Read with BonusRead with Bonus

Rozdział dziewiąty

„Dbaj o siebie,” wyszeptała Juno, ocierając zabłąkaną łzę z twarzy Catherine.

„Obiecuję. Zadzwonię, jak tylko się urządzę.”

„Wideorozmowa! Chcę zobaczyć nowe miejsce,” powiedziała Juno, mrugając, żeby powstrzymać łzy.

Catherine objęła ją jeszcze raz i mocno przytuliła. Odsunęła się i pozwoliła Tomie objąć Juno ramionami.

„Zaopiekuję się nią, Cat. Nie martw się,” powiedział Toma, składając mały pocałunek na włosach Juno.

„Trzymaj się z dala od kłopotów, Toma, i z dala od…”

„Debbie, wiem,” powiedział z uśmiechem. Chciała go też przytulić, ale oboje spojrzeli na jej partnera, opierającego się o swojego mustanga z założonymi rękami. Jego oczy zwęziły się na widok wilka. „Zmykaj stąd,” wyszeptał. „Zanim mnie zabije.” Toma pociągnął za kołnierz i przełknął ślinę, co sprawiło, że się zaśmiała.

„Chrzanić to,” wyszeptała, odsuwając Juno, żeby mogła go przytulić.

Toma zachichotał i mocno ją przytulił. Graham warknął i usłyszała, jak się zbliża. „Nie daj się mu, Kitty,” wyszeptał Toma. „Jesteś silna jak ogień. Rozpal jego świat, dobrze?”

Catherine skinęła głową na jego ramieniu, zanim Graham ją odciągnął i objął ją ramieniem w posiadawczym uścisku. Wytarła łzy z twarzy, ignorując swojego partnera, którego pięści zaciskały się z potrzeby wbicia Tomy w ziemię. Ścisnęła jego rękę na swoim ramieniu i jego mięśnie się rozluźniły. No, to niezły trik.

Toma wrócił do swojej pozycji z ramionami wokół Juno. „No już, Malutka, zmykaj stąd. Dzwoń do nas w każdej chwili. A ty,” powiedział, patrząc na Grahama z wrogim wyrazem twarzy, który szybko przerodził się w akceptację. „Jesteś szczęściarzem. Nigdy jej nie lekceważ.”

Graham skinął głową i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się, a jego usta uniosły się w górę. „Chodź, Skarbie.”

Wziął ją za rękę i poprowadził do samochodu. Otworzył jej drzwi pasażera. Wsiadła i odwróciła się do przyjaciół. Juno pomachała, a Toma machnął ręką, żeby ruszała. Usiadła na fotelu, a Graham delikatnie zamknął drzwi. Opuściła szybę, gdy wsiadał za kierownicę i uruchamiał samochód. Silnik zaryczał, a Juno wachlowała się ręką, mówiąc bezgłośnie, „gorący.” Catherine uśmiechnęła się i przewróciła oczami. Poczuła, jak Graham bierze jej rękę i przeniosła wzrok z przyjaciół na niego. Podniósł jej rękę do ust i delikatnie ją pocałował.

„Jesteś gotowa?” zapytał, dając jej jeszcze jedną szansę na pożegnanie.

Świeże łzy napłynęły jej do oczu, ale skinęła głową. On pociągnął jej rękę na swoje kolana, użył wolnej ręki, aby wrzucić bieg i pozwolił samochodowi ruszyć naprzód. Szarpnęła głową w tył, aby spojrzeć na swoich przyjaciół. Ich jasne uśmiechy szybko zniknęły, zbyt odległe, aby je dostrzec. Gdy skręcili za róg, powiedziała "żegnaj" swojemu staremu życiu i spojrzała w przyszłość.

„Mam może niezręczne pytanie do ciebie,” powiedziała Catherine, wpatrując się w okno.

„Jakie?”

„Um, wilkołaki żyją bardzo długo, prawda?” Catherine zapytała, patrząc na swojego partnera, aby ocenić jego reakcję. Uśmiechnął się delikatnie, ale nadal patrzył przed siebie.

„Tak, istnieje błędne przekonanie, że jesteśmy nieśmiertelni. Nie jesteśmy. Po prostu żyjemy dużo dłużej niż większość. Starzejemy się też, tylko znacznie, znacznie wolniej,” wyjaśnił z tym samym delikatnym, wiedzącym uśmiechem.

„Więc, um, ile masz lat…”

„Mam 32 lata,” odpowiedział, rzucając jej humorystyczny uśmiech. Catherine wypuściła wielki oddech ulgi, co spowodowało, że Graham wybuchnął śmiechem. „Co byś zrobiła, gdybym powiedział 327, co? Czy to byłoby dla ciebie nie do przejścia?”

Catherine przyjrzała się jego ostrym liniom szczęki i uśmiechowym zmarszczkom wokół oczu. Zaczerwieniła się gwałtownie. Nie, pomyślała sobie, Nie, ta myśl nigdy nie przyszłaby jej do głowy. „Jak daleko jest Blackmoore?” zapytała, zmieniając temat, zanim zagłębiła się zbyt daleko w te myśli.

Bawił się jej palcami w swojej ręce. „Około półtorej godziny do mojego domu.”

„Naprawdę? Myślałam, że jest dużo bliżej, tuż za miastem?” Catherine wybrała Sterling, ponieważ miało być blisko wilkołaków. Czy ich dom naprawdę był tak daleko? Czy naprawdę nigdy nie była bezpieczna?

„Pierwsza brama jest około 15 minut stąd.”

Pierwsza brama?” zapytała, przyglądając się jego przystojnej twarzy w popołudniowym świetle. Spojrzał na nią i uśmiechnął się, zauważając jej spojrzenie.

„Są trzy,” wyszeptał, znowu przyciągając jej rękę do swoich ust, jednocześnie utrzymując kontakt wzrokowy. „Teraz nie ma już ucieczki.”

Parsknęła, zanim się uśmiechnęła. Może Juno miała rację. Z pewnością on nie mógłby przejść przez trzy silnie zabezpieczone linie ogrodzeń i potem próbować zabrać ją z stada wilkołaków? Jej wolna ręka odruchowo dotknęła wewnętrznej strony uda i spojrzała z powrotem na Grahama, który uśmiechał się i patrzył na drogę. Musiałaby mu powiedzieć wkrótce, albo dowiedziałby się sam. Pokręciła głową, nie chcąc się jeszcze nad tym zastanawiać. Spojrzała przed siebie na drogę i na pierwszą bramę stada wilkołaków Blackmoore.

Prawie dwie godziny później Graham wjechał na podjazd uroczej jednopiętrowej kamiennej chatki, po której jednej stronie wspinał się bluszcz. Było tam kilka witrażowych okien i zachęcająco duży ganek z huśtawką i kilkoma drewnianymi krzesłami. Catherine wysiadła z samochodu i czekała, aż Graham wyjmie kilka jej toreb z bagażnika. Machnął ręką, zapraszając ją, by poszła pierwsza.

„Nie mieszkasz w domu stada?” zapytała, kiedy szli po brukowanej ścieżce.

„Lubię swoją prywatność,” odpowiedział.

Weszli po nierównych schodach na ganek, a on położył rękę na jej plecach. Otworzył drzwi. Wszedł pierwszy, a ona zauważyła, że jego ramiona zesztywniały. Rozejrzała się, ale nic nie wydawało się nie na miejscu.

Wnętrze było wypełnione ciepłym drewnem. Od podłóg, przez gustowne meble, po kamienny kominek w salonie, miała wrażenie, że weszła do bajkowej chatki położonej w środku lasu. Wciągnęła powietrze, spodziewając się poczuć zapach swojego partnera zmieszanego z cedrem, ale zamarła w połowie. Był tu inny zapach, który sprawił, że włosy na jej ramionach stanęły dęba. Niski warkot wstrząsnął jej piersią, zaskakując ją. Ruszyła naprzód.

W głębi umysłu słyszała, jak Graham próbuje ją zatrzymać, ale to zignorowała. Otworzyła drzwi i zobaczyła źródło słodkiego zapachu, leżące na łóżku Grahama, całkowicie nagie. Kobieta uśmiechnęła się do niej, ale zmieniła wyraz twarzy, gdy za Catherine wszedł Graham. Kobieta wyglądała na zszokowaną i zranioną, zakrywając się pościelą.

„Grey? Kim jest ta dziewczyna?” zapytała kobieta, siadając i zakrywając ręką piersi.

Catherine zmarszczyła brwi. Przez jej klatkę piersiową przeszył ból, odwróciła się, by wyjść. Graham chwycił ją za ramię, nie pozwalając jej uciec. Przynajmniej nie zmuszał jej do patrzenia.

„Arabella, co ty, do cholery, robisz?” zapytał, jego głos był niski i niebezpieczny.

„Ja... ja nie rozumiem. Nie było cię przez kilka dni. Myślałam, że będziesz szczęśliwy, wracając do swojej dziewczyny...” szepnęła Arabella, udając wątpliwości. „Kim jest ta dziewczyna, którą przyprowadziłeś do domu?” zapytała ponownie.

Catherine próbowała wyrwać ramię, nie chcąc brać udziału w tej wymianie zdań. Uścisk Grahama tylko się zacieśnił. Upokorzenie zdominowało wszystkie inne emocje. Próbowała powstrzymać łzy. Jej partner miał dziewczynę? Czy to dlatego nie było go przez kilka dni? Czy chciał spędzić ostatni weekend z kobietą, którą kochał? Czy...

Nie jesteś moją dziewczyną. Nigdy nią nie byłaś. Jak, do cholery, dostałaś się do mojego domu? To była Leonora??” zapytał Graham, przerywając jej spiralne myśli. Teraz Leonora?

„Dałeś mi klucz, pamiętasz? Dlaczego tak się zachowujesz, Grey? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?” zapytała Arabella, znowu używając tego dziwnego imienia.

„Nie nazywaj mnie tak. Wynoś się. Wiem dokładnie, co robisz i to nie zadziała. Wynocha!” rozkazał Graham.

Pozwolił, aby jego aura wyszła na zewnątrz, a jej efekty niemal powaliły Catherine na kolana. Jak jego rozkaz mógł być tak silny, skoro nie zajmował wysokiej pozycji? Czy to była cecha samców lykantropów? Tak szybko, jak aura się pojawiła, tak samo szybko zniknęła i Catherine mogła znowu oddychać swobodniej. Słyszała, jak kobieta schodzi z łóżka i boso idzie w stronę drzwi, w ich kierunku.

„Zostaw prześcieradło,” zażądał Graham.

Arabella poczekała, aż znalazła się obok nich, pół stopy od Catherine, zanim pozwoliła prześcieradłu opaść z jej idealnie uformowanego ciała. Catherine zauważyła, że była pokryta tatuażami, jak wielu innych lykantropów, ale jej były owinięte wokół ciała w skomplikowany, ładny wzór, który oplatał obie nogi, a potem łączył się na plecach, biegnąc wzdłuż kręgosłupa. Arabella uśmiechnęła się złośliwie do Catherine, wypinając swoje jędrne, okrągłe piersi w powietrze.

„Do zobaczenia jutro, Grey.” Mrugnęła do Catherine, a potem wyszła, zostawiając za sobą ślad swojego mdłego, słodkiego zapachu.

Oddech Catherine był ciężki, gdy walczyła z surowymi emocjami wirującymi w niej. Wściekłość, zazdrość, upokorzenie, zamęt walczyły o dominację. Z każdym urywanym oddechem wciągała więcej zapachu tej kobiety. Najwyraźniej była intymna z jej partnerem. Kiedy to było ostatnio, nie mogła być pewna. Mogła zapytać, Graham by jej powiedział, ale naprawdę nie chciała wiedzieć. Czy chciała?

Podczas gdy walczyła, by myśleć i oczyścić umysł, zapach kobiety nadal ją drwił. Jej skóra zaczęła się jeżyć. Emocje stawały się coraz silniejsze im bardziej czuła zapach rywalki. W oddali słyszała głos wołający jej imię, mówiący, żeby oddychała. Ale nie mogła oddychać.

Każdy oddech przybliżał ją do krawędzi. Czuła, jak włosy na jej ramionach się unoszą. Jej wzrok zwężał się, rozszerzał, znowu zwężał. Zamknęła oczy, żeby walczyć z mdłościami, które groziły, że ją pokonają. Para rąk objęła jej policzki i jej umysł stał się pusty.

Previous ChapterNext Chapter