Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 5

ADAM'S POV

Pierwszy raz, kiedy ją zobaczyłem, krzyczała i wrzeszczała. Siało spustoszenie na całym miejscu. W końcu, po tylu latach, znów była przede mną...

Ta kobieca zagadka, która uwięziła mnie od pierwszego spojrzenia tyle lat temu. Blond falujące włosy, oczy tak niebieskie, że przyciągały mnie, i osobowość, która wydawała się tylko bardziej szalona z biegiem lat.

Oczywiście, że mnie nie pamiętała, czego się spodziewałem, ale nie było szans, żebym kiedykolwiek o niej zapomniał.

Gdy wyszła na zewnątrz, wyglądając jak kompletny bałagan, który prawdopodobnie czuła, zamarłem. Mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy, obserwując ją z drugiej strony ulicy, te absurdalne okulary przeciwsłoneczne na nosie, włosy tworzące chaotyczną aureolę wokół jej głowy. Była chaosem owiniętym w ogień, i równie niemożliwa do zignorowania jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy.

Już wtedy zawsze spodziewałem się, że będzie... taka. Burza w ludzkiej formie. Dzika, nieprzewidywalna i nieustępliwa. Była wszystkim, czego się spodziewałem, i jeszcze więcej.

Teraz, obserwując ją kroczącą chodnikiem w tym—co ona właściwie miała na sobie? Ta spódnica ledwo się trzymała, a góra... Jezus. To było irytujące, rozpraszające i całkowicie nie do przyjęcia.

A jednak nie mogłem odwrócić wzroku.

Kiedy wcześniej pokazała mi środkowy palec, prawie się zaśmiałem. Prawie. Ale kiedy odeszła, coś się zmieniło. Nie mogłem jej tak zostawić—nie tylko dlatego, że mogła przyciągnąć niewłaściwą uwagę, ale dlatego że... po prostu nie mogłem.

Kliknięcie jej obcasów na chodniku wyrwało mnie z zamyślenia. Śledziłem ją, zanim zdałem sobie sprawę, że się ruszyłem.

Nie zauważyła mnie, dopóki nie złapałem jej za ramię.

„Co do—” zaczęła, odwracając się, żeby spojrzeć na mnie. Jej oczy, szeroko otwarte ze zdziwienia, szybko zwęziły się w szczeliny. „Serio? Puść mnie, psychopato!”

Jej głos był ostry, kąśliwy, ale ledwie go słyszałem. Delikatny zapach jej szamponu, coś słodkiego, może cytrusowego, uderzył mnie, gdy walczyła w moim uścisku, a ja robiłem wszystko, żeby zachować spokój.

„Nie ma mowy,” powiedziałem, tonem równym, nieporuszonym.

Jej wolna ręka podniosła się, pchając mnie w klatkę piersiową. „O mój Boże! Oszalałeś!”

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego zmieniłem uchwyt, chwytając ją za talię, zanim podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię.

„Co ty sobie myślisz?!” krzyczała, jej pięści uderzały w moje plecy, gdy ruszyłem z powrotem w stronę samochodu. „Postaw mnie na ziemi, ty przerośnięty szaleńcu!”

„Krzycz dalej,” powiedziałem sucho. „Jestem pewien, że cały blok doceni ten pokaz.”

Wypuściła serię przekleństw, które zrobiłyby wrażenie na marynarzu, jej nogi dziko kopiące w powietrzu. „Przysięgam na Boga, Adam, jeśli mnie teraz nie postawisz—”

„Co zrobisz?” zapytałem, spoglądając na nią, gdy dotarłem do samochodu. Wierzgała jak dzika kotka, jej włosy opadały na twarz, gdy patrzyła na mnie z czystą, nieprzefiltrowaną wściekłością.

Uśmiechnąłem się. „Jesteś taka seksowna, kiedy jesteś wściekła, wiesz o tym?”

Jej odpowiedzią była kolejna seria przekleństw, głośniejsza tym razem, gdy otworzyłem drzwi samochodu i wsadziłem ją na siedzenie pasażera.

Natychmiast sięgnęła po klamkę, ale byłem szybszy, zatrzaskując drzwi i pochylając się blisko. „Nawet o tym nie myśl.”

Jej oczy wbiły się w moje, jej klatka piersiowa unosiła się z wysiłku jej napadu złości. „Jesteś szalony. Co, jesteś mną obsesyjnie zainteresowany?!” wypluła, jej głos niski i jadowity.

„Prawdopodobnie,” przyznałem, cofając się i zamykając drzwi, zanim zdążyła zaprotestować.

Obchodząc samochód do strony kierowcy, złapałem ją w lusterku wstecznym, wściekłą, jej ramiona mocno skrzyżowane na piersi.

Była jak ogień, to pewne. A ja zawsze byłem przyciągany do płomieni.

Podróż była cicha, choć daleko jej było do spokojnej. Powietrze między nami było napięte, naładowane niewypowiedzianymi słowami i nierozwiązanym napięciem. Czułem, jak wpatruje się w okno, z założonymi rękami i zaciśniętą szczęką, prawdopodobnie zastanawiając się, czy wyskoczenie z jadącego samochodu nie byłoby lepsze niż pozostanie w mojej obecności.

Uśmiechnąłem się do siebie. Jej milczenie było zabawne, ale wiedziałem, że nie potrwa długo. Layla nie była typem osoby, która długo tłumi w sobie emocje.

Kiedy w końcu zatrzymałem się przy krawężniku przed Ziggler Ink, salonem tatuażu, który nazywała miejscem pracy, jej głowa gwałtownie zwróciła się w moją stronę. Wpatrywała się w neonowy szyld przez przednią szybę, jej dezorientacja była jasna jak dzień.

„Skąd, do cholery, wiesz, gdzie pracuję?” zażądała, jej głos ostry i oskarżycielski.

Oparłem ramię na kierownicy, lekko odwracając się do niej. „Wiem o tobie więcej, niż myślisz,” powiedziałem po prostu, pozwalając, by słowa zawisły w powietrzu.

Jej oczy zwęziły się, a na twarzy przemknął cień czegoś — może niepokoju. „To chore, Crest. Naprawdę chore.”

Nie mogłem powstrzymać śmiechu, który mi się wyrwał. „Naprawdę?”

Nie odpowiedziała. Zamiast tego sięgnęła po klamkę drzwi, tylko po to, by odkryć, że są zablokowane. Spojrzała na mnie ze złością, jej irytacja przekształcająca się w coś bliższego furii. „Otwórz je. Teraz.”

Nie ruszyłem się. Zamiast tego pochyliłem się, wystarczająco blisko, by poczuć delikatny zapach jej skóry — coś miękkiego, ciepłego i zdecydowanie zbyt kuszącego. Moje palce musnęły jej policzek, powoli i celowo, a poczułem, jak zamarła pod tym dotykiem.

„Gorąca jesteś, kwiatku,” wymruczałem niskim głosem. „I zakładam, że to nie tylko złość.”

Jej usta rozchyliły się, ostra odpowiedź wyraźnie była na końcu jej języka, ale uprzedziłem ją.

„Spokojnie, Layla. To tylko biologia,” powiedziałem, lekko się odchylając, ale nie odrywając od niej wzroku. „Tak się dzieje, gdy ktoś cię pociąga.”

Jej policzki zarumieniły się, ale nie z zakłopotania. To była irytacja, ta ognista, która sprawiała, że jej oczy błyszczały, a pięści się zaciskały.

„Jesteś tak szalony, że to aż niewiarygodne,” warknęła.

„Naprawdę? Powinniśmy to sprawdzić?” zapytałem, opuszczając rękę, by chwycić jej udo. Przełknęła ślinę, jej usta rozchyliły się, gdy śledziła ruch.

„Łatwo to będzie sprawdzić w tej marnej spódniczce,” kontynuowałem, a ona dosłownie odtrąciła moją rękę, jej spojrzenie stawało się coraz bardziej intensywne.

„Pierdol się, Crest!”

Zaśmiałem się, zdejmując kurtkę i podając jej. „Jeśli chcesz wyjść, założysz to.”

Patrzyła na kurtkę jak na jadowitego węża, a potem ponownie skierowała na mnie swoje gniewne spojrzenie. „Jesteś niewiarygodny.”

„A ty nadal nie wysiadłaś z samochodu,” odparłem.

Pod nosem wypowiedziała kilka barwnych słów, zanim wyrwała kurtkę z moich rąk. Patrzyłem, rozbawiony, jak ją zakłada, materiał praktycznie pochłaniając jej mniejszą sylwetkę.

„Proszę bardzo. Zadowolony?” rzuciła, jej głos ociekał jadem.

Otworzyłem drzwi. „Zachwycony. Miłego dnia w pracy, kwiatku.”

Wysiadła, trzaskając drzwiami z taką siłą, że aż się skrzywiłem, i ruszyła w stronę salonu tatuażu. Zostałem tam, gdzie byłem, obserwując, jak mamrocze do siebie, bez wątpienia przeklinając mnie na wszystkie sposoby.

Nawet w gniewie była fascynująca. Każdy jej ruch był kuszący, a jej długie nogi wypełniały mnie fantazjami o tym, jak wyglądałyby oplecione wokół mnie. I nie mogłem nie zauważyć, że moja kurtka była dłuższa niż strój, który miała na sobie. Musiałem dopilnować, by nigdy więcej się tak nie ubrała.

Kiedy dotarła do drzwi, odwróciła się, rzucając mi ostatnie wrogie spojrzenie, zanim zniknęła w środku.

Uśmiechnąłem się do siebie, mocno ściskając kierownicę. Mogła próbować uciekać, ale ja nigdzie się nie wybierałem. Nie tym razem. Była moja, nawet jeśli jeszcze tego nie wiedziała.

Previous ChapterNext Chapter