




Rozdział siódmy
Graham oparł obie ręce o ścianę prysznica i pozwolił, by woda spływała po jego pochylonej głowie. Obserwował, jak woda zmienia kolor z brązowego na czerwony, gdy krew spływała z jego włosów i skóry. Był zadowolony, że zdecydował się zameldować w hotelu i umyć się, zanim odbierze swoją dziewczynę. Uśmiechnął się do siebie na myśl o niej, co zdarzało się ostatnio dość często.
Śledzenie zbiegów zajęło znacznie więcej czasu, niż ktokolwiek się spodziewał. Byli bardziej sprytni, niż przewidywano, maskując swój zapach różnymi rodzajami błota i zapachami innych zwierząt. Graham jednak nie został głównym wojownikiem w swojej grupie tak po prostu. W końcu znaleźli czterech zbiegów ukrywających się w jaskini wczoraj rano. Potem zaczęły się tortury.
Graham musiał przyznać, że te małe kundelki były lojalne do bólu. Zabił dwóch z nich, zanim zdał sobie sprawę, ile czasu minęło. Jensen nie był zadowolony, że udało mu się zabić dwóch zakładników, co oznaczało, że nie trzeba było wiele, aby przekonać jego alfę, by pozwolił mu wrócić do swojej dziewczyny. Jensen zabrał pozostałych dwóch zbiegów na teren grupy i pozwolił Theo zająć się nimi... biedne dranie. Theo ich nie zabije.
Gdy woda już dawno stała się czysta, Graham wyskoczył z prysznica i ubrał się tak szybko, jak tylko mógł. Wiedział, że Catherine będzie na niego zła. Cholera, sam był na siebie zły. Miał tylko nadzieję, że więź między nimi pomoże złagodzić jej szarpane emocje. Musiała zrozumieć jego rolę w grupie i to, że czasami będzie musiał znikać na kilka dni. Po prostu nienawidził, że musiało to się zdarzyć tak szybko.
Pojechał do baru, w którym pracowała, i zaparkował swojego czarnego Mustanga na krawężniku po drugiej stronie ulicy. Przejechał dłonią po piersi, próbując uspokoić nerwy, które nagle się w nim obudziły. Wziął głęboki oddech i przeszedł przez ulicę. Kilku pijanych mężczyzn wyłoniło się chwiejąc się i Graham zdążył odsunąć się na czas, by uniknąć wymiotów na swoje buty. Usłyszał pospieszone przeprosiny, zanim się oddalili. Graham wszedł do baru i jego oczy natychmiast zaczęły przeszukiwać pomieszczenie w poszukiwaniu jej. Zajęło mu to tylko chwilę, by ją znaleźć. Jeszcze mniej czasu zajęło, by jego pierś wypełniła się gniewem.
„Mały skurwiel,” wysyczał pod nosem.
Graham patrzył, jak ochroniarz, którego ostrzegał zaledwie dwa dni temu, by trzymał się z dala od jego dziewczyny, niósł ją w swoich ramionach. Jej głowa była oparta o jego pierś, a jego ręce podtrzymywały ją pod kolanami i plecami. Ochroniarz rozmawiał gorączkowo z kobietą za barem, która prowadziła go na zaplecze restauracji. Graham ruszył za nimi, ignorując inne kobiety za barem, które mówiły mu, że nie może przejść przez drzwi. Gdy wszedł, usłyszał głosy, które stawały się coraz głośniejsze i bardziej zaniepokojone.
„Ile jej dałaś, Juno? Ona się, kurwa, zemdlała!” krzyknął mężczyzna.
„Dałam jej tylko jedną szklankę! Wypiła może dwa łyki!” wrzasnęła kobieta.
„Kotku? Kiciu? Obudź się,” mężczyzna mówił czule, co sprawiło, że Graham wydał z siebie warkot.
Stał teraz w drzwiach kuchni, obserwując, jak dwoje ludzi zamarło na ziemi nad jego partnerką. Mężczyzna i kobieta odwrócili się, by spojrzeć na niego. Twarz mężczyzny zbladła, gdy zdał sobie sprawę, kto właśnie warknął, podczas gdy oczy kobiety bezwstydnie przesuwały się po jego ciele. Musiał przyznać, że była ładna z jasnymi blond włosami i bladymi szarymi oczami. Miała całkiem niezłą figurę i nosiła skąpe ubrania, które to podkreślały. Wydawało mu się, że rozpoznaje ją z sobotnich kolacji. Była okej. Nawet nie mogła się równać z kobietą, która była jego partnerką.
„Co tu się, kurwa, dzieje?” zapytał Graham, krok do przodu.
Mężczyzna powoli cofał się, unosząc ręce. „Słuchaj, stary. To nie jest to, co myślisz. Siedzieliśmy przy barze i…”
Graham złapał go za gardło i przycisnął do ściany. Oczy mężczyzny na chwilę przewróciły się do góry, gdy jego drogi oddechowe zostały odcięte. „Co mówiłem o dotykaniu jej? Co?”
Mężczyzna drapał rękę Grahama, próbując zmusić go do puszczenia. Potrząsał głową gorączkowo. W tle słyszał krzyki kobiety, ale jego uwaga była skupiona. Jego wzrok się zwęził, a skóra swędziała, gotowa do przemiany. Wtedy poczuł zimny metal lufy pistoletu przyciśnięty do skroni.
„Puść go, albo wpompuję ci w głowę sześć srebrnych kul,” ostrzegł drugi mężczyzna.
Kły Grahama wydłużyły się. Jego skóra drżała, a świat wokół niego zwolnił. Zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył mrugnąć, Graham uderzył głową pierwszego mężczyznę o ścianę, obrócił się, wyrwał pistolet i popchnął drugiego mężczyznę tak mocno, że poleciał dziesięć stóp w tył, uderzając w piekarnik. Graham ruszył w stronę drugiego mężczyzny, wiedząc, że pierwszy będzie nieprzytomny przez kilka minut. Nie odrywając wzroku od celu, rozłożył pistolet i wyjął magazynek, wyrzucając naboje jeden po drugim. Uśmiechnął się.
„Srebrne kule, co?” zapytał Graham, patrząc na ołowiane kule rozsypane po podłodze kuchni.
Drugi mężczyzna siedział teraz, oparty o piekarnik. Uśmiechnął się i przetarł tyłem ręki krew z ust. „Zmusiliśmy cię do puszczenia mojego brata, prawda?”
Graham nie mógł powstrzymać półuśmiechu. Byłby z niego świetny wojownik.
„Hej! Brutale!!” krzyknęła kobieta z miejsca, gdzie jej partner nadal leżał nieprzytomny. Kobieta miała ręce na biodrach i wyglądała jak nauczycielka zmęczona rozdzielaniem szkolnych bójek. „O czymś zapomnieliście?”
Drugi mężczyzna wstał i strzelił plecami. „Co się stało, Juno?”
Graham podszedł do swojej partnerki. Upadł na ziemię i wziął ją w ramiona. Westchnęła na jego dotyk, ale jej ciało pozostało bezwładne, a oczy zamknięte. Odgarnął jej włosy z twarzy i ujął jej policzek.
„Nie wiem. Była wściekła i jadła przy barze. Dałem jej drinka, który, przysięgam, wypiła tylko do połowy. Wróciłem do pracy, a następną rzeczą, którą wiem, jest to, że Toma krzyczy, że spadła ze stołka,” wyjaśnił Juno, unosząc się nad Catherine i Grahamem na podłodze.
„Dlaczego była wściekła?” zapytał drugi mężczyzna. „Może ktoś do niej podszedł i coś jej dosypał…”
„Nie, to nie to,” powiedział Juno, wściekłość w jej głosie. Stukała nogą i skrzyżowała ramiona. „Jej tak zwany partner ją porzucił.”
Graham spojrzał na kobietę. „Zajęły mnie sprawy biznesowe.”
„Biznes?” zapytał drugi mężczyzna, śmiejąc się. „Od kogoś, kto ma tak przebiegłą partnerkę jak ta, stary, wymyśl lepszą wymówkę.”
Graham miał przeczucie, że prawda byłaby jeszcze gorsza. Jak mógłby powiedzieć swojej zbuntowanej partnerce, że spędził dwa dni, ścigając jej własny rodzaj i torturując ich? Graham spojrzał z powrotem na Catherine i pozwolił sobie wziąć ją całą w swoje oczy. Była równie piękna, jak ją pamiętał. Ciemnoblond włosy, prawie brązowe, falujące za jej ramionami. Lekko opalona skóra z piegami na twarzy, szyi i klatce piersiowej. Zastanawiał się, czy piegi ciągną się dalej po jej ciele. Czy nadal nosiła te przeklęte soczewki, które zakrywały jej rzadki dar? Ostrożnie podniósł jej lewe powieki i zawarczał.
To nie brązowa soczewka, którą zobaczył, go rozwścieczyła, lecz czarne linie wyryte od jej źrenicy na zewnątrz. Nad jego głową usłyszał, jak Juno wzdycha, a drugi mężczyzna przeklina. Pochylił się bardziej i dotknął jej warg swoimi. Przejechał językiem po szwie jej pełnych warg i odskoczył.
„Wilcza trucizna,” zawarczał Graham. „Została otruta.”
„Otruta?!” młodszy mężczyzna, Toma, wykrzyknął ze swojego miejsca przy ścianie. Najwyraźniej doszedł do siebie w ciągu ostatnich kilku minut. „Timone, czy on właśnie powiedział Wilcza trucizna?”
„Tak,” odpowiedział drugi mężczyzna, Timone, nie spuszczając wzroku z bezwładnego ciała w ramionach Grahama.
„Wypiłem większość jej tequili! Czy to znaczy, że ja też…”
„Spokojnie, kretynie, wyglądałbyś jak ona, gdybyś też został otruty,” odpowiedział Timone.
„Potrzebuję kogoś, kto pobiegnie do mojego samochodu. W bagażniku jest czarna torba sportowa. Przynieś ją tutaj,” rozkazał Graham.
„Załatwię to!” zawołał Toma. Bez zastanowienia rzucił klucze młodemu mężczyźnie.
„Więc... jesteś partnerem Kitty Cat, co?” zapytała kobieta, przekrzywiając biodro, aby mu się przyjrzeć. Jej oczy powędrowały do tatuaży na jego odsłoniętym przedramieniu, a on naciągnął rękaw, aby je zakryć.
„Tak, jest moja,” zgodził się Graham.
„Cóż, jestem Juno, jej najlepsza przyjaciółka. Masz trochę do wyjaśnienia.”
„Nie tobie,” odpowiedział tonem pełnym rezerwy, co sprawiło, że uśmiechnęła się lekko.
„Powinieneś tu być. Ona potrzebuje ochrony,” dodała, patrząc na swoją przyjaciółkę z łagodnym wzrokiem.
„Ochrony przed czym? Wiesz, kto to zrobił? Wiesz, przed kim uciekła? Kim była jej stara wataha?”
Juno pokręciła głową. „Nie, odmawia nam powiedzenia czegokolwiek. Zabrałam ją z autostrady w Idaho. Jeśli ktoś pyta, mówi, że jej życie zaczęło się w dniu, kiedy przeprowadziła się do Sterling. Ale...” Juno spojrzała na Timone’a.
Timone kiwnął głową. „Często ogląda się za siebie. Jest nerwowa. Nie lubi, gdy mężczyźni ją dotykają. Możemy przypuszczać, że nie ucieka przed czymś, ale przed kimś. I wie, że ma on moc, aby ją znaleźć.”
Zanim Graham zdążył zadać kolejne pytania, drzwi do holu trzasnęły i Toma wbiegł do pokoju trzymając torbę Grahama. Położył ją obok niego. Graham nie tracił czasu. Używając wolnej ręki, przeszukiwał torbę. Ignorował ciekawskie spojrzenia trzech osób, które próbowały zobaczyć, co znajduje się w jego torbie. Znalazł zestaw medyczny, rozwiązał węzeł trzymający go razem i rozłożył go na ciele swojej partnerki. Jego palce przebiegały po każdej strzykawce, aż znalazł tę, której potrzebował. Zdjął nakrętkę zębami i wbił igłę w mięsień jej uda.
Catherine drgnęła. Jej oczy otworzyły się szeroko, a ona wzięła gwałtowny oddech. Jej dłonie zacisnęły się na jego koszulce. Poczuł ulgę w klatce piersiowej, gdy czarne żyły ustąpiły z jej oczu. Ludzie wokół niego westchnęli z ulgą.
„Graham?” wyszeptała Catherine, jej brwi zmarszczone razem.
„Jestem tutaj,” odpowiedział.
„Jesteś tutaj,” powiedziała. Catherine uniosła rękę i myślał, że pogładzi jego twarz. Zamiast tego spoliczkowała go... mocno. Jego głowa odskoczyła na bok ze zdziwieniem, a kilka chichotów rozbrzmiało w pokoju. Spojrzał w dół, aby zobaczyć, że patrzy na niego z gniewem. „Dupek,” mruknęła, zanim jej powieki zamknęły się ponownie, a jej ciało znów stało się bezwładne. Patrzył na nią z otwartymi ustami. Walczył z chęcią, aby pocierać swoje obolałe policzki.
„Jak mówiłem,” Timone zaśmiał się, przerywając ciszę. „Sprytna.”