Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 005

Morgan's POV

Oczy Aurory rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zakończyłem krótką rozmowę. "O co chodzi? Kto jest ranny?"

Ścisnąłem telefon mocno, rozdarty drugi raz tego dnia między ucieczką a obowiązkiem. Czy to naprawdę za dużo, by nie być traktowanym jak zasób medyczny? Część mnie chciała wsiąść do prywatnego odrzutowca Aurory i zostawić rodziny Reynoldsów i Montgomerych z ich własnymi problemami. Ale jeśli Catherine naprawdę miała wypadek, nie mogłem jej tak po prostu zostawić. Mimo że nigdy mnie naprawdę nie chroniła, Catherine była jedyną osobą, która okazała mi jakiekolwiek ciepło w tej rodzinie.

Aurora prowadziła swoje błyszczące czerwone Tesla szybciej niż zwykle, kradnąc chwile, by mnie pocieszyć. "Nie martw się za bardzo. Jestem pewna, że z Catherine wszystko w porządku."

"Dziękuję," odpowiedziałem cicho.

Nie mogłem powiedzieć "wiem" ani "mam nadzieję". Jeśli Catherine nie miała naprawdę wypadku, oznaczało to, że jedyna osoba, która okazała mi jakiekolwiek ciepło, była używana, by zwabić mnie z powrotem do złotej klatki rodziny Montgomerych.

Nie chciałem rozważać tej możliwości, ale jeśli ukochana żona Roberta była naprawdę ranna, rozmowa nie byłaby tak krótka i zimna. Robert wysłałby swoją prywatną ekipę medyczną i ochroniarzy, aby mnie sprowadzić, a nie rozłączył się po kilku lodowatych słowach.

Podarłem mój plan lotu na kawałki.

Mogłem zorganizować inny lot, ale nigdy nie byłbym naprawdę wolny. Jako "dostawca komórek macierzystych" dla Olivii, ucieczka zawsze byłaby niemożliwa. Jak naiwny byłem, myśląc, że mogę odejść, tylko dlatego, że ostatnie leczenie komórkami macierzystymi Olivii było zakończone, dając mi przynajmniej kilka miesięcy luzu przed jakimkolwiek nagłym przypadkiem.

Przepraszam, Catherine, pomyślałem, ale mam nadzieję, że naprawdę miałaś wypadek, więc przynajmniej Robert dzwonił szczerze. Proszę, nie pozwól mi odkryć, że mnie oszukujesz.

Kiedy Aurora zaparkowała przed posiadłością Montgomerych w Bel Air, całe moje ciało się napięło. Ogromna posiadłość była jasno oświetlona, a podjazd wypełniały luksusowe samochody. Przez wysokie okna widziałem ludzi w eleganckich ubraniach, trzymających kieliszki szampana pod błyszczącymi żyrandolami. To była celebracja. Przeklęta celebracja z okazji udanego leczenia Olivii.

Poczułem gulę w gardle, która zamieniła się w czystą złość. Catherine nie była ranna—nie było żadnego nagłego przypadku. Pilna rozmowa Roberta była tylko kłamstwem, by ściągnąć mnie z powrotem do ich pułapki.

Zdrada była tak głęboka, że czułem, jak przecina moje wnętrzności. Alexander—musiał to być on. Ujawnił im mój plan ucieczki, prawdopodobnie chwilę po wysłaniu wiadomości. Wystarczyłaby JEDNA szczera odpowiedź od niego, bym został. Jeden prawdziwy moment między nami, a może uwierzyłbym, że możemy wychować to dziecko razem. Ale nawet tego nie mógł udawać.

Moje paznokcie wbijały się w dłonie tak mocno, że poczułem ciepłą krew między palcami. Ból fizyczny był intensywny. Ale to nic w porównaniu z torturą psychiczną. Zdałem sobie sprawę, że nawet moja próba ucieczki była przewidziana, obserwowana i zatrzymana.

Wszedłem do barokowej rezydencji, jednej z najbardziej luksusowych posiadłości w Bel Air, miejsca, które nazywałem domem, a które nigdy nim naprawdę nie było.

Przechodząc przez taras, zauważyłam Aleksandra w jego idealnie skrojonym włoskim garniturze, trzymającego swoje wypolerowane buty w bezpiecznej odległości od wieży szampana. Siedział obok rzeźby wypożyczonej z The Getty Center, trzymając w ręku bursztynową whisky, a naprzeciwko niego była Olivia. Gdy mnie zobaczył, zmarszczył brwi i odwrócił się, udając, że nie zauważa mojego istnienia.

Wewnątrz natychmiast podszedł do mnie starszy kamerdyner rodziny Montgomerych, Johnson. "Pani Reynolds, pan Montgomery czeka w swoim gabinecie."

"Myślałam, że Catherine miała wypadek?" powiedziałam sarkastycznie, grając w ich grę.

Johnson unikał mojego wzroku, jedynie powtarzając swoje przesłanie. Był tylko kamerdynerem, opłaconym sługą, tak jak ja byłam tylko zasobem medycznym. Pod szponami władzy jesteśmy tym samym popiołem, choć on nazywa mnie panią Reynolds.

Johnson ukłonił się ponownie, prowadząc drogę.

Kiedy weszłam do gabinetu, Robert rzucił na mnie okiem, po czym wrócił do czytania umowy produkcyjnej. "Morgan, Richard Garner zgodził się wyreżyserować twój scenariusz. Przedprodukcja zaczyna się w przyszły poniedziałek."

Richard Garner, legendarny reżyser Hollywood. Branżowi insiderzy mówili, że miał złoty dotyk — każdy aktor, którego reżyserował, stawał się sensacją z dnia na dzień. Dla nowego scenarzysty jak ja, to była życiowa szansa.

Zignorowałam jego hojny gest mający na celu zamknięcie mojej wolności, bezpośrednio go wyzywając. "Jak się ma mama? Powiedziałeś przez telefon, że miała wypadek."

Robert w końcu podniósł wzrok, niebezpiecznie mrużąc oczy. Nie był przyzwyczajony do tego, że go kwestionuję tak bezpośrednio. W kręgach rodzinnych nigdy nie wahał się nazywać mnie "żywą apteką".

"Odpoczywa w głównej sypialni. To tylko lekki ból głowy, nic poważnego," odpowiedział z kalkulowanym spokojem filmowca. "Nie chciałabyś jej niepokoić. Ten film to twoja jedyna szansa, Morgan. Richard bardzo podziwia twój talent."

Użył Catherine, by mnie zwabić, nie zadając sobie nawet trudu, by stworzyć przekonującą historię o wypadku. Tak właśnie rodzina Montgomerych mnie postrzegała — nie wartego nawet starannie skonstruowanego kłamstwa.

Emocje, które tłumiłam, w końcu eksplodowały, a ostatnia nić powściągliwości pękła. Drżąc z adrenaliny, podniosłam głos. "CHCĘ ZOBACZYĆ CATHERINE!"

Chwilę później usłyszałam za sobą cichy, smutny szept Catherine. "Morgan..."

Odwróciłam się, by zobaczyć Catherine stojącą w drzwiach, całkowicie zdrową, bez żadnych oznak urazu. Uśmiechała się, trzymając filiżankę gorącej herbaty, wciąż patrząc na mnie tymi pełnymi miłości oczami. Jeśli ktoś w tym gabinecie wyglądał jak pacjent, to ja z ręką na temblaku.

Coś we mnie całkowicie się załamało. Bezprecedensowy gniew przetoczył się przeze mnie, a mój wzrok na chwilę się zaciemnił, zanim stał się jasny. Odwróciłam się do Roberta, mówiąc niemal maniakalnym głosem. "Najpierw było rodzinne więzienie, potem małżeństwo, a teraz kariera, prawda?" Mój głos stopniowo się podnosił. "Wiesz, że film Richarda Garnera jest atrakcyjny, ale czy wiesz, co napisałam w moim scenariuszu?"

Robert odchylił się do tyłu, wyraźnie zszokowany moim nagłym wybuchem. Nigdy mnie takiej nie widział.

"Ten scenariusz może zrujnować rodzinę Montgomerych!"

Previous ChapterNext Chapter