




Nieoczekiwane wiadomości
Punkt widzenia Ariasa
Zawsze wyobrażałem sobie, że jeśli moja mama kiedykolwiek przyniesie jakieś wielkie wieści, będzie to coś, co zmieni nasze życie, jak wygrana na loterii albo decyzja o przeprowadzce do malutkiego domku na końcu świata. Coś ogromnego.
Zamiast tego siedziała naprzeciwko mnie przy naszym małym kuchennym stole, jej perfekcyjnie wypielęgnowane paznokcie stukały o brzeg filiżanki z kawą, i od niechcenia oznajmiła, że wychodzi za mąż.
Za mąż.
Za Victora Castillo.
Przez chwilę tylko się w nią wpatrywałem, mój mózg odmawiał przetworzenia tego, co właśnie powiedziała. Victor Castillo. Victor Castillo. Ten sam, który sprawił, że moje życie stało się koszmarem swoimi aroganckimi uśmieszkami, fałszywymi komplementami i protekcjonalnym podejściem. Ten sam, który zawsze patrzył na mnie, jakbym był czymś przyklejonym do podeszwy jego głupich designerskich butów.
Przełknąłem ślinę, próbując stłumić wściekłość narastającą we mnie. Moja matka przechyliła głowę, jej usta wygięły się w mały, oczekujący uśmiech, jakby czekała, aż skoczę i ją uściskam czy coś. No jasne.
„No i co?” w końcu powiedziała, jej głos był ostry, jak nóż przecinający napięcie. „Nie powiesz nic?”
Otworzyłem usta, ale nic nie wyszło. Serce biło mi tak mocno, że słyszałem je w uszach. Moje palce zacisnęły się na krawędzi stołu, chwytając go, jakby to była jedyna rzecz, która powstrzymywała mnie od wybuchu.
Victor Castillo. Samo imię sprawiało, że skóra mi cierpła. Jak mogła pomyśleć, że to jest w porządku? Jak mogła patrzeć na mnie z poważną miną i oczekiwać, że będę z tego zadowolony?
Naprzeciwko mnie Cassandra wydała podekscytowany pisk, dosłownie drżąc na swoim krześle. Jej blond loki podskakiwały, gdy klaskała w dłonie.
„O mój Boże, mamo! To niesamowite! Gratulacje!” wykrzyknęła, jej niebieskie oczy błyszczały z ekscytacji.
Skrzywiłem się. Oczywiście, że była zachwycona.
Moja matka sięgnęła przez stół, aby uścisnąć dłoń Cassandry, jej wyraz twarzy złagodniał w sposób, w jaki nigdy nie patrzyła na mnie. „Dziękuję, kochanie. Wiedziałam, że będziesz szczęśliwa.”
Nagle poczułem, że nie mogę oddychać. Jakby powietrze zostało wyssane z pokoju.
„Muszę iść,” wymamrotałem, odsuwając krzesło. Dźwięk nóg szurających po płytkach sprawił, że zgrzytnąłem zębami, ale nie dbałem o to. Musiałem się stąd wydostać.
Moja matka ledwie rzuciła mi spojrzenie. „Oczywiście, zawsze jesteś taki zajęty,” powiedziała lekceważąco, machając ręką, jakby moja obecność - lub jej brak - nie miała znaczenia.
Nie oglądając się za siebie, chwyciłem torbę i ruszyłem do drzwi.
---
Droga powrotna do mojego mieszkania wydawała się dłuższa niż zwykle, zimne powietrze szczypało mnie w policzki, gdy w kółko odtwarzałem w głowie rozmowę.
Victor Castillo.
To nie miało sensu. Moja mama była piękna, odnosiła sukcesy i mogła mieć dosłownie każdego - więc dlaczego jego? Dlaczego tego jedynego mężczyznę, który uczynił moje życie nieznośnym w najbardziej subtelny, wkurzający sposób? Nigdy nie mówił nic otwarcie okrutnego, ale jego słowa zawsze miały ten ton, jak nóż pokryty cukrem.
"Jesteś pewna, że chcesz to założyć, Aria?"
"Jesteś taka... inna niż twoja siostra."
"Może gdybyś się więcej uśmiechała, ludzie nie uważaliby cię za taką onieśmielającą."
Zacisnęłam zęby, moje paznokcie wbijały się w dłonie. Był fałszywy, manipulacyjny, a co najgorsze? Moja mama nigdy tego nie zauważyła. A może zauważyła i po prostu jej to nie obchodziło.
Kiedy dotarłam do swojego mieszkania, czułam się, jakby przejechał po mnie ciężarówka. Rzuciłam torbę na kanapę, zrzuciłam buty i padłam na łóżko, wpatrując się w popękany sufit.
Cisza.
Była jednocześnie pocieszająca i dusząca.
Telefon zawibrował. Sięgnęłam po niego z nocnego stolika, moje serce głupio pełne nadziei przez sekundę, ale oczywiście, to była moja matka.
Pozwoliłam mu dzwonić raz. Dwa razy. Trzy razy.
W końcu odebrałam.
"Aria," powiedziała, jej głos był ostry i niecierpliwy. "Nie rozumiem, dlaczego nie mogłaś być bardziej wspierająca wcześniej. To dla mnie ważny moment. Czy nie możesz chociaż raz udawać, że jesteś szczęśliwa?"
Zacisnęłam szczęki tak mocno, że aż zabolało. "Wyślę ci prezent," powiedziałam beznamiętnie, zmuszając swój głos do równowagi.
Westchnęła dramatycznie, jakbym była największym rozczarowaniem na świecie. "Zawsze byłaś taka zimna," mruknęła. "Nie wiem, dlaczego nie możesz być bardziej jak Cassandra. Była zachwycona, wiesz. Mogłabyś się od niej czegoś nauczyć."
Oto był. Porównanie. To samo, które słyszałam przez całe życie.
Dlaczego nie możesz być bardziej jak Cassandra?
Dlaczego nie możesz po prostu cieszyć się moim szczęściem?
Dlaczego nie możesz po prostu się uśmiechnąć?
Przełknęłam twardo, moje gardło paliło. "Dobranoc, mamo."
Rozłączyłam się, zanim mogła powiedzieć coś jeszcze.
Przez chwilę po prostu siedziałam, ściskając telefon tak mocno, że moje knykcie zbielały. Potem, bez ostrzeżenia, łzy zaczęły płynąć. Gorące, wściekłe, głupie łzy. Wycierałam je wściekle, przeklinając siebie za to, że znowu dałam jej się do siebie dostać.
Nie zasługiwała na moje łzy. Nikt z nich nie zasługiwał.
Przewróciłam się na bok, mój wzrok spoczął na jedynym oprawionym zdjęciu na moim nocnym stoliku. Mój ojciec.
Cichy człowiek o dobrych oczach. Jedyna osoba, która kiedykolwiek sprawiła, że czułam się wystarczająca.
Nienawidziłby Victora Castillo.
Mój telefon znowu zawibrował. Jęknęłam, spodziewając się kolejnego wykładu od mamy, ale to nie była ona.
To była Cassandra.
Hej, Aria! Pójdziesz ze mną jutro na zakupy sukienkowe? Będzie fajnie!
Wpatrywałam się w wiadomość, moje palce zawisły nad klawiaturą. Spędzenie całego dnia z Cassandrą brzmiało jak koszmar, ale odmowa tylko pogorszyłaby sprawę.
Z rezygnacją napisałam: Okej, jasne.
Odkładając telefon, wypuściłam długie, zmęczone westchnienie.
Jutro będzie do dupy.