luzu!"

Zauważyłam, jak się zawahał, wyraźnie przygotowując publiczność na potencjalną katastrofę.

Ayleen.

Przetoczyłam to imię w myślach, ponownie ją studiując. Wyglądała zbyt delikatnie na ten rodzaj sceny, zbyt wypolerowana, zbyt... słodka.

A jednak—

W chwili, gdy dotknęła klawiszy, coś się zmieniło.

Z perspektywy Ayleen

Pierwsze kilka nut było chwiejnych. Moje palce potrzebowały chwili, żeby się dostosować, żeby wyczuć nieznany instrument, nieznany zespół. Ale gdy melodia osiadła w powietrzu, znalazłam swój rytm.

Nerwy zniknęły, niepewność zbladła, i wkrótce nie tylko grałam—czułam to.

Tłum zareagował natychmiast. Brzęk kieliszków i leniwa rozmowa przycichły, gdy ludzie zaczęli słuchać, niektórzy kołysali się, niektórzy stukali w rytm. Czułam zmianę energii, napięcie w piersi przekształcające się w coś ekscytującego.

Przy trzeciej piosence uśmiechałam się, palce płynnie przelatując po klawiszach.

Gdy ostatnia nuta osiadła w powietrzu, Marcus podbiegł do mnie, oczy szeroko otwarte z ekscytacji. "Mówiłem ci! Jesteś genialna!"

"Uratowałaś wieczór," dodał George, klepiąc mnie po ramieniu.

Adrenalina wciąż krążyła we mnie, moje ręce lekko drżały z podniecenia. "Było dobrze?"

"Całkowicie!" Odpowiedzieli jednocześnie, sprawiając, że się zaśmiałam.

Serena praktycznie mnie przytuliła. "To było niesamowite!"

Chwyciłam butelkę wody, wypijając ją łapczywie, próbując uspokoić bicie serca. Ale wtedy—

Dreszcz.

Wyraźne, niepodważalne uczucie, że ktoś mnie obserwuje.

"Clara jest tam! Chodźmy się przywitać," ogłosił Marcus, już ciągnąc George'a w stronę tyłów.

Ciekawa, podążyłam za ich wzrokiem—

I moje serce zamarło.

Siedziała w rogu, jakby była właścicielką całego pokoju, emanując bezwysiłkową siłą.

Jej skóra—opalona, pocałowana przez słońce—współgrała z ciepłymi brązowymi włosami, które otaczały ostre kości policzkowe. Ale to jej oczy trzymały mnie w miejscu. Orzechowe, figlarne, nieczytelne.

Skrzyżowała nogi, ruch płynny i celowy, przyciągając moją uwagę do dopasowanej czarnej spódnicy, która obejmowała jej uda. Jej biała jedwabna koszula przylegała do niej w sposób sugerujący, że była szyta na miarę specjalnie dla niej. Ostra. Profesjonalna. Niebezpieczna.

I patrzyła na mnie.

Nie przypadkowo. Nie przelotnie.

To było jedno z tych spojrzeń, które przeszywały mnie dreszczem. Wzrok przeznaczony dla ofiary.

Szybko odwróciłam się z powrotem do Sereny, żołądek skręcał mi się z czymś nieznanym. Ale moja przyjaciółka była zbyt zajęta Edwardem, jej ręce na jego piersi, śmiejąc się mu do ucha. Westchnęłam z obrzydzeniem.

Marcus i George byli już przy stole kobiety. Przywitała ich bardziej rozluźnionym wyrazem twarzy, napięcie zniknęło, gdy oparła się na krześle. Dobrze ją znali.

Wtedy zauważyłam innych przy stole - cztery osoby, wszystkie ubrane w eleganckie, formalne stroje. Korporacyjne. Uderzający kontrast do przyciemnionego, przesiąkniętego whisky baru.

Zmarszczyłam brwi, gdy inna kobieta przy stole przesunęła swoje zadbane palce po udzie Clary w wyraźnym, zaborczym geście.

Czy to był bar dla gejów?

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, skanując wzrokiem. Kilka par tej samej płci. Niektóre heteroseksualne. Mieszanka.

Nowy Jork był... inny. Potrzebowałam czasu, żeby się przyzwyczaić.

"Przerwa skończona, Ayleen," powiedział nagle Marcus, kładąc rękę na moim ramieniu.

"T-Tak," wyjąkałam, wciąż lekko przytłoczona.

Kiedy wracaliśmy na scenę, nie mogłam powstrzymać się od pytania, "Więc, Clara... to twoja przyjaciółka?"

Marcus wybuchnął suchym śmiechem. "O, Boże, nie. To moja kuzynka. I moja szefowa."

Mrugnęłam. "Twoja szefowa?"

"Tak, prowadzi prywatną kancelarię prawną. Niesamowicie bogata. I totalna suka."

Uniosłam brew. "To nie jest miły sposób, żeby mówić o swojej kuzynce."

Marcus wzruszył ramionami. "Kocham ją, ale uwierz mi, nie jest dobrym towarzystwem."

"Co masz na myśli?"

Zawahał się. "Słuchaj, Ayleen. Jesteś słodka. Dziewczyny takie jak Clara? One łamią ludzi." Jego wzrok przesunął się w jej stronę. "Przyjacielskie ostrzeżenie."

Chciałam zapytać więcej, ale George zawołał nas z powrotem na scenę na drugi set.

Żołądek znowu mi się skręcił.

Zaczęliśmy grać znowu, ale czułam się nieswojo.

Popełniłam błąd, patrząc z powrotem w stronę stołu Clary—

Ale jej już nie było.

Odetchnęłam z ulgą. Potem, gdy już miałam odwrócić wzrok—

Zauważyłam ruch przy wejściu.

Tam była.

Opierała się o framugę drzwi, patrząc na mnie.

Czekała.

W chwili, gdy nasze oczy się spotkały, uniosła rękę, palce poruszając się w powolnym, zamierzonym geście.

Potem—gdy tylko poczułam, że moje policzki się rumienią—mrugnęła.

Ledwo zarejestrowałam, że Marcus wołał moje imię.

Gdy show się skończyło, jedyne, czego chciałam, to wrócić do domu i odespać ten szalony dzień. Ale zamiast tego wszyscy wrócili do stołu na drinki.

"Ayleen, dziękuję ci bardzo za pomoc. Nie rozmawialiśmy o twojej stawce?" zapytał George, drapiąc się po karku, jakby bał się mojej odpowiedzi.

"Nie jestem pewna... jak to zwykle robicie?" odpowiedziałam nieśmiało, niepewna, jak to działa.

"No, zazwyczaj dzielimy zapłatę równo między sobą, ale biorąc pod uwagę, że cię potrzebowaliśmy i to było na ostatnią chwilę... myśleliśmy, że poprosisz o więcej," przyznał.

"O Boże, nie! Oczywiście, że nie! Nie wykorzystałabym waszej uprzejmości. Podział zapłaty brzmi uczciwie," zapewniłam go z życzliwym uśmiechem.

"Naprawdę?!" wykrzyknął, zaskoczony, ale i ulżony.

"Spójrzcie na to! Wygląda jak anioł i zachowuje się jak jeden," dodał Marcus, uśmiechając się z przekąsem.

"Teraz, inny temat... chciałabyś dołączyć do nas na stałe? Mam dość Stevena." W głosie George'a było wyraźne rozczarowanie z powodu nieobecnego pianisty.

Zamarłam.

"Ty... proponujesz mi pracę?" zapytałam, całkowicie zaskoczona.

"Tak. Jesteś zainteresowana?"

"OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!" krzyknęła Serena, zanim zdążyłam pomyśleć.

Tamtej nocy wracałam do domu z pracą.

I parą orzechowych oczu wciąż płonących w mojej głowie.

Previous ChapterNext Chapter