Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 8: Ona odeszła?!

Leon’s POV

Plac treningowy rozbrzmiewał jękami i głuchymi uderzeniami ciał o zamarzniętą ziemię. Wokół mnie młodzi wojownicy z Plemienia Mroźnego Cienia sparowali się w ćwiczeniach bojowych.

Powinienem był się skupić, poprawiać postawy i udzielać wskazówek jako syn Alfy. Zamiast tego, moje myśli ciągle wracały do nocy polowania.

Moje palce muskały jej uda, czując jej podniecenie, które odbijało się we mnie.

Moje ciało pragnęło ją zdobyć, przycisnąć do zamarzniętej ziemi, poczuć jej całkowite poddanie. Ale rozsądek przywracał mnie do rzeczywistości—jej kruchość, brak wilka, przyszłość plemienia.

Wybór wojowniczki jako mojej Rozmnażaczki wydawał się idealnym rozwiązaniem.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Skye była tak wściekła. Rozpieszczona przez swoją rodzinę, kompletnie nieświadoma odpowiedzialności.

Najbardziej zszokowało mnie, że faktycznie zaakceptowała moje odrzucenie.

"Leon! Jesteś całkowicie odsłonięty!"

Ostrzeżenie przyszło za późno.

Ramię Ethana uderzyło w moją klatkę piersiową, rzucając mnie na plecy. Przez chwilę mogłem tylko patrzeć na blade zimowe niebo.

Ethan stanął nade mną, wyciągając rękę. "To już trzeci raz dzisiaj. Gdzie masz głowę?"

"Po prostu zmęczony," mruknąłem.

Wokół nas inni wojownicy przerwali trening, aby obserwować. Maya nie ukrywała swojego zainteresowania, jej blond włosy związane w ciasny warkocz, jej spojrzenie śledziło moje ruchy z ledwo skrywaną żądzą.

"Jeszcze raz," rozkazałem, przyjmując postawę.

Gdy Ethan i ja krążyliśmy wokół siebie, moje myśli wróciły do wspomnienia z zeszłego miesiąca.

Skye obserwowała nasz trening z boku, owinięta w ten ogromny niebieski płaszcz, który uwielbiała. Kiedy Ethan wykonał perfekcyjne obalenie na jednym z nowych rekrutów, podskoczyła, klaskała i wiwatowała, jakby to było najbardziej imponujące, co kiedykolwiek widziała.

"Wkrótce będę tam z wami," zawołała, jej srebrne włosy łapiące światło pierwszego śniegu sezonu. "Poczekajcie, aż się przemienię!"

Ale właśnie skończyła osiemnaście lat w zeszłym tygodniu, a nadal się nie przemieniła.

Jestem trzy lata starszy od Skye, przemieniłem się, gdy miałem piętnaście lat.

Moje rozproszenie znowu mnie kosztowało. Ethan podciął moje nogi, i po raz drugi znalazłem się patrząc w niebo.

"Serio, Leon," powiedział Ethan.

"Przerwa na wodę!" zawołałem do grupy, potrzebując chwili, aby się zebrać.

Siedem lat temu, widziałem jak pazury wampira rozdzierają klatkę piersiową mojej matki. Miałem tylko czternaście lat, zamrożony w przerażeniu, kiedy postawiła się między wampirem a grupą młodych—w tym Ethanem i Skye. Jej ostatnie słowa do mnie, krew bulgocząca z jej ust: "Zostań Królem Alfą. Chroń ich wszystkich."

Wspomnienie wypaliło wszelkie dziecięce wyobrażenia o romansie czy zauroczeniu.

Od tego czasu miałem tylko jeden cel: spełnić umierające życzenie mojej matki.

Po latach, kiedy zaspokajałem fizyczne potrzeby związane z przemianą, umawiałem się na randki bardziej dla ciała niż z jakiejkolwiek emocjonalnej więzi.

Gdy wczoraj wieczorem poczułem, że Skye jest moją partnerką, pierwszą reakcją było rozczarowanie.

Luna powinna być jak moja matka—inteligentna, potężna, pełna wdzięku i gotowa poświęcić wszystko dla stada, jeśli zajdzie taka potrzeba. Skye brakowało tych cech.

Śledziłem ją celowo, gdy weszła do lasu, obserwując z cienia, jak napotyka grizzly. Czekałem, mając nadzieję, że w tym momencie ekstremalnego niebezpieczeństwa coś się w niej obudzi—jej wilk, może przynajmniej jakiś instynkt przetrwania.

Zamiast tego upadła jak porcelanowa lalka, strzelając dziko w panice. Jeśli nie mogłem jej zaufać w obliczu jednego niedźwiedzia, jak mógłbym jej zaufać w walce z wampirami, łowcami czy rywalizującymi stadami?

"Leon!" Głos Mai wyrwał mnie z zamyślenia.

"Masz!" powiedziała, siadając obok mnie i podając mi butelkę wody.

Przyjąłem ją z skinieniem głowy, pijąc długo, zanim oddałem z powrotem. Maya trwała, jej oczy badały moją twarz.

"Zrobiłeś słusznie, wiesz," powiedziała, "Stado potrzebuje Luny, która potrafi walczyć u boku, a nie kogoś, kto potrzebuje ochrony."

Jej słowa były odbiciem moich własnych myśli, ale słysząc je na głos, poczułem się nieswojo. Mruknąłem bez przekonania i odwróciłem się, ale Maya nie skończyła.

"Moja matka mówi, że w naszym stadzie nie było latentnego wilka od trzech pokoleń. To zły znak." Pochyliła się bliżej, głos zniżył się do szeptu. "Wszyscy zgadzają się, że podjąłeś właściwą decyzję."

"Trening wznowiony za dwie minuty," ogłosiłem głośno, ignorując jej pytanie.

Gdy wieczór się zbliżał i trening się zakończył, na terenie treningowym pojawił się niespodziewany gość.

Matka Skye pospieszyła w naszą stronę, jej twarz była pełna niepokoju.

"Ethan," zawołała, "czy Skye jest z tobą?"

Ethan zmarszczył brwi, patrząc na mnie, zanim potrząsnął głową. "Nie, nie widziałem jej cały dzień. Dlaczego?"

"Zniknęła," powiedziała jego matka, jej głos drżał, gdy trzymała mały kawałek papieru. "Znalazłam to na jej poduszce, po tym jak skończyłam wędzenie mięsa."

Ethan wziął notatkę, jego wyraz twarzy ciemniał, gdy czytał. Atrament był rozmazany w kilku miejscach—ślady łez. Moje wnętrzności zacisnęły się z nagłym, niewytłumaczalnym lękiem.

"Co tam jest napisane?" zapytałem, zbliżając się.

Zanim Ethan zdążył odpowiedzieć, głos mojego ojca wypełnił mój umysł przez naszą więź stada.

"Leon, wykryliśmy zbuntowane wilki blisko naszej wschodniej granicy. Zbierz swoją grupę treningową i natychmiast sprawdźcie to."

Krew odpłynęła mi z twarzy. Spojrzałem Ethanowi w oczy, wiedząc, że otrzymał tę samą wiadomość. Bez słowa obaj ruszyliśmy w stronę lasu, wciąż w naszych treningowych ubraniach.

Za nami słyszałem, jak matka Skye woła w zamieszaniu, ale nie było czasu na wyjaśnienia.

Jeśli Skye opuściła ochronę stada, jeśli była tam sama w pobliżu zbuntowanych wilków...

Previous ChapterNext Chapter