




Rozdział drugi
Graham dogonił Jensena, Marka i Stuarta. Ignorował ich ciekawskie spojrzenia, gdy wrócił na swoje miejsce przed nimi, aby upewnić się, że nie ma żadnych zagrożeń podczas ich drogi na spotkanie z Alfą Nathanem. Wyraz rozczarowania na twarzy jego partnerki ciągle przewijał się w jego myślach.
Jego partnerka. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Kiedy wysiadł z SUV-a i poczuł słodki zapach pomarańczy i śmietanki, pomyślał, że musi być tu jakiś sprzedawca lodów. Przemożny zapach i ciasny kołnierzyk koszuli odciągały jego uwagę od zadania, jakim było zapewnienie bezpieczeństwa alfie i jego świcie.
Potem ją usłyszał... potem ją zobaczył. Jej piękno dosłownie go zatrzymało. Jasnokasztanowe włosy z delikatną falą opadały tuż poniżej jej ramion. Delikatna, opalona skóra z piegami na policzkach i pełne usta, które natychmiast sprawiły, że jego członek stwardniał na myśl o tym, jak dotykają go wszędzie. Zgrabne ciało z wąską talią i piersiami, które groziły wylaniem się z ciasnego topu, który miała na sobie. Jej oczy błyszczały z rozpoznania iskrzącego między nimi. Nie umknęło mu, że ten blask nie był tak jasny w jej prawym oku, co sprawiło, że zastanawiał się, czy nosi soczewki kontaktowe... ale dlaczego tylko w jednym oku?
Jego wzrok został oderwany od niej, gdy Jensen wpadł na niego i cicho warknął. Śpieszyli się, a złamanie formacji mogło oznaczać tylko jedno – niebezpieczeństwo, którego wyraźnie nie było. Spojrzał z powrotem na swoją partnerkę, jego umysł wirował od pomysłów, jak do niej dotrzeć, jednocześnie wykonując swoje obowiązki. Stuart i Mark minęli go, Mark z wyrazem humorystycznej ciekawości, a Stuart z kpiącym uśmiechem. Ponownie spojrzał na swoją partnerkę, która mocno ściskała namiot, przy którym stała. Potem uśmiechnęła się do niego, a jego cały świat, jaki znał, rozpadł się na kawałki. Podniosła rękę, a jego tętno poszybowało w górę. Wywęszył jej zapach, teraz mógł ją znaleźć wszędzie, rozumował.
Graham, co do cholery? Gdzie jesteś? Jensen odezwał się w jego umyśle.
Graham przełknął ślinę, wiedząc, że nie miał wyboru. Starał się przekazać to spojrzeniem, gdy zrobił krok w jej stronę. Zauważył, jak jej uśmiech powoli znika, a wyraz rozczarowania i bólu przemknął przez jej twarz, zanim się odwrócił.
"Lepiej trzymaj się na baczności, Grey," zawołał za nim Stuart, gdy ich miejsce spotkania, Shepherd’s Bar and Grill, pojawiło się w zasięgu wzroku. "Właściciel, Paul, może na ciebie skoczyć, jeśli będziesz zbyt rozproszony."
Graham przewrócił oczami. Wiedział, że właściciel jest gejem i już dawno temu go odrzucił, chociaż Stuart nigdy mu tego nie zapominał. Chodził do Grilla w każdą sobotę, kiedy miał wolne, przez ostatnie pięć lat. Wtedy zatrudnili nowego szefa kuchni, a jego jedzenie było nie do odparcia. Nawet pytał dziewczyny za barem o tego faceta, ale one tylko śmiały się do rozpuku i próbowały przekonać go, żeby zabrał je do domu zamiast niego. Po tym spotkaniu siadał w tylnej części lokalu, próbując zmieniające się menu w soboty, kiedy szef kuchni podobno dostawał świeże, lokalne produkty na cały tydzień.
Dziś jednak nie chodziło o jedzenie, to był sygnał alarmowy od lokalnego alfy, który zgłaszał liczne ataki ze strony wyrzutków. Właściciel Grilla, Paweł, spotkał ich przy tylnym wejściu.
"Przepraszam, że musieliście iść pieszo, Alfa Jensen. Targ rolny powinien się skończyć, zanim zakończy się wasze spotkanie i wtedy wasi kierowcy mogą was tu odebrać," wyjaśnił Paweł.
"Nie ma problemu," odpowiedział Jensen, wkładając telefon do kieszeni, aby uścisnąć dłoń mężczyzny. Spojrzał na dwóch mężczyzn przy wejściu. "Czy macie dla nas przygotowany prywatny pokój?"
"Tak, panie, nie będzie nikogo innego w budynku poza mną, podczas gdy będziecie rozmawiać."
"Dobrze." Jensen skinął głową dwóm ochroniarzom, którzy skłonili głowy, gdy Jensen wszedł.
Graham pozwolił Stuartowi i Markowi wejść, podczas gdy sam został na chwilę, aby upewnić się, że nie są śledzeni. Paweł trzymał dla niego drzwi otwarte. Gdy wchodził, usłyszał, jak Paweł szeptał do mężczyzn: "Pamiętajcie, o czym rozmawialiśmy. Nikt nie wchodzi. Zrozumiano? Po prostu zamknijcie się i róbcie swoje, a będzie dobrze."
Graham bacznie przyglądał się każdemu pomieszczeniu, przez które przechodzili, szukając ukrytych zagrożeń. Zapachy wirujące wokół były analizowane przez jego umysł, zanim je odrzucał. Jensen i reszta już byli w salonie baru, czekając, aż Paweł wskaże im pokój. Paweł zrobił to, machając ręką w kierunku drzwi pośrodku. Jensen skinął głową Grahamowi. On i Mark rozdzielili się, aby sprawdzić każde puste pomieszczenie, zanim Graham otworzył drzwi, które mieli użyć. Alfa Nathan i dwaj mężczyźni, których przyprowadził, stali przy wejściu. Gdy Jensen wszedł, napięcie w pomieszczeniu podwoiło się.
"Alfa Nathan," przywitał się Jensen, podnosząc rękę.
Nathan przełknął ślinę i z niepokojem uścisnął dłoń Lykańskiego Alfy. "Dziękuję, że przyszedłeś, Alfa Jensen."
"Bezpieczeństwo twojej watahy wpływa na bezpieczeństwo mojej, Nathan. Doceniam, że przyniosłeś tę sprawę do nas. Wiem z doświadczenia, jak trudno jest prosić o pomoc. Teraz usiądź i powiedz mi, z czym się borykacie," powiedział Jensen. Usiadł, chętny do przejścia do rzeczy.
Nathan odetchnął z ulgą, gdy znów usiadł. "Tak, no cóż, odkryliśmy problem około sześć miesięcy temu. Zaczęło się od małych rzeczy, tu i ówdzie zapach wyrzutka wzdłuż naszych granic, nic niezwykłego, jak wiesz."
"Oczywiście," zgodził się Jensen.
Graham ustawił się przy ścianie obok drzwi. Skrzyżował ramiona i uważnie słuchał. Bezpieczeństwo watahy było jednym z jego głównych obowiązków. Ponieważ wataha Nathana graniczyła z ich, jeśli mieli problemy z wyrzutkami, wkrótce wpłynęłoby to na nich.
„Około trzech miesięcy temu zauważyliśmy grupę z nich, może czterech?” spojrzał na swojego betę po prawej stronie, który skinął głową na znak zgody. „Rozproszyli się w momencie, gdy moja patrola ich zauważyła. Straciliśmy ich zapach około dwóch mil na północ i nie mieliśmy kolejnego spotkania przez miesiąc. Myśleliśmy, że ich wystraszyliśmy.” Nathan pokręcił głową. „Potem zauważyliśmy dwie osobne grupy po czterech na przeciwległych końcach naszych granic. Testowali nasze ogrodzenia. Na szczęście, ponieważ wzorowaliśmy je na waszych, nie byli w stanie ich przełamać, ale…”
„To niepokojące,” powiedział Jensen, stukając palcami w krawędź stołu. „Masz jakieś pojęcie, czego szukali?” Wyciągnął papierosa z kieszeni kurtki i zaoferował jednego widocznie nerwowemu alfie, który pokręcił głową.
„Nie mam pojęcia! Nie mamy żadnych wrogów, nie przyjęliśmy nowych członków od ponad roku, nie mamy żadnych zaległych umów biznesowych ani żadnych ważnych zasobów do zdobycia…”
Jensen zaciągnął się papierosem. „Dlaczego mam wrażenie, że masz pomysł, czego chcą, tylko boisz się go wyrazić?”
Nathan spojrzał na swojego betę, który znów skinął głową. Beta przemówił następny. „To obwody, które próbowali przełamać, nas niepokoją, Alpha Jensen.”
„Co z nimi?”
„Zostały zauważone tylko w pobliżu ogrodzeń, które graniczą z waszymi.”
Jensen spojrzał na Grahama, który pokręcił głową. „Nie mieliśmy żadnych niezwykłych obserwacji. Jeden lub dwa tu i tam. Wszyscy zostali złapani, przesłuchani i wypuszczeni z ostrzeżeniem i przyjacielskim przypomnieniem,” odpowiedział Graham. Każdy łajdak złapany w ich granicach dostaje małe piętno, żeby wiedzieli, jeśli wilk spróbuje tego samego dwa razy.
Mężczyzna po lewej stronie Nathana wyciągnął z kolan teczkę, wyjął zdjęcie i przesunął je po biurku. Jensen rzucił na nie szybkie spojrzenie, zanim podał je Grahamowi. Ten wziął zdjęcie i zmarszczył brwi. Było to zdjęcie piętna, którego Blackmoore używa na skórze łajdaka.
„To przyjacielskie przypomnienie?” beta zapytał z uśmiechem.
Graham rzucił becie spojrzenie. Beta schylił głowę pod jego spojrzeniem w mniej niż dwie sekundy. „Kiedy to zrobiliście?”
„Dwa tygodnie temu,” odpowiedział Nathan.
„To nie pierwsze,” zgadł Jensen.
„Ani ostatnie,” potwierdził Nathan.
„Cóż, kimkolwiek są, byli na tyle sprytni, żeby nie dać się złapać przez nas dwa razy,” wtrącił Mark.
„I nie masz pojęcia, czego szukają?” zapytał Graham. „Mieliście więcej niż trzech tych łajdaków i nic nie wyciągnęliście?”
Twarz bety zaczerwieniła się. „To nie tak, że nie próbowaliśmy.”
„Cóż, jakiekolwiek metody używacie, muszą…”
„Żaden z nich nie miał języka,” wtrącił Nathan, lekko się jeżąc.
Jensen posłał ostrożne spojrzenie Alfie Nathanowi, przypominając mu, kto komu pomaga. „Języki czy nie, są sposoby na uzyskanie odpowiedzi.”
„Dlatego was wezwaliśmy. Myślimy, że możemy sobie nawzajem pomóc,” powiedział Nathan.
„Złapaliście kolejnego?” zapytał Jensen.
Alfa i beta wymienili spojrzenia. „Tak... udało mu się uciec.”
„Kiedy?” tym razem zapytał Graham.
Nathan nie spuszczał wzroku z Jensena. „Ostatniej nocy. Udał się na zachód. Śledziliśmy go przez kilka mil, zanim straciliśmy jego zapach. Zadzwoniliśmy do ciebie nie tylko z powodu naszych granicznych relacji. Potrzebujemy... potrzebujemy tropiciela...” Nathan w końcu spojrzał na Grahama.
Jensen odwrócił się przez ramię. Graham skrzyżował ramiona i skinął głową. „Masz go,” zgodził się Jensen, wstając. „Przejmiemy to i pomożemy wam z waszym problemem. Omówimy zapłatę za nasze usługi po zakończeniu. Mój zespół spotka się w waszym domu stada do wieczora, aby zdobyć potrzebne informacje, a potem wyruszą. Powinniśmy mieć odpowiedzi w ciągu dwóch dni.” Jensen wyciągnął rękę. Nathan uścisnął ją, niepewny, czy powinien być zadowolony z umowy, ale zbyt przestraszony, by odmówić.
Stuart i Mark wyszli przed Jensenem, szybko przeszukując wnętrze w poszukiwaniu zagrożeń. Jensen wyszedł, zrobił dwa kroki i zatrzymał się. Graham szybko podążył za nim, by zobaczyć, co się dzieje. Zrobił jeden krok i zamarł: pomarańczowa śmietanka. Podniósł nos do góry i głęboko wciągnął powietrze jak dziwak. Ślina napłynęła mu do ust i musiał walczyć, żeby nie jęknąć.
„Ty też to czujesz,” powiedział cicho Jensen. Spojrzał na Grahama.
„Ty... ty to czujesz?” zapytał Graham. Oczywiście każdy mógł wyczuć zapach jego partnerki, ale na pewno nie byłby tak silny dla alfy ani nie budziłby alarmu.
Jensen skinął głową, a jego nozdrza rozszerzyły się, gdy jego oczy się zwęziły. „Włóczęga.”
Brwi Grahama ściągnęły się w wyrazie złości. Teraz wciągnął powietrze bardziej celowo i tam to było, ukryte pod powierzchnią jej zapachu: smród włóczęgi.
„Znajdę to. Idź do samochodu,” ponaglił Graham, kierując się przez bar. Wszedł do korytarza dla personelu i zatrzymał się. Usłyszał słodki głos śpiewający i patelnie przesuwające się po kratkach. Szedł dalej, subtelnie zaglądając do każdego wejścia w poszukiwaniu włóczęgi.
Graham szedł dalej korytarzem, a zapach pomarańczy i śmietanki zaczął mieszać się z zapachem włóczęgi i w końcu zrozumiał. Śpiewanie trwało, gdy dotarł do ostatnich drzwi. Podwójne drzwi były otwarte, prowadząc do lśniącej kuchni. Zobaczył swoją partnerkę otwierającą piekarnik i pochylającą się, żeby wdychać zapach, przy czym się schylała. Widok jej pochylonej w legginsach rozbroił go. Po raz pierwszy w życiu był całkowicie bezsilny wobec reakcji swojego ciała. Jego mięśnie napięły się z pragnienia, by jej dotknąć. Jej śpiewanie nieco ucichło, zanim całkowicie zamilkło. Jego partnerka zamknęła piekarnik i odwróciła się. Jej oczy rozszerzyły się, gdy przesuwały się po jego sylwetce. Im niżej patrzyły jej oczy, tym bardziej czerwieniła się jej skóra. Na wysokości jego pasa upuściła telefon.
„Co... co ty tutaj robisz?” wyszeptała.