Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 9: KRWAWIĄCY NIEZNAJOMY.

ROWAN.

To jest masakra.

Kończyny porozrzucane wszędzie, krew nasiąkająca ziemię, drzewa.

Nie ma żadnego dźwięku.

Nawet ptaki nie ćwierkają.

"Co tu się do cholery stało?" pytam z przerażeniem.

"Wygląda na to, że jakiś demon rozszarpał te wilki," mówi George, jeden z stałych mieszkańców i wojowników naszego obozu.

"To nie są wyrzutki," mówi Lisa, przechadzając się między zwłokami. "Ale nie są też z tej samej watahy."

"Moje pytanie brzmi, jak udało im się podejść tak blisko nas, nie wiedząc ani nie słysząc niczego?" warczę.

Nie ma na to odpowiedzi, a to samo w sobie jest niepokojące.

Wiemy, jak chwiejny jest nasz pokój.

Grupa wyrzutków zaatakowała watahę i wygrała, przejmując ich terytorium.

Nie jesteśmy przyjaciółmi nikogo.

Mimo to, dało im to do myślenia i dopóki trzymaliśmy się z dala, zostawiali nas w spokoju.

Zazwyczaj.

Więc kim są ci ludzie i dlaczego ich zwłoki są tak blisko nas?

"Rozproszcie się," rozkazałem, mój głos niósł się w ciszy i przez ogromną przestrzeń. "Szukajcie ocalałych i ktoś, proszę, niech przyprowadzi tu rekrutów. To miejsce musi zostać posprzątane."

Wszyscy ruszają na moje rozkazy, każdy idzie inną drogą, sprawdzając ciała.

Postanowiłem skierować się w stronę linii lasu, aby sprawdzić, czy ktoś tam uciekł.

Kilka stóp w głąb lasu, widzę to.

Krople krwi tworzące ślad, stające się coraz ciemniejsze.

Śledzę go przez to, co wydaje się godziną, aż natrafiam na szczelinę w ziemi, gdzie krew się kończy.

Uciszając swój oddech, zamykam oczy i słucham dźwięków lasu.

Stoję nieruchomo, gdy liście drzew szeleszczą na wietrze i przedostają się przez moje uszy, gdy szum rzeki przepływa przez zakręt, gdy kilka ptaków wzlatuje w niebo.

Gdy ciężki oddech osoby odbija się echem w moich uszach.

Otwierając oczy w mgnieniu oka, odwracam się do kępy krzaków i idę w jej stronę.

Ostrożnie, aby nie przestraszyć kogokolwiek tam jest, rozchylam liście i znajduję mężczyznę, z zamkniętymi oczami, prawdopodobnie nieprzytomnego, leżącego w kałuży własnej krwi.

"Cześć," wołam delikatnie, zanim ostrożnie podchodzę do niego. "Słyszysz mnie? Cześć?"

Nic.

Dotykając jego głowy, stwierdzam, że ma wysoką gorączkę i grozi mu wstrząs.

Rozważam podniesienie go i przeciągnięcie z powrotem na nasze terytorium, ale coś mi mówi, że to tylko pogorszy sprawę.

Zrezygnowany, zrobiłem kilka kroków w tył i przemieniłem się w wilka.

Powietrze migocze przy mojej transformacji, jakby przestrzeń ledwo mogła pomieścić mój rozmiar. Nawet wśród największych wilków, wyróżniam się.

Mój wilk jest duży. Większy niż normalnie, a jeszcze bardziej, że jestem samicą. Moje futro to kaskada zimowej bieli, rzadkie i piękne, z grubymi i lśniącymi pasmami, które wyglądają, jakby płynęły pod wodą, gdy się poruszam.

Nawet bez niczyjej pomocy wiem, że jest wyjątkowe.

Słyszałam o czarnych wilkach, czerwonych wilkach drzewnych, białych wilkach z czarnymi plamami.

Nigdy o czystej bieli jak moja.

Zimowa biel.

Stąd pochodzi nasza nazwa, Koalicja Zimowych Wilków.

Jestem Zimowym Wilkiem.

Nawet mój rozmiar jest oszałamiający.

Największy wilk, jakiego widziałam, sięgał tylko dolnej części klatki piersiowej dorosłego mężczyzny.

Ja, na czterech łapach, góruję nad nimi, z łatwością przewyższając wzrostem najwyższe wilkołaki. Moje oczy mają żywy i niezwykły odcień srebra, z żółtymi tęczówkami w ich środku.

Rina mówi, że jestem oszałamiająca.

Lisa nazywa mnie przerażającą.

Ja, po prostu cieszę się, że w końcu mam swojego wilka.

Gdy moja transformacja jest zakończona, odchylam głowę do tyłu i wyję, głęboki i rezonujący dźwięk, który odbija się echem wśród drzew, sygnalizując moją lokalizację i wzywając wsparcie.

W ciągu kilku sekund dostaję odpowiedzi w postaci wycia. Zadowolona, że ludzie są w drodze, odwracam się, by zbadać wilka.

To wszystko, co chciałam zrobić.

Zbadać go.

Upewnić się, że nadal oddycha.

Ale wydaje się, że mój wilk ma inne pomysły.

Zamiast siedzieć w szacownej odległości, podchodzi do niego, tuż obok i kładzie się przy nim, umieszczając swój pysk blisko jego szyi, patrząc mu w oczy.

„Co ty robisz?” pytam zgorszona. „Co, jeśli się obudzi i zobaczy cię tak blisko?”

Ona nie odpowiada, całkowicie zadowolona, patrząc na niego.

Próbuję kilku taktyk, by ją podnieść, ale nawet się nie porusza.

Mogłoby mnie równie dobrze nie być.

W końcu słyszę kroki ludzi nadchodzących w tę stronę i wkrótce liście rozstępują się, ukazując Lisę oraz kilku innych.

„Co tu się dzieje?” pyta, patrząc na nas.

Nie odpowiadam, jak mogę, skoro mój wilk oszalał.

Lisa zdaje się zrozumieć, że coś jest nie tak i daje znak innym, by zajęli się mężczyzną.

Jeden z nich najpierw do niego podchodzi, a mój wilk prawie odgryza mu rękę.

„Wow!” mężczyzna krzyczy, cofając się odruchowo.

„Rowan!” Lisa krzyczy zszokowana, patrząc na mnie. „Co ty wyprawiasz?!”

Nie mam pojęcia.

„Muszą się do niego dostać!” warczę na mojego wilka. „Jeśli się nie cofniesz, on umrze.”

To wydaje się do niej dotrzeć, bo niechętnie wstaje i cofa się o kilka kroków, obserwując, jak mężczyźni ostrożnie go podnoszą.

Gdy tylko znika z naszego boku, żądam.

„Co się z tobą dzieje? Jak możesz być tak zaniepokojona nieznajomym, -nieprzytomnym na dodatek-, którego dopiero co poznałaś?”

Ona odpowiada jednym słowem.

„Partner.”

Previous ChapterNext Chapter