Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 4

Znowu natknęłam się na tego dupka. Dosłownie następnego dnia...

Tego ranka, przeraźliwy dźwięk budzika rozdarł mi czaszkę jak cholerny młot pneumatyczny, wyrywając mnie z koszmaru, o którym wolałabym nie mówić, bo występował w nim pewien egoistyczny ktoś. Jęknęłam, na oślep szukając, żeby wyłączyć to cholerstwo, ale zamiast tego zrzuciłam je z szafki nocnej. Stłumione piknięcia dobiegały z podłogi.

Świetny początek dnia.

Otworzyłam jedno oko, natychmiast tego żałując, gdy światło słoneczne przebiło się przez żaluzje. W ustach czułam smak żalu i wódki martini. Głowa? Pole bitwy. Jęknęłam ponownie, tym razem głośniej, jakby to miało przywołać boską interwencję. Nie przywołało.

Wyciągnięcie się z łóżka było jak wspinaczka na górę, ale jakoś się udało, chociaż chwiałam się lekko, gdy zatoczyłam się do prysznica. Zimna woda była jak uderzenie w twarz, częściowo mnie ożywiła, choć nic nie zmieniło faktu, że znowu się spóźniałam.

Zig, mój szef, był wyluzowany, ale nawet on miał swoje granice. Nie mogłam ich ciągle przekraczać.

Zawinięta w ręcznik, zanurkowałam do szafy, natychmiast stając twarzą w twarz z moimi fatalnymi życiowymi wyborami. Stos prania patrzył na mnie z kąta, osądzający i przepełniony. Westchnęłam, grzebiąc w ruinach, wyciągając kolejne części garderoby - albo pogniecione, albo poplamione, albo zupełnie nieodpowiednie.

W końcu wygrzebałam spódnicę, której nie widziałam od czasów mojej buntowniczej młodości. Była krótka. Tak krótka, że aż kryminalnie. Taka krótka, że krzyczała o złych decyzjach. Ale była czysta. Rzuciłam ją na łóżko i chwyciłam przezroczystą bluzkę, którą "pożyczyłam" od Addy kilka miesięcy temu, wiedząc doskonale, że nadal jest o to zła. Razem, ten strój był katastrofą epickich rozmiarów, ale nie miałam energii, żeby się tym przejmować.

Okulary przeciwsłoneczne na nosie, klucze w ręku, wyszłam z domu o 7:58. Zwycięstwo.

Tak mi się przynajmniej wydawało.

Bo w chwili, gdy stanęłam na chodniku, zobaczyłam jego.

Opierający się o elegancki czarny samochód, zrelaksowany, w idealnie skrojonym garniturze i z tym aroganckim uśmiechem, jakby był tam wyryty. Adam cholerny Crest.

Mój ból głowy potroił się.

Zatrzymałam się, opuszczając okulary przeciwsłoneczne, żeby upewnić się, że to naprawdę on. Był. Oczywiście, że był.

Uniósł brew, jakby czekał, aż go zauważę. Cóż za tupet.

Pokręciłam głową, wsuwając okulary z powrotem na miejsce. "Niewiarygodne," mruknęłam do siebie, pokazując mu środkowy palec, bo po prostu nie miałam siły, żeby się z nim użerać.

Zaśmiał się. Słyszałam tę pewność siebie w jego śmiechu, nawet gdy przeszłam obok niego, stukając obcasami o chodnik. Nie zwolniłam, nie dałam mu satysfakcji spojrzenia wstecz.

Nie mogłam uwierzyć, że tak zaczyna się mój dzień. Z kacem, ubrana jak striptizerka i już musząc się z nim użerać.

Idealnie.

Przez chwilę myślałam, że odjechał i dał mi spokój. Ale nagle, gdy przechodziłam przez ulicę, usłyszałam ostry warkot silnika. Jego samochód, błyszczący irytująco w porannym słońcu, przejechał obok mnie powoli, zanim gwałtownie skręcił na moją drogę. Zatrzymałam się nagle, serce bijące mocno po bliskim spotkaniu, i patrzyłam, jak samochód osiada na miejscu, skutecznie odcinając mi drogę.

Ten cholerny drań!

Westchnęłam, krzyżując ramiona i mrużąc oczy, gdy drzwi kierowcy otworzyły się z hukiem. Adam Crest wysiadł, wyglądając irytująco perfekcyjnie w swoim dopasowanym garniturze i z irytującym uśmieszkiem. Ten facet miał niesamowitą zdolność do wyglądania jakby należał na okładkę magazynu o każdej porze dnia, co sprawiało, że jeszcze bardziej go nie lubiłam.

„Co cię gryzie?” warknęłam, moja cierpliwość już była na wyczerpaniu. Między bólem głowy po wczorajszym kacem a moim wątpliwym strojem, to nie było coś, czego potrzebowałam.

„Dzień dobry, kwiatuszku,” mruknął, zupełnie niewzruszony. Oparł się swobodnie o drzwi samochodu, krzyżując ramiona jakby miał cały czas świata. „Wsiadaj. Podrzucę cię.”

Zamrugałam, zaskoczona jego bezczelnością. „Nie, dzięki. Poradzę sobie.”

Jego brew uniosła się nieznacznie, rozbawiona. „Wiem, że lubisz publiczne sceny, Layla, ale może tym razem sobie darujemy?” Jego wzrok spoczął na moim, a jego uśmieszek jeszcze się poszerzył.

Moje dłonie zacisnęły się w pięści. „Nie masz nic lepszego do roboty?”

Wzruszył ramionami, jego postawa była tak swobodna, że chciałam krzyczeć. „Nie bardzo.”

Byliśmy zamknięci w bitwie woli. Nienawidziłam, jak dobrze wyglądał tego ranka, jakby właśnie wyszedł z reklamy perfum, idealnie złożony, podczas gdy ja czułam się jak bałagan ledwo trzymany razem.

„Słuchaj, nie mam na to czasu,” powiedziałam, gestykulując za nim. „Przesuń swój samochód, Crest. Spóźnię się.”

„Po prostu wsiadaj do samochodu,” powiedział, jego ton był spokojny, ale stanowczy, jakby mówił do jakiegoś upartego dziecka.

„Są tylko dwa sposoby, jak to się skończy—” zaczął, ale nagle zamilkł. Jego oczy przesunęły się po mnie, tym razem wolniej, a jego wyraz twarzy zmienił się, jego brwi zmarszczyły się w czymś, co wyglądało podejrzanie jak zmieszanie, a może trochę przerażenie.

„Co do cholery masz na sobie?” zapytał, jego głos był ostry, prawie oskarżycielski.

Zamarłam, moje własne spojrzenie zwęziło się na zmianę jego tonu. „Co?”

Zrobił krok w tył, gestykulując niejasno w moją stronę, jego oczy znów przesunęły się po moim stroju, tym razem z wyraźnym irytacją. „Ta spódnica ledwo kwalifikuje się jako materiał, a twój top—” Zatrzymał się, przeczesując ręką włosy, jakby naprawdę zmagał się z widokiem mnie.

Ciepło wzrosło na moich policzkach, choć nie byłam pewna, czy to z zakłopotania czy gniewu. „Przepraszam? Czy pytałam cię o opinię na temat mojego stroju?”

„Nie,” odparł, jego szczęka zacisnęła się. „Ale ktoś musiał to powiedzieć. Wyglądasz—” Znowu się zatrzymał, jego frustracja była namacalna.

„Wyglądam dobrze,” powiedziałam stanowczo, krzyżując ramiona. „I, szczerze mówiąc, to nie jest twoja sprawa.”

Mruknął coś pod nosem, jego ręce poszły na biodra, potrząsając głową. „Niewiarygodne,” powiedział w końcu, patrząc na mnie jak na jakąś zagadkę, której nie mógł rozwiązać.

„Mogłabym powiedzieć to samo o tobie,” odparłam, mijając go bokiem.

Ale zanim zdążyłam przejść, jego głos znów mnie zatrzymał. „Naprawdę nie zamierzasz iść do pracy w tym?”

Odwróciłam się, moja złość wzrosła. „Patrz jak idę.”

Jego wyraz twarzy pociemniał, ale nie powiedział nic więcej, jego szczęka zacisnęła się, gdy patrzył, jak odchodzę.

Previous ChapterNext Chapter