Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2: LUNA.

LOUISA.

Słońce wschodzi, a ja siedzę skulona w rogu jego pokoju.

Posiniaczona, zakrwawiona i cierpiąca.

Podczas gdy on śpi spokojnie, jakby nic go nie obchodziło.

Chcę go zabić.

Myśl jest równie silna, co przerażająca.

Przez wszystkie lata życia z Dominikiem, nigdy nie czułam do niego urazy za to, jak mnie traktował.

Owszem, nie podobało mi się to, ale rozumiałam go.

Dlatego starałam się nigdy nie wchodzić mu w drogę.

Ale to…

To sprawia, że robi mi się zimno.

Nie smutno zimno, ale zimno z narastającej wściekłości, którą staram się stłumić.

Każda wilczyca marzy o pięknym rytuale łączenia, pełnym czułości i miłości od swojego partnera.

Ja… Zostałam brutalnie zgwałcona i złamana przez jego własne błędne wyobrażenia o mnie.

Nigdy nic mu nie zrobiłam.

Nigdy go nie podważałam ani nie obrażałam, dlaczego więc mnie tak skrzywdził?

Swoją własną partnerkę?

To nie jest w porządku.

To nie jest sprawiedliwe.

To mnie wkurza.

I po raz pierwszy myślę o zabiciu kogoś.

Swojego własnego partnera.

A jednak nie ruszam się.

Po prostu siedzę tutaj, skulona w rogu, jak żałosne szczenię.

Może miał rację.

Może naprawdę jestem słaba i żałosna. Nie potrafię nawet się obronić.

Pogrążona w samonienawiści, nie słyszę stukotu obcasów, aż jest za późno.

Drzwi otwierają się gwałtownie i wchodzi Harriet, matka Luny.

"Dominik! Co to jest-" jej słowa urywają się, gdy zauważa mnie w rogu. "Louisa? Louisa! Dziecko, co ci się stało," pyta, podbiegając do mnie. "Dlaczego jesteś taka posiniaczona?"

Jak jej mąż, poprzedni Alfa, Harriet była dla mnie dobra i życzliwa. Traktowała mnie jak córkę, a kiedy była w pobliżu, Dominik musiał zachowywać się przyzwoicie.

Niestety, nie zawsze jest w pobliżu.

"Luna…" wołam, a łzy płyną pod jej zatroskanym spojrzeniem.

"Och, Rowan," mówi, przytulając mnie.

Wybucham płaczem, wielkie, szarpiące ciało szlochy wyrywają się ze mnie w bólu i rozpaczy, a ona mnie trzyma.

Delikatnie poklepuje mnie po plecach, nie oferując żadnych słów pocieszenia. Rozumie, co się stało i wie, że nic nie mogłoby tego złagodzić.

Przynajmniej nie tak szybko po tym, co się stało.

Wkrótce uspokajam się na tyle, że moje łzy zamieniają się w ciche szlochy, a ona delikatnie się odsuwa.

"Już dobrze," mówi, wycierając łzy. "Wszystko będzie dobrze."

Patrzę, jak wstaje, a jej całe zachowanie zmienia się, gdy podchodzi do łóżka.

"DOMINIK VALOR," krzyczy, uderzając go w twarz. "Wstawaj, hańbo!"

Dominik miota się w łóżku, zanim zauważa swoją matkę.

"Mamo? Co ty tu robisz? Kiedy wróciłaś?"

"Nie mów do mnie 'mamo'! Zhańbiłeś mnie. Zhańbiłeś swojego ojca i honor tej watahy! Wiedziałam o twojej niechęci do Louisy, ale nie sądziłam, że posuniesz się tak daleko, żeby ją skrzywdzić."

„Zraniona - Louisa? O czym ty mówisz?” - pyta, przecierając twarz dłonią, zanim zauważy mnie na podłodze.

Muszę na niego spojrzeć.

Posiniaczona, zakrwawiona, ze śladami łez.

Mam nadzieję, że nienawiść nie jest widoczna.

„Jak to wytłumaczysz, co?”

„Mamo… to nie tak, jak wygląda… Mogę to wyjaśnić-”

„Możesz to wyjaśnić?! To nie tak, jak wygląda?! Słyszysz siebie?! Zgwałciłeś ją. Członka swojego stada! Tych, których przysięgałeś chronić. Nawet jeśli jej nie lubiłeś, to było dla ciebie za dużo… twój ojciec byłby zrozpaczony-”

„Ona jest moją partnerką!”

„...-w jego- co? Co powiedziałeś?”

„Ona jest moją partnerką, dobrze? Z jakiegoś powodu bogini połączyła mnie z nią!”

Harriet odwraca się, żeby na mnie spojrzeć: „Czy to prawda, Louisa?”

„To prawda,” odpowiadam, głos słaby i ochrypły. „Dowiedziałam się wczoraj.”

„I?” - pyta, odwracając się do Dominica. „To dało ci prawo, żeby ją zgwałcić? O to chodzi?”

„Nie, bogini! Oczywiście, że nie. Nie miałem tego na myśli… nawet nic nie pamiętam-”

THAWACK!

„Jesteś wielkim rozczarowaniem, Dominic,” mówi Harriet, podczas gdy ja patrzę na niego z przerażeniem.

On nic nie pamięta?!

To jakiś żart?

Zmienił mnie i nic nie pamięta?!

„Ugh,” jęczę, pochylając się niżej, nie mogąc powstrzymać bólu - zarówno fizycznego, jak i emocjonalnego - który mnie rozdziera.

„To jest to, co zrobimy,” mówi Harriet, idąc w moją stronę. „Zabiorę Rowan do swoich pokoi, oczyszczę ją, podczas gdy ty przygotujesz się do ceremonii zaślubin-”

„CO?! Nie zamierzam tego robić!”

„Nie masz wyboru!” warczy na niego. „To jest rozkaz. O świcie jutro ty i Rowan będziecie zaślubieni na oczach wszystkich. Jasne?”

„Matko! Ona jest słaba! Nawet nie ma wilka, to musi być jakiś błąd-”

„Jasne?!”

Oboje utkwią w pojedynku na spojrzenia, walce woli, i żadne z nich nie chce ustąpić.

„Dobrze!” mówi. „Jak sobie życzysz.”

„Wszystko będzie dobrze, kochanie,” mówi Harriet, pomagając mi wstać i kierując się w stronę drzwi. „Jestem tutaj teraz i nigdzie się nie wybieram. Twoje życie od teraz będzie lepsze.”

Nie odpowiadam na to.

Rozumiem, że się o mnie troszczy i jest całkowicie rozczarowana swoim synem.

Ale on nadal jest jej synem.

Zastanawiam się, czy gdybym była jej córką i mój partner zrobiłby mi to, czy nadal nalegałaby na zaślubiny?

Nie.

Na koniec dnia robi to dla swojego syna.

Powszechnie wiadomo, że siła wilka wzrasta, gdy ma przy sobie swoją prawdziwą partnerkę, a moc Dominica zdecydowanie wzrośnie wraz z ukończeniem rytuału zaślubin.

Ale ja go nie chcę.

Nie chcę być zaślubiona gwałcicielowi.

On tylko pogorszy moje życie.

Muszę odejść.

Previous ChapterNext Chapter