




Rozdział 8: Koalicja.
ROWAN.
CZTERY LATA PÓŹNIEJ.
"Mamo!"
Wrzeszczący głos mojej córki, Jhenelle, gdy wpada do mojego biura z olśniewającym uśmiechem na twarzy, a za nią Lisa, wywołuje we mnie ciepłe uczucia.
"Mamo, ratuj mnie. Ciocia Lisa chce mnie zjeść," krzyczy, biegnąc w moją stronę, tylko po to, by Lisa podniosła ją z ziemi.
"Złapałam cię," triumfuje, unosząc ją w powietrze. "Twoja mama nie może cię teraz uratować!" ogłasza, udając, że podgryza jej brzuch.
Więcej śmiechu wypełnia pokój, przynosząc szeroki uśmiech na moją twarz i chwilę wytchnienia od dokumentów przede mną.
"Lisa, proszę, nie jedz mojej córki," mówię, wstając i podchodząc do nich, składając pocałunek na włosach Jhenelle. "Jest jedyna, jaką mam."
"Bardzo dobrze," mówi z żalem, po czym zwraca się do dziewczynki. "Uwolnię cię ze względu na twoją mamę, która tak ciężko pracuje dla nas wszystkich."
Wszyscy, o których mówi, to Zimowa Koalicja Wilków.
To duża grupa wyrzutków, którzy, choć nie chcą należeć do stada, pragną mieć miejsce, które mogą nazwać domem.
Nie jesteśmy stadem.
Nikt nie jest zobowiązany zostać, jeśli tego nie chce.
My... po prostu zapewniamy schronienie, komfort, pomoc tym, którzy tego potrzebują.
Zaczęło się od małej grupy.
Kilka miesięcy po narodzinach Jhenelle natknęliśmy się na rannego wilka, który był na skraju śmierci.
Lisa została przegłosowana przez Rinę i mnie w sprawie pomocy mu, i zabraliśmy go, pielęgnując go do zdrowia.
Był pierwszy.
Wkrótce staliśmy się grupą piętnastu, dwudziestu osób, zakładając obozy, jak hipisi. Grupa ludzi, którzy trzymali się razem dla bezpieczeństwa i towarzystwa.
Wkrótce stało się jasne, że będziemy potrzebować stałego miejsca.
Miejsca, które moglibyśmy nazwać domem.
Od tego momentu było to trudne. Każde miejsce, które wybraliśmy, wkrótce było atakowane przez stada, które albo chciały nas zabić, albo wchłonąć do swoich szeregów, czego wyraźnie nie chcieliśmy.
Większość razy uciekaliśmy poturbowani, ale żywi, czasem były ofiary po obu stronach.
Każdy raz sprawiał, że stawałam się bardziej wściekła i twardsza.
Wściekła, bo nie mogłam zrozumieć, jak ludzie mogą atakować osobę z niemowlęciem, która nigdy nic im nie zrobiła.
Twardsza, bo miałam dziecko do ochrony. Nie mogłam dalej liczyć na nieistniejącą łaskę ludzi, którzy nie mieli pojęcia, co to znaczy.
Nie miałam pojęcia, jak okrutne są stada dla obcych.
Prawdziwe bestie.
Więc wymyśliłam niebezpieczny plan, który mógłby skończyć się dla nas katastrofą, jeśli nie zadziała, ale jeśli się uda, zapewni nam miejsce i sprawi, że stada dwa razy się zastanowią, zanim do nas podejdą.
FLASHBACK.
"To jest najbardziej szalony plan, najbardziej szalona rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałaś!" Lisa krzyczy na mnie, chodząc wzdłuż brzegu rzeki. "Wiem, że było ciężko, ale to nie znaczy, że musisz rozwijać skłonności samobójcze."
"Nie wiem, Lisa," mówi Rina, patrząc na mnie. "To wydaje się być realny plan."
"Realny?!" wrzeszczy. "Mówi, że powinniśmy zaatakować stado. Wyszkolone stado!"
„Nie całkiem,” przerywam. „Nie mówię, żebyśmy poszli i zmierzyli się z dobrze wyszkoloną, niebezpieczną watahą. Nie. Moim celem będzie wataha, która ma stosunkowo duże terytorium, na tyle duże, aby pomieścić nas i więcej. Muszą być irytujący, czy powinienem powiedzieć drażniący dla społeczności wilkołaków, taka, z którą większość watah nie chce się zadawać i nie mrugnie okiem, jeśli zostaną... unicestwieni. Muszą być także słabi, leniwi, na tyle aroganccy, aby nie być ostrożnymi czy świadomymi swojego terytorium.”
„Chcesz wykorzystać ich słabość przeciwko nim,” mówi Lisa. „Wataha o względnej sile, z którą możemy się zmierzyć.”
„Dokładnie.”
Dzięki różnorodnym kategoriom wilków, które do nas dołączyły, mamy zróżnicowaną załogę talentów i sił, coś, czego większość watah nie ma.
„Kto jest twoim celem?” pyta Rina.
„Mam dwa. Wataha Sosnowa i wataha Onyksowa.”
„Hmm, obie są solą w oku społeczności wilkołaków, aroganccy członkowie, i głównie trzymają się na uboczu,” zauważa Lisa.
„Tak, ale potrzebujemy więcej niż to,” mówię. „Potrzebujemy więcej informacji o obu, aby wiedzieć, która z nich jest łatwiejsza do zaatakowania.”
„Będziemy potrzebować pomocy innych,” mówi Rina.
„Oczywiście.”
„I lidera,” dodaje Lisa.
„Lidera?” pytam.
„Kogoś, kto będzie podejmował decyzje. Kogoś, kto troszczy się i jest gotów podjąć trudną decyzję dla ludzi, nawet jeśli nie zgadza się z nimi jako osoba. Kogoś, kogo wszyscy podziwiają i o niego dbają.”
„Dobrze, to ma sens, ale kto by to był?” pytam, przeglądając mentalnie listę osób w obozie.
„Ty, głuptasie!” wykrzykuje Rina z uśmiechem.
„Ja?! O czym ty mówisz?!” pytam z oburzeniem. „Nie jestem liderem!”
„Nie zgadzam się,” mówi Lisa z delikatnym uśmiechem. „Wszyscy w obozie cię kochają, dbają o ciebie, jak również o Jhenelle. A ty wymyśliłeś ten plan, mimo że nie lubisz przemocy. Wiesz, że jest to konieczne i zdecydowałeś się podjąć decyzję. Nawet wybrałeś watahy do ataku. Jeśli to nie jest lider, to nie wiem, co nim jest.”
„Nie wiem, czy to nie powinno być ty?”
„Proszę,” Rina parska. „Ona jest zbyt spięta i nerwowa, aby być liderem. A ja jestem zbyt miła i delikatna, ty jesteś w samym środku. Jesteś idealny.”
„Musimy to jeszcze omówić z resztą,” próbuję ponownie.
„Oczywiście, chociaż nie sądzę, żeby byli zaniepokojeni wyborem.”
Nie byli.
OBECNY DZIEŃ.
Wybraliśmy watahę Onyksową.
Przejęcie było stosunkowo łatwe, prawie irytujące, biorąc pod uwagę ilość strachu i niepokoju, jakie mieliśmy, gdy do nich podchodziliśmy.
Większość z nich padła, a kiedy daliśmy ocalałym wybór, czy zostać z nami, czy odejść, niektórzy zdecydowali się odejść, zbyt zawstydzeni, aby pozostać w swoim zdobytym domu.
Większość kobiet i dzieci zdecydowała się zostać, potrzebując bezpieczeństwa i nowego rządu.
I tak powstała Koalicja.
I tak zostałem liderem.
„Guia!” *Amazonka tytuł dla lidera.
Oboje odwracamy się w stronę drzwi, widząc jednego z wilków biegnącego.
„Alden,” wołam. „Co się stało?”
„Patrol znalazł coś, ciała.”
„Gdzie?”
„Kilka mil na północ od granicy.”
„Prowadź.”