Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 6

Muzyka pulsowała w moich żyłach, zagłuszając każdą spójną myśl, gdy pociągnęłam Addy na parkiet. Był weekend, a my właśnie skończyłyśmy nasze zmiany w Zigs. Nie planowałam wychodzić, ale kiedy Addy zasugerowała to w ostatniej chwili, pomyślałam, czemu nie? Światła błyskały dziko, rzucając chaotyczne cienie na tłum, i było to dokładnie to, czego potrzebowałam. Grind był naszym miejscem, naszym głośnym sanktuarium od reszty świata. Dziś wieczorem było moją ucieczką.

Nie widziałam Adama od kilku dni. Dokładnie czterech. Było dobrze, nawet świetnie. Facet pewnie zmęczył się swoją małą grą, przeniósł się do kogoś innego, by torturować swoją nieznośną arogancją. Powinnam była być zadowolona. Nawet zachwycona. Zamiast tego byłam... zirytowana. Co nie miało żadnego sensu.

To nie miało jednak znaczenia. Nie zamierzałam marnować swojego wieczoru na analizowanie, dlaczego mój mózg nie mógł odpuścić faceta, którego ledwo znałam. Pewnie używał mnie jako rozrywki, bo się nudził. Moja mama zadzwoniła poprzedniego dnia i wspomniała mimochodem, że mieszkał gdzieś za granicą przez ostatnie siedem lat. Włochy czy coś. Pewnie tam wrócił. Powinnam była świętować.

Addy robiła honor nazwy klubu, ocierając się o mnie jakby była magiczną lampą, która mogła spełnić jej życzenia czy coś. Jej śmiech był głośny i beztroski, gdy kołysała się do rytmu. Dołączyłam do niej, pozwalając rytmowi przejąć kontrolę i odsunąć wszystko inne na bok. I kiedy odwróciłam się na bok, zobaczyłam znajomą twarz. Ryan.

Przemieszczał się przez tłum, z tym charakterystycznym uśmiechem na swojej absurdalnie przystojnej twarzy. Jedną z tych twarzy, które sprawiają, że zastanawiasz się, czy ma gdzieś agenta załatwiającego mu role filmowe.

Dotarł do nas, jego ręka musnęła moje ramię, gdy się nachylił. „Hej, Layla.”

„Ryan.” Uśmiechnęłam się, próbując zachowywać się spokojnie i trzeźwo, chociaż zaczynałam widzieć podwójnie. Nigdy nie byłam dobra w piciu alkoholu. Jeszcze kilka kieliszków i tańczyłabym na stołach. Raz, może dwa razy się ze sobą przespałyśmy. Był zabawny, nie wspominając, że potrafił mnie zadowolić na siedem różnych sposobów. Idealna rozrywka.

Jego oczy skierowały się na Addy. „Mogę się wtrącić?”

Podniosłam brew w jej stronę. Wzruszyła ramionami, już patrząc na kogoś innego po drugiej stronie sali. „Śmiało,” powiedziała, znikając w tłumie.

Ręce Ryana znalazły moje biodra, a ja pozwoliłam mu przyciągnąć mnie bliżej, ciepło jego ciała przyciskając się do mojego. Poruszał się dobrze, pewnie, ale nie nachalnie, jego ręce muskały krzywiznę moich bioder, gdy tańczyliśmy. Już był twardy, i to mi się podobało. Przesunęłam rękę po jego jeansach i chwyciłam jego erekcję, uśmiechając się złośliwie.

„Jesteś kłopotem,” powiedział, jego oddech ciepły przy moim uchu.

„Nie masz pojęcia,” odpowiedziałam. Nie mogłam uwierzyć, że obsesyjnie myślałam o moim przyszłym przyrodnim bracie. Zdecydowanie potrzebowałam porządnego pieprzenia, żeby wrócić do rzeczywistości.

Im więcej tańczyliśmy, tym bardziej pozwalałam sobie zanurzyć się w chwili. Ryan przesunął rękę po moim udzie, wsuwając ją pod krótką czerwoną sukienkę, którą miałam na sobie. Łatwy dostęp, wszystko, czego potrzebowaliśmy, to ciemny kąt i ściana, nie byłam zbyt wybredna. Powitałam to, gdy jego palce lekko muskały moje centrum, opierając się o jego dotyk, gdy całował moje szyję. Dobrze było na chwilę zapomnieć.

Po kilku piosenkach nachylił się, jego usta musnęły muszlę mojego ucha. „Chcesz stąd wyjść?”

Nie zawahałam się ani chwili. „Tak.”

Chwycił moją rękę, prowadząc mnie przez gęsty tłum. Labirynt spoconych, kołyszących się ludzi, ale byliśmy już prawie na skraju, gdy zderzyłam się z kimś.

Mocno.

Zachwiałam się, a uchwyt Ryana ustabilizował mnie, gdy spojrzałam w górę. Moje serce zamarło.

Adam.

Stał tam, spokojny i opanowany jak zawsze, jego ciemne oczy utkwione w moich. Jakim cudem tam był?! Czy miałam halucynacje? I czy zawsze wyglądał tak dobrze? Dopasowana czarna koszula, sposób, w jaki jego rękawy były podwinięte, aby pokazać przedramiona, delikatny uśmiech błąkający się na jego ustach. Był tak cholernie seksowny, że to było irytujące.

„Gdzieś się wybierasz?” zapytał od niechcenia, jego głos przecinał hałas jak ostrze.

Przez chwilę tylko patrzyłam, rozdarta między niedowierzaniem a irytacją. Ze wszystkich ludzi, w tym momencie... dlaczego teraz? Dlaczego on?

Brakowało mu krawata, a górne guziki koszuli były rozpięte, co sprawiało, że wyglądał jeszcze bardziej... niesprawiedliwie. Jego szare oczy utkwiły we mnie, a ja czułam się jak przygwożdżona, jakby tłum zniknął, zostawiając tylko jego i jego irytującą obecność.

Ryan, wciąż trzymając moją rękę, wypuścił zniecierpliwione westchnienie. „Mógłbyś się odsunąć, koleś?”

Wzrok Adama przesunął się na Ryana, a przysięgam, że powietrze wokół nas ochłodziło się o kilka stopni. Luzacka arogancja w jego postawie wyparowała, zastąpiona czymś mroczniejszym, ostrzejszym. Jego oczy zjechały na ramię Ryana, które oplatało moje biodro, a kiedy spojrzał z powrotem, nie było wątpliwości co do ostrzeżenia w jego wyrazie.

„Jeśli ktoś ma się odsunąć,” powiedział gładko, jego głos brzmiał jak groźba owinięta w aksamit, „to ty.”

Ryan prychnął, ale było to wymuszone, jakby wiedział, że lepiej nie testować granicy, którą Adam wyznaczał. „Kim ty, do cholery, myślisz, że jesteś?” mruknął, ciągnąc mnie lekko, jakby chciał powiedzieć, że mamy to za sobą.

Adam nawet nie mrugnął. Poruszył się tak szybko, że ledwo to zauważyłam, jego ręka zacisnęła się na nadgarstku Ryana. Z ostrym skrętem, sprawił, że Ryan jęknął z bólu, jego uścisk na mnie natychmiast zniknął.

„Co jest z tobą nie tak?” Ryan splunął, krzywiąc się, próbując wyrwać ramię.

„Problem?” powtórzył Adam, jego głos był niski i spokojny w sposób, który sprawił, że moja skóra się zjeżyła. Jego wzrok przeszył mnie, a przez chwilę zapomniałam, jak oddychać. „Kwiatuszku, powiedz mi. Czy ja mam problem? To on ocierał się o to, co moje.”

„Adam,” warknęłam, robiąc krok do przodu i ciągnąc za jego ramię. „Puść go.”

Ryan spojrzał na mnie z niedowierzaniem i oburzeniem. „Znasz tego świra?”

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Adam wreszcie puścił jego nadgarstek, choć nie cofnął się. Zamiast tego odwrócił się do mnie, jego wyraz twarzy był nieczytelny, ale ton rzeczowy. „Idziesz ze mną.”

Mrugnęłam, nadal próbując nadążyć za tym, co się właśnie wydarzyło. „Słucham?”

„Słyszałaś mnie,” powiedział, chwytając mnie za ramię. Jego uścisk nie był mocny, ale nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Byłam pijana, zirytowana i gotowa do kłótni, ale coś w jego spojrzeniu, ciepło i pewność w jego oczach, sprawiło, że słowa zamarły mi w gardle. Wyglądał przerażająco, jakby czekał, aż nacisnę jeszcze jeden jego guzik, żeby mógł mnie postawić na swoim miejscu. Prawie kusiło mnie, żeby spróbować, tylko po to, żeby zobaczyć jego reakcję.

„Pieprzony świr!” Ryan mruknął pod nosem, jego oczy były wpatrzone w Adama, który już nie zwracał na niego uwagi, bo prowadził mnie w stronę wyjścia. Jego uścisk był stanowczy, ale nie brutalny.

Potknęłam się lekko, mgła alkoholu utrudniała mi chodzenie prosto, ale Adam zwolnił krok, podtrzymując mnie bez słowa. Jego ramię owinęło się wokół moich ramion, a jego oczy były skupione na wyjściu.

„Jesteś niewiarygodny,” mruknęłam, patrząc na niego, gdy chłodne nocne powietrze uderzyło mnie w twarz. „Niewiarygodny!”

Nie odpowiedział, nawet na mnie nie spojrzał. Oparł obie ręce na biodrach i zrobił kilka kroków do przodu, z dala ode mnie. Patrzyłam, jak spogląda w niebo i bierze głęboki oddech, zanim go wypuścił. Jakby modlił się o kontrolę czy coś. Było zimno, ale ledwo to zauważyłam. Zaczynał mnie naprawdę przerażać, i to było mylące, bo chyba powinnam się go bać, a tak nie było. Przyciąganie było nadal obecne i mieszało mi w głowie. Potem odwrócił się i zaczął iść w moją stronę, a moje serce natychmiast przyspieszyło.

Previous ChapterNext Chapter