




Rozdział 5: Louisa nie żyje.
ROWAN.
To głosy budzą mnie do świadomości.
Na początku to tylko pomruki, niezrozumiałe dźwięki, które unoszą się nade mną, a potem stają się wyraźniejsze.
"Chyba zaczyna się budzić."
"Co? Skąd wiesz?"
"Widziałam, jak jej ręka drgnęła. Tam! Znowu to zrobiła. Widziałeś?"
"Naprawdę? Cześć! Halo, słyszysz mnie? Spróbuj otworzyć oczy? Halo?"
Kilka delikatnych uderzeń w twarz później udaje mi się zmrużyć oczy.
Pierwsze, co zauważam, to że mogę widzieć.
Cokolwiek Dominic kazał Clarisse wrzucić do mojego jedzenia, musiało przestać działać. Moje oczy są tak przejrzyste, że muszę odwrócić się od błyszczących promieni słońca.
Drugie, co zauważam, to ból.
Odwrócenie głowy od kierunku słońca powoduje ogromne fale bólu, które przechodzą przez moje ciało, wyrywając z moich ust zduszony jęk.
"Ugh," jęczę, próbując wziąć głęboki, ale miarowy oddech.
"Hej, hej, hej. Na twoim miejscu bym się nie ruszała," ostrzega jeden z dwóch głosów. "Masz dość poważne siniaki na ciele i jestem pewna, że niektóre z twoich kości są złamane."
Otwieram oczy ponownie, aby faktycznie zobaczyć otoczenie.
Jestem na czymś, co wygląda jak brzeg rzeki, bez dużego morza w zasięgu wzroku, a obok mnie są dwie młode kobiety.
Bliźniaczki.
Identyczne, z wyjątkiem oczu. Obie są rudowłose, o jasnej skórze i smukłej budowie. Ale ich oczy są różne.
Jedna ma parę lodowatych niebieskich oczu, a druga piwne.
Obie piękne.
"Gdzie jestem?" chrypię.
"Nie wiem," odpowiada jedna. "Po prostu biwakowałyśmy tutaj, kiedy zobaczyłyśmy twoje unoszące się ciało - przepraszam, znaczy się zwłoki i wyciągnęłyśmy cię. Byłaś nieprzytomna przez kilka dni."
Dni.
Byłam nieprzytomna przez kilka dni.
Przebłyski wspomnień bombardują mnie, gdy przypominam sobie, co się naprawdę stało.
Dominic… partner… gwałt… odrzucenie…
A potem wyrzucenie z klifu.
Nie wystarczyło, że mnie złamał i odrzucił, nie, musiał mnie również zabić.
Ale mu się nie udało.
Żyję, prawda?
"Kim jesteś?" pyta dziewczyna z niebieskimi oczami.
"Co?"
"Pachniesz jak wilk, leczysz się jak wilk, ale nie wyczuwam wilka w tobie. To dość… niepokojące."
"Och."
"Nie przejmuj się nią," odpowiada druga bliźniaczka. "Zadaje najbardziej niewygodne pytania. Ja jestem Rina, ona Lisa. Jesteśmy bliźniaczkami, jeśli nie zauważyłaś."
"Zauważyłam."
"I jesteśmy również wyrzutkami."
Wyrzutki.
Słyszałam wiele niepokojących rzeczy o wyrzutkach. O tym, jak mogą być okrutni, bezwzględni i dzicy.
A jednak, zostałam uratowana przez te dwie, kiedy członek stada próbował mnie zabić.
Mój Alfa, na dodatek.
"Jak się znalazłaś w rzece?" pyta Rina.
"Ja… nie wiem."
"Nie wiesz? Upadłaś czy się potknęłaś?"
"Coś w tym stylu," odpowiadam.
"Hmm, rozumiem. Cóż, nie jesteś wyrzutkiem, to mogę stwierdzić, więc albo się zgubiłaś, albo niedawno zostałaś wyrzucona ze swojego stada."
"Można tak powiedzieć."
"Eh, nie przejmuj się tym. Stada są przereklamowane. Jak masz na imię?"
Zatrzymuję się przy pytaniu, imię Louisa na końcu moich ust.
Louisa nie żyje.
Louisa została wyrzucona z klifu przez swojego Alfę i partnera i powiedziano jej, żeby poszła do swoich martwych rodziców.
Jeśli mam przetrwać w tym świecie, unikając jego zasięgu i wiedzy, Louisa musi umrzeć.
Na dobre.
"Halo? Słyszysz mnie? Myślisz, że ma jakiś problem?"
"Teraz kto jest niegrzeczny?" Lisa się złości.
"Rowan."
"Co?"
"Hmm?" obie pytają.
"Moje imię to Rowan. Rowan Blaze. I nie mam stada."
Obie patrzą na mnie w cichej kontemplacji, z tylko boginią wiedzącą, jakie myśli krążą im po głowie.
"To nie jest naprawdę twoje imię, prawda? Przynajmniej nie to, które ci nadano," stwierdza Lisa.
"Moje imię to Rowan."
"Bardzo dobrze, Rowan. Miło cię poznać. I gratulacje z powodu szczeniaka."
"Co?!" pytam, zszokowana, próbując usiąść, tylko po to, by ból przeszył moje ciało, znowu.
"Nie tak szybko. Twoje ciało nadal się regeneruje," ostrzega Rina, delikatnie pchając mnie z powrotem, zanim rzuci spojrzenie swojej siostrze. "Co z tobą nie tak?"
"Chciałam wiedzieć, czy jest świadoma, najwyraźniej nie jest."
W przeciwieństwie do ludzi, którzy potrzebują tygodni, aby dowiedzieć się, że są w ciąży, wilki mogą to wiedzieć kilka dni po akcie, tylko po zapachu.
Kilka dni już minęło.
"To koszmar," szepczę, gdy łzy zaczynają spływać z moich oczu.
"A będzie jeszcze gorzej," głęboki barytonowy głos rozbrzmiewa.
Bliźniaczki są na nogach w mgnieniu oka, z zębami obnażonymi i pazurami wydłużonymi, ich postawa osłania mnie przed nowoprzybyłym.
Z przestrzeni między ich stopami widzę mężczyznę, wspieranego przez trzech innych mężczyzn, obserwujących nas.
"Jesteście na terenie stada Vale, podajcie swój cel."
Stado Vale.
Stado, które moi rodzice zginęli walcząc.
Och, ten dzień naprawdę nie mógłby być gorszy.